Tatuaż możesz zobaczyć u swojej dentystki, nauczycielki swojego dziecka i u dyrektora korporacji, w której pracujesz. Chociaż akurat ci w większości przypadków będą go ukrywać pod długim rękawem. Kilka lat temu internet obiegło zdjęcie wytatuowanego mężczyzny, obok stał ubrany w biały fartuch ze stetoskopem w ręce. „To twój lekarz” – głosił napis w języku angielskim. Przekaz był jasny: nie oceniaj ludzi po tatuażach. Może mieć je lekarz, który właśnie uratował życie twojego dziecka. Wciąż wydaje nam się, że tatuaż to znak rozpoznawczy ludzi z kryminalną przeszłością, osób z marginesu lub ewentualnie z jakiejś podejrzanej subkultury. Tymczasem świat się zmienia i dzisiaj trudno znaleźć środowisko, które się nie tatuuje. Tym zjawiskiem z pewnością zajmują się już socjolodzy i antropolodzy kultury, bo prześledzenie historii tatuażu – od rytualnego w społecznościach prymitywnych po estetyczny w rozwiniętej cywilizacji świata zachodniego – jest pasjonujące i ciekawe.
Tatuaż jako język kultury
Znalezione w 1991 r. w Tyrolu zamrożone ciało człowieka liczącego 5,5 tys. lat pokryte było tatuażami – naliczono ich ponad 50. Także figurki ludzkie z okresu neolitu ozdobione były geometrycznymi wzorami, które mogą oznaczać tatuaże. Oznacza to, że człowiek już od najdawniejszych czasów w ten sposób ozdabiał swoje ciało. Pewne jest, że tatuowanie za pomocą techniki nakłuwania znane było w starożytnym Egipcie. Herodot pisze o Trakach, że posiadanie w ich społeczności tatuażu jest oznaką wysokiego pochodzenia, a nie mieć go to znaczy należeć do niskiej klasy. Starożytni Rzymianie i Grecy spotykali się z tatuażem u ludów barbarzyńskich, wśród których byli Trakowie, Scyci, Germanie, Piktowie. Sami nie ozdabiali w ten sposób ciała, zbyt kojarzył im się właśnie z „barbarzyńcami”. Za to znaczyli niewolników i jeńców wojennych, tatuując znaki własności – stigma. U ludów tak zwanych prymitywnych tatuaż pełnił funkcję ochronną i magiczną, szczególnie u szamanów, stawał się czymś w rodzaju amuletu, który miał chronić przed złymi mocami. Samo słowo „tatuaż” pochodzi z języka polinezyjskiego – tatau – i znaczy „malowidło, znak, oznaczyć”. Pierwotne jego znacznie było rytualne i często pokrywało całe ciało. W jednych kulturach było związane z obrzędami inicjacyjnymi, takimi jak osiągnięcie wieku dojrzałości lub zabicie wroga, w innych z obrzędami religijnymi.
Jednak w Europie do XVII w. mało kto się tatuował. Polinezyjskie słowo na określenie trwałego ozdabiania ciała przywiózł kapitan James Cook. Marynarze spotykając wytatuowanych tubylców sami poddawali się takim procedurom i to oni są odpowiedzialni za upowszechnienie się tatuaży na Starym Kontynencie. Oczywiście przede wszystkim w środowiskach tak zwanych błękitnych ptaków, portowych prostytutek, kryminalistów i drobnych przestępców żyjących poza prawem. Bardzo długo tatuaż w Europie pełnił funkcję nie estetyczną, a piętnującą i identyfikacyjną. Trudno powiedzieć, żeby tatuaże króla Edwarda VII i jego synów coś w tym względzie zmieniły. To raczej ciekawostka, że król Jerzy V podczas pobytu w Japonii w 1881 r. zażyczył sobie tatuaż u najwybitniejszego tatuatora japońskiego. Podobno wtedy na dworze królewskim zapanowała moda na tatuaże artystyczne, ale przecież nie była to sytuacja masowa, a tylko kaprys wśród elity. Tatuaże nosili między innymi Rudolf i Franciszek Ferdynand Habsburgowie, car Mikołaj II, król Szwecji Oskar II Bernadotte, król Norwegii Haakon VII, para królewska Grecji Olga i Jerzy I, a nawet matka Winstona Churchilla.
Koptowie i Chorwatki
Podobno pierwsi chrześcijanie tatuowali sobie krzyże lub znaki ryby na przedramionach – nie wiem, czy to prawda, bo nigdzie nie znalazłam na to dowodów. Krzyż jerozolimski tatuowali sobie niektórzy rycerze wyruszający na krucjaty. Papież Hadrian I w 787 r. zakazał tatuowania, ta praktyka zbyt kojarzyła się z ludami pogańskimi, z wiarą w zabobony i niewolnictwem. Właśnie w takim kontekście należy odczytywać zakaz znakowania – tatuowania ciała w Starym Testamencie, zamieszczony w Księdze Kapłańskiej. Odnosi się do pogańskich zwyczajów znakowania ciała podczas żałoby. Tatuowanie krzyży na czołach, dekoltach i przedramionach do dziś od dawnych czasów praktykują chrześcijanie w Afryce: Koptowie w Etiopii i Egipcie. To nie jest ozdoba ani zwykły znak przynależności, to znak , który przypomina o realnym męczeństwie. Nie da się go wymazać ani zakryć. Otoczeni muzułmanami chrześcijanie w ten sposób żyją w codziennej gotowości na śmierć.
Ten zwyczaj znany był także w Europie. Na terenie dzisiejszej Bośni i Hercegowiny do XX w. przetrwał zwyczaj tatuowania dziewczynek znakami krzyża. W tym przypadku Kościół katolicki wręcz zachęcał do tego od czasów podbojów tych terenów przez Turków osmańskich. Starsze kobiety tatuowały jedenastoletnie dziewczynki w określony dzień roku, w święto św. Józefa. Krzyże wplatane w ludowe wzory tatuowano w prymitywny sposób na zewnętrznej stronie przedramienia i na dłoni, tak, żeby były zawsze widoczne. Miały za zadanie uchronić chrześcijańskie dziewczynki i kobiety przed porwaniami przez muzułmanów i zmuszaniem ich do przejścia na islam. Poza tym umacniały w wierze, przypominając w każdej chwili o tym, co najważniejsze w tamtych trudnych czasach. Żyje jeszcze dużo kobiet, Chorwatek, w wioskach, które należą dziś do Bośni, u których wciąż te tatuaże są widoczne. Ten zwyczaj, który skutecznie został wypleniony w latach komunizmu, teraz wraca. Młodzi ludzie tatuują sobie tradycyjne wzory, żeby nie zapomnieć zwyczajów swoich babć. Mówią też, że to znak ich tożsamości, a w dzisiejszym świecie nosić znak krzyża wytatuowany na ręce to prawie tak samo jak wtedy, w XVII w.
Maryja na ramieniu
W XX w. w Europie tatuowali się marynarze, żołnierze, więźniowie i artyści. Tatuaże były najczęściej prymitywne, ale zdarzały się też rysunki artystyczne. O przełomie można mówić pod koniec lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Nie dziwił muzyk grupy rockowej z pokrytymi tatuażami ramionami, ale nie spotykało się urzędnika z tatuażem. Najpierw zaczęły ozdabiać w ten sposób ciało różne medialne gwiazdy. Potem tak zwany zwykły człowiek, który chciał się do nich upodobnić. I tak zwyczaj charakterystyczny dla pewnych subkultur stał się niemal powszechny. Dziesięć lat temu tatuaż miał co 8. mieszkaniec USA, niemal połowa koszykarzy NBA i właściwie każdy wykonawca muzyki rockowej. Nauczyciel, jeśli chciał się wytatuować, musiał wybrać taką część ciała, którą można było zakryć. Dzisiaj tatuaż na ramieniu nauczyciela w większości szkół nikomu nie przeszkadza. Pamiętam czasy, gdy w Poznaniu były dwa studia tatuażu, dzisiaj trudno je zliczyć. W tych cieszących się najlepszą renomą na sesję czeka się kilka tygodni. Dziś tatuuje się najczęściej motywy, które nie mają żadnego znaczenia: motylki, kwiaty, różne elementy, które mają tylko ozdobić ciało. Niektóre tatuaże mają coś ważnego przypominać, stąd popularność portretów najbliższych osób. Wciąż wykonuje się tatuaże przedstawiające różne smoki i diabły, nie ma co ukrywać, że takie motywy są często spotykane.
W Stanach Zjednoczonych chrześcijanie od lat noszą na swym ciele wizerunki Chrystusa, Maryi, Ducha Świętego, krzyże i cytaty z Biblii. W Polsce krzyż benedyktyński i obraz Maryi z Gwadelupy ma na sobie najsłynniejszy obecnie muzyk chrześcijański, Robert Friedrich, i nie jest wcale jedyny.
Nie musi się podobać, ale nie patrzmy na wytatuowanych ludzi stereotypowo. Nie muszą być przestępcami ani ślepymi naśladowcami. Może to indywidualiści z artystyczną duszą, może znak na ich ciele znaczy więcej niż zwykła ozdoba, a może pragnie tylko zwrócić na siebie uwagę?