Logo Przewdonik Katolicki

Coś na zawsze. Po co się tatuujemy?

Angelika Szelągowska-Mironiuk
Il. Agnieszka Sozańska

Ozdobienie ciała tatuażem nie jest przejawem psychopatologii. W niektórych sytuacjach może nawet pełnić funkcję „paraterapeutyczną” i wspomóc odzyskiwanie dobrostanu. Z kolei duża liczba wykonanych tatuaży czy sytuacja, w której ktoś „dziara się” w obliczu trudnych emocji, mogą być rozpatrywane jako kompulsja czy akt autoagresji.

Słynne słowa Elizabeth Gilbert, autorki książki Jedz, módl się, kochaj, zgodnie z którymi „Posiadanie dziecka jest jak tatuaż na twarzy. Trzeba być całkowicie pewnym, nim się podejmie ostateczną decyzję”, są nie tylko komentarzem dotyczącym powagi decyzji o powiększeniu rodziny, ale też podkreśleniem (być może niecelowym) trwałości wykonywanych na ciele tatuaży. Intrygujące jest zatem to, co sprawia, że współcześni Polacy – żyjący w świecie ceniącym ostrożność wobec deklaracji „na całe życie” – decydują się na stałe ozdobienie swojego ciała tatuażami.

Młodzi wydziarani
Kilkadziesiąt lat temu posiadanie tatuażu było swego rodzaju ekstrawagancją – albo oznaką, że ma się za sobą „przerwę w życiorysie”, czyli np. pobyt w więzieniu czy zakładzie poprawczym. Dziś podejście do tatuaży zmieniło się zasadniczo – a posiadanie tego rodzaju ozdoby na ciele stało się zdecydowanie bardziej „demokratyczne”, choć wciąż pewne grupy osób tatuują się chętniej i częściej: według komunikatu CBOS Moda na tatuaże z 2017 r. 8 proc. Polaków ma tatuaż. Na „dziarę” prawie dwukrotnie częściej decydują się mężczyźni (10 proc. mężczyzn i 6 proc. kobiet). Statystyczny wytatuowany jest młodą i raczej słabo wykształconą osobą. Polacy najczęściej robią sobie tatuaże w wieku 25–34 lata (16 proc.). Kolejne 12 proc. to osoby w wieku 35–44 lata, następnie młodzi od 18 do 24 lat, (9 proc).
Można powiedzieć, że ozdabianie ciała tatuażami jest obecnie „charakterystyczne” zwłaszcza dla osób dość młodych. Chęć wykonania tatuażu wynika z odczuwanej potrzeby utrwalenia na skórze ważnego symbolu lub daty (np. narodzin dziecka), wyrażenia swoich poglądów (mogą to być zatem również symbole religijne) albo po prostu upiększenia swojego ciała. Nawet osobom niechętnym tatuowaniu się trudno byłoby chyba zaprzeczyć, że niektóre tatuaże stanowią prawdziwe dzieła sztuki, a wykonanie ich wymaga niezwykłej precyzji i zmysłu artystycznego.
Pod względem psychologicznym ciekawe wydaje się również to, że młodzi ludzie decydują się dość chętnie na ozdobę, która pozostanie z nimi prawdopodobnie na całe życie (usunięcie tatuażu nie jest łatwe i nie zawsze da się je przeprowadzić zgodnie z życzeniem klienta), choć przecież zewsząd słyszymy, że pokolenie millenialsów czy „zetek” boi się podejmować decyzje na stałe. Ewelina, niespełna trzydziestoletnia mieszkanka Lublina, tak tłumaczy swoje podejście do życiowej stałości i trwałości tatuażu: – Mama i starszy o 12 lat brat mówią mi, żebym się ustatkowała i znalazła sobie narzeczonego. Ja nie mam tego w planach, bo już dwa razy mocno się sparzyłam. Jeden mężczyzna oszukał mnie na pieniądze, drugi – nagle wyjechał w świat i nie chciał kontynuować związku. Na razie skupiam się na sobie, na nauce. Myślę o doktoracie. Mam cztery tatuaże, chociaż nie są one bardzo widoczne. Jeden z nich nawiązuje do Wiedźmina, trzy pozostałe do kruków – to moje ukochane ptaki, ważne dla mnie symbole inteligencji i niezależności. Nie przeraża mnie to, że są one na zawsze wryte w moją skórę. Są piękne i moje, wybrane przeze mnie. A nawet jeśli kiedyś przestaną mi się podobać, to przecież zawsze będą oznaczały drogę, którą przeszłam w życiu. Poza moją babcią, której tatuaże kojarzą się głównie z kryminałem, nikt nie komentował ich negatywnie – moje dziary budzą zainteresowanie, nie lęk.
Można zaryzykować stwierdzenie, że tatuaż stanowi dostępną, względnie bezpieczną formę posiadania czegoś na stałe, co sprzyja poczuciu bezpieczeństwa, potrzebnemu każdemu z nas.

„Na tyłku sobie zrób!”
Większa liczba osób, które decydują się na tatuaże, nie oznacza bynajmniej, że Polacy zapatrują się na nie bardzo pozytywnie. Prawdą jest, że tatuaże nie są już raczej postrzegane jako przejaw przynależności do kultury więziennej czy świata przestępczego, jednak większość osób, które nie mają tatuaży, w dalszym ciągu ocenia je dość krytycznie: według wspomnianego badania CBOS wśród większości Polaków, którzy tatuaży nie mają, ponad połowa uważa, że tatuowanie ciała oznacza jego oszpecanie i okaleczanie (53 proc.). W mniejszości są osoby, które tatuowanie ciała odbierają jako jeden z wielu sposobów upiększania się czy też dbania o urodę (30 proc.).
Znaczenie dla percepcji tatuaży ma, jak można się spodziewać, wiek. Młodsze osoby wykazują się wobec tego rodzaju modyfikacji ciała większą akceptacją niż przedstawiciele pokoleń ich rodziców czy dziadków. Z perspektywy psychologii systemowej oznacza to, że jedną z motywacji do wykonania sobie tatuażu przez młodą osobę bywa wyrażenie postawy buntu wobec opiekunów i podkreślenie swojej autonomii. Ciało młodego człowieka zdaje się wtedy wręcz wprost komunikować: „żyję według własnych zasad, więc zrobię ze swoim życiem, co zechcę”. Rodzice czy dziadkowie nierzadko na chęć ozdobienia ciała tatuażami reagują wściekłością i automatycznym potępieniem pomysłu pociechy (słowa „na tyłku sobie zrób!” usłyszało naprawdę wiele osób, które podzieliły się ze starszymi członkami rodziny swoim zamiarem). Takie podejście nie tylko powoduje, że młody człowiek czuje się lekceważony i nieprzyjęty, ale także może skutkować wykonaniem tatuażu w warunkach, które mogą zagrażać jego zdrowiu – na przykład w „piwnicy” u kolegi. Nie chcę sugerować, że rodzice powinni bez zastrzeżeń zgadzać się na pomysł tatuowania się przez ich dziecko (czy w ogóle na wszelkie koncepcje życia swoich pociech) – warto jednak podejść do tej sprawy z uważnością i delikatnością, a także zrozumieć, jakie potrzeby dziecka ma zaspokoić taka ozdoba. Szczera rozmowa ułatwi podjęcie rodzicom decyzji, czy i na jakich zasadach mogą wyrazić zgodę na zabieg.

Tusz podskórny a zdrowie
W dyskusji o tatuażach nie można pominąć kwestii zdrowia – i tego, jaki wpływ na nie może mieć wprowadzenie tuszu pod skórę. Przede wszystkim należy pamiętać, że wykonanie tatuażu w miejscu, w którym nie są przestrzegane zasady higieny, może skutkować infekcjami, a także zakażeniem np. wirusem HIV, którego transmisja odbywa się między innymi poprzez kontakt ze świeżą krwią nosiciela (z uwagi na tego rodzaju ryzyko posiadanie świeżego tatuażu jest przeciwskazaniem np. do oddawania krwi). Właśnie z tego powodu tak bardzo niebezpieczne jest wykonywanie „dziar” u niespecjalistów – niestety, mimo rosnącej popularności tatuowania się wciąż brak jest jednoznacznych prawnych uregulowań dotyczących tego, kto może wykonywać tatuaże, a kto nie. Co więcej – również tatuaż wykonany w sterylnych warunkach przez kompetentną osobę może wiązać się z pewnymi problemami zdrowotnymi. Dr med. Jolanta Maciejewska, specjalista dermatolog wenerolog, wskazuje na łamach portalu mp.pl, że obecność tatuażu na ciele może przyczynić się do „rozwoju reakcji alergicznej (w tym reakcji fototoksycznej). Ponadto mogą powstawać zmiany typu reakcji na ciało obce (powstanie ziarniniaków typu ciała obcego). W niektórych przypadkach może dochodzić do pojawienia się objawu Kobnera, co prowadzi do wysiewu zmian łuszczycowych lub liszaja płaskiego”.
Wreszcie, z perspektywy psychologicznej, wykonywanie tatuaży może być niekiedy rozpatrywane jako kompulsja albo akt autoagresji. Oczywiście samo w sobie ozdobienie ciała tatuażem nie jest przejawem żadnej psychopatologii, tak jak nie jest nią np. przekłucie uszu. Jednak duża liczba wykonanych tatuaży, tatuowanie się w podejrzanych, niesprawdzonych salonach albo sytuacja, w której ktoś „dziara się” w obliczu trudnych emocji, może sugerować nadmierną impulsywność danej osoby, nieumiejętność tolerowania frustracji czy nazywania własnych stanów emocjonalnych. Dlatego właśnie w procesach terapeutycznych nierzadko przyglądamy się okolicznościom pojawiania się na ciele kolejnych tatuaży (ale także np. kolczyków) u pacjenta – nasze ciało i to, jak je modyfikujemy, mówi niekiedy bardzo wiele o naszym życiu wewnętrznym. Jednak, wbrew pojawiającym się pseudonaukowym „doniesieniom”, nigdy nie diagnozuje się nikogo wyłącznie na podstawie tego, czy ma tatuaż, jak duży on jest albo co przedstawia.

„Chodzę dumnie w sukienkach”
Krążąc po mediach społecznościowych, natknęłam się swojego czasu na zapadający w pamięć mem: jego przesłanie było takie, że do tatuażysty garnęło się mnóstwo osób, które tak naprawdę potrzebowały terapii. W istocie żaden tatuaż ani modyfikacja ciała nie zastąpi procesu psychoterapeutycznego czy leków osobom, które zmagają się z zaburzeniami osobowości, psychozami czy depresją – istnieją jednak sytuacje, kiedy wykonanie sobie tatuażu może pełnić funkcję „paraterapeutyczną” i wspomóc odzyskiwanie dobrostanu. Jedną z takich osób jest spotkana przeze mnie na forum dla osób wytatuowanych Joanna, której tatuaż pomógł zaakceptować swoje okaleczone niegdyś ciało. – Jako mała dziewczynka wylałam na siebie garnek wrzątku, babcia mnie nie dopilnowała. Do tej pory matka jej tego nie wybaczyła – opowiada. – Miałam poparzone całe przedramiona i stopy – dlatego zawsze nosiłam bluzki z długimi rękawami i pełne buty. Pierwszy raz pokazałam się komuś „obcemu” bez rękawów… we własną noc poślubną. Żyłam we wstydzie – zero wyjść na basen, zero ćwiczeń na wuefie. I kiedy miałam 27 lat, podjęłam decyzję, że chcę coś zmienić. Przeczytałam, że są ludzie, którzy tatuują sobie blizny i pomyślałam, że umówię się na konsultację w tej sprawie. Zrobiłam sobie cały rękaw, a na stopie feniksa – symbol nowego życia, wstawania z popiołów. Ani przez chwilę nie żałowałam. Teraz chodzę dumnie w sukienkach i bluzkach na ramiączkach, noszę sandały. Nikt się nie dziwi mojemu wyglądowi, czuję się wolna. Jeśli czegoś żałuję, to tylko tego, że nie zdecydowałam się na to dużo wcześniej – już jako osiemnastolatka mogłam wykonać tatuaż. Gdybym zrobiła to wtedy, to jako studentka i młoda żona mogłabym nosić się tak jak moje rówieśnice.
Istnieją także osoby, które pod tatuażami ukrywają (albo za ich pomocą dekorują) blizny np. po cesarskim cięciu czy mastektomii. Uciekanie przed swoją własną historią, jaka by ona  była, nie pomaga w prowadzeniu zdrowego i satysfakcjonującego życia – jeśli jednak tatuaż ma posłużyć do „odzyskania” jakiegoś fragmentu swojego ciała, symbolicznego zakończenia z jego pomocą jakiejś historii (np. związanej z leczeniem), to może być on bardzo wartościowym „towarzyszem”.
Piękno i fenomen sztuki tatuowania polega więc chyba właśnie głównie na tym, że – jak niemal każde dzieło – może mieć mnóstwo znaczeń i odgrywać w życiu człowieka bardzo wiele różnych ról.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki