Logo Przewdonik Katolicki

Cud swojej epoki

Elżbieta Wiater
XVIII-wieczny wizerunek Hermana z Reichenau. Mnich przedstawiony jest z kulami podczas komponowania Salve Regina | fot. Wikipedia

Taki tytuł nadali Hermanowi jemu współcześni. W naszych czasach nie wiadomo, czy dano by mu szansę się urodzić, bo lista jego wrodzonych wad jest długa: rozszczep podniebienia, rozszczep kręgosłupa i dziecięce porażenie mózgowe. Dlatego zresztą jeden z jego przydomków brzmi: Kaleka.

Po łacinie jednak określano go częściej mianem Contractus – ścignięty, skrócony, które wynikało z kształtu jego sylwetki. Urodził się w 1013 r., czyli w czasach, kiedy ten język był mową elit intelektualnych Europy, więc wśród nich był znany właśnie pod tym przydomkiem. Przyszedł na świat w książęcej rodzinie, jego ojcem był Wolfrad II z Althausen-Venningen, może dlatego chłopiec otrzymał na tyle dobrą opiekę, że pozwoliła mu dożyć do siódmego roku życia. Wtedy to rodzice postanowili oddać go do klasztoru benedyktynów w Reichenau (wyspa na Jeziorze Bodeńskim), a mnisi przyjęli go głównie dlatego, że książę hojnie ich wspierał. Trudno się dziwić ich ograniczonemu zachwytowi – chłopiec ledwo się poruszał, miał problemy z mową i, jak z czasem się okazało, także ze wzrokiem. Nie mógł więc zostać wyświęcony, a do tego, żeby zostać bratem zakonnym, był za dobrze urodzony, zresztą niepełnosprawność odebrała mu możliwość pracy fizycznej. Mimo to opat przyjął od niego śluby zakonne i Herman stał się pełnoprawnym benedyktynem.

Miejsce ucieczki
W ekranizacji Rozważnej i romantycznej z 2007 r. jest scena, w której Edmund tłumaczy swojej siostrze, czym jest biblioteka. Wskazując szerokim gestem zastawione równymi szeregami grzbietów półki, stwierdza: „To miejsce ucieczki” – i myślę, że bł. Herman w pełni by się zgodził z tym określeniem. Ksiąg nie interesowała jego niepełnosprawność, za to chętnie dzieliły się tym, co w sobie zawierały. Młody mnich zaczął odkrywać kolejne przestrzenie wiedzy, a te odkrycia odsłoniły także pewną prawdę o nim – w zniekształconym niepełnosprawnością ciele mieszkał niesłychanie sprawny i bystry intelekt.
Opanował świetnie nie tylko łacinę i grekę, ale także arabski, ponieważ odkrył, że w traktatach pisanych w tym języku znajdzie wiele wskazówek z zakresu astronomii i matematyki. Do dziś badacze zastanawiają się, jak to możliwe, że chociaż miał osłabiony wzrok i ograniczoną ruchomość kończyn, był w stanie konstruować precyzyjne przyrządy astronomiczne i instrumenty muzyczne. Myślę, że zdecydowała o tym noszona w sercu pasja poznawania, do której realizacji potrzebował narzędzi, ale też wypracowana dzięki niepełnosprawności cierpliwość. Dłużej niż inni uczył się chodzić i radzić sobie z najprostszymi czynnościami, co nauczyło go także konsekwencji. Kolejne porażki na drodze do osiągnięcia największej możliwej niezależności udzieliły mu lekcji pokory, a podnoszenie się z nich dawało poczucie sprawczości. Cechy te bardzo przydają się w pracy naukowej, dzięki nim jest ona uczciwa i rzeczywiście twórcza.

Nie tylko intelekt
W historii Kościoła jest wielu wybitnych intelektualistów, ale nie wszyscy zostali wyniesieni na ołtarze. Herman trafił na nie dopiero w 1863 r., jednak nie należy z tego powodu powątpiewać w jego świętość. To raczej dowód na nią, bo skoro kult benedyktyna przetrwał nie tylko ponad osiemset lat, ale i reformację oraz popularność sekularyzacyjnych nurtów oświeceniowych (a mowa tu o południowych Niemczech, gdzie oba te fenomeny historyczne były żywo obecne), to musi być realny i oparty na konkretnych przesłankach potwierdzających duchową wielkość błogosławionego.
Jemu współcześni zapamiętali go jako człowieka, który mimo słabego i pogarszającego się od pewnego momentu coraz bardziej stanu zdrowia pozostał pogodny i otwarty na współbraci. Jego pokory nie naruszyło nawet rosnące uznanie ze strony ówczesnych intelektualistów – przyjeżdżali do klasztoru lub prowadzili z nim intensywną korespondencję, doceniając posiadaną przez niego wiedzę i umiejętność rozstrzygania problemów badawczych. Tytułowe określenie nie wzięło się znikąd, sława Hermana jako naukowca rozeszła się bardzo szeroko. Razem z nią szła opinia o jego świętości, bo kult benedyktyna zaczął się rodzić już pod koniec jego życia, a po śmierci nabrał intensywności. Z pewnością wpływ miały na to także jego ostatnie dzieła.

W mroku i harmonii
Wśród historyków średniowiecza Herman jest znany przede wszystkim jako autor Chronicon – dziejów świata od czasów Chrystusa do roku śmierci kronikarza. Dzieło jest precyzyjne, oparte na dostępnych mnichowi źródłach, pozbawionych cudowności i waty słownej. Kontynuował je Bertold z Reichenau, co wskazuje na jeszcze jedną piękną cechę Contractusa, a mianowicie to, że potrafił wychować swojego następcę. To jednak tylko jedna księga spośród wielu napisanych przez niego na temat historii.
Do tego trzeba dodać traktaty o matematyce, głównie geometrii, astronomii oraz powiązane z nimi tematycznie te o muzyce. Nie, nie przejęzyczyłam się – dla średniowiecznych te trzy sfery ludzkiego poznania się ze sobą ściśle łączyły, muzyka była ludzkim odwzorowaniem harmonii sfer niebieskich, zaś matematyka była językiem opisu tej ostatniej. Herman zresztą napisał jeden z pierwszych traktatów muzykologicznych De musica. Mówi tam m.in. o dobroczynnym wpływie muzyki na psychikę człowieka.
Pod koniec życia jednak stracił wzrok i, nie mogąc już czytać, zaczął tworzyć, co ciekawe: poezję i muzykę. Z tego okresu mają pochodzić jego sekwencje i antyfony, w tym te najbardziej znane: Salve Regina (Królowo miłosierdzia) oraz Alma Redemptoris Mater (Święta Odkupiciela Matko), do których Herman napisał także muzykę. Coraz słabszy i zanurzony w ciemności, nie poddał się jej. Stał się poetą, zawierając w tekstach także własne doświadczenie.
Dowody tego są ukryte w tekście Salve Regina. Tu mała glossa: w pierwotnym tekście antyfony nie było tytułu „Matka miłosierdzia”, który został dodany prawdopodobnie w XIII w., oraz ostatnich zwrotów: „O łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo”. To dopisał w XII w. św. Bernard. W zasadniczej części tekstu mówimy: „Do Ciebie wzdychamy, jęcząc i płacząc na tym łez padole”, a następnie: „Jezusa, błogosławiony Owoc żywota twojego po tym wygnaniu nam okaż”. Hermanowi od początku życia towarzyszył ból, zmieniało się tylko jego natężenie. W tym kontekście nie dziwią westchnienia, jęk i płacz, ani wyrazista świadomość, jak wiele łez potrafi wycisnąć doczesność. Także prośba o ukazanie Jezusa, padająca z ust ślepca, jednoznacznie wskazuje, czego pragnął mnich i w czego spełnienie żarliwie oraz z pokorą wierzył.

Nieśmiertelność
Piękno muzyki skomponowanej przez niego nie pozostało jedynie w kościelnych murach. Co więcej, nie mam tu na myśli tylko późniejszych licznych opracowań muzycznych tych chorałowych melodii. W XX w. posłużyły one jako inspiracja do kilku utworów radzieckiej kompozytorce Galinie Ustwolskiej, uczennicy m.in. Szostakowicza, który zresztą także czerpał z utworów swojej uczennicy. Jej zachwyt i idące za nim zapożyczenia nie dziwią, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w swojej dojrzałej twórczości chciała tworzyć muzykę „duchową w swej naturze”, mimo że komponowała w komunistycznym kraju, w którym nawet utwory muzyczne podlegały cenzurowaniu. To jej wewnętrzne poszukiwanie sprawiło, tak myślę, że odnalazła porozumienie z głęboko niepełnosprawnym fizycznie mnichem z XI w.
Nieodmiennie mnie zadziwia i zachwyca to, że Herman, kiedy wydawało się, że Bóg odebrał mu wszystko, zaczął śpiewać, najpiękniej jak potrafił, na Jego chwałę. W fizycznej ciemności wołał ku Światłu i najwyraźniej został wysłuchany.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki