Czyli – czy będziemy mogli zrobić tam atrakcyjne zdjęcia, które później zaprezentujemy światu. Urlopowa smartfonoza dotyka zaś nie tylko bardzo młodych ludzi z pokolenia Z, uznawanych za „cyfrowych tubylców”, ale też tych, którzy w świat nowych technologii weszli stosunkowo niedawno.
Rezerwacje, planowanie, wymiana waluty
Nie jestem pewna, jak wielu z nas przed wyjazdem na wakacje sporządza listę rzeczy, które koniecznie trzeba zabrać ze sobą – mam jednak graniczące z pewnością przekonanie, że zdecydowana większość współczesnych urlopowiczów zabiera się sobą przedmiot, którego na listę wpisywać nawet nie trzeba, bo zapomnieć o nim niemal nie sposób: chodzi, jakżeby inaczej, o smartfon. Telefon z dostępem do internetu jest wielofunkcyjny na co dzień – i tak samo towarzyszy nam podczas planowania, a następnie przeżywania pięknych momentów na wakacjach (i nie tylko). Przed wyruszeniem w drogę smartfona można użyć do znalezienia ciekawego miejsca, zarezerwowania hotelu czy zrobienia zakupów przed podróżą, a podczas samego wyjazdu do robienia zdjęć, dzielenia się swoją lokalizacją z bliskimi, zamówienia jedzenia, ale też umówienia się na randkę z kimś w okolicy. Według badania przeprowadzonego w lipcu 2023 r. przez Digital Care smartfonowe aplikacje w celach „okołowakacyjnych” wykorzystujemy przede wszystkim do: rezerwacji noclegów (41 proc. respondentów), planowania podróży oraz wyszukiwania atrakcji (37 proc.), płatności i wymiany walut (również 37 proc.), a także rezerwacji środków transportu (27 proc.). Jednak największą popularnością przed wakacjami cieszą się aplikacje pogodowe – korzysta z nich 73 proc. badanych. Dzięki smartfonom możemy więc być bardziej niezależni – podczas pierwszego pobytu w nowym miejscu nie jest już konieczne gorączkowe poszukiwanie np. kantoru, bo wymiany waluty możemy dokonać za pomocą kilku kliknięć. Jest to bez wątpienia ogromne ułatwienie, zwłaszcza dla osób, które lubią dokładnie zaplanować swój wyjazd albo które podczas pobytu poza domem czują się zagubione.
Jednak upowszechnienie smartfonów i korzystanie z nich podczas wolnych dni ma wymiar nie tylko pragmatyczny. Wielu z nas na wyjeździe spędza dużo czasu ze smartfonem w ręku, bo… po prostu weszło nam to w nawyk.
Na smyczy technologii
Trudno nie dostrzec, że korzystanie ze smartfonów w okresie wakacyjnym może nie tylko ułatwić nam podróżowanie, ale także pozbawić nas części tego, co w wolnych dniach cenimy najbardziej: swobody i naturalności. Osoba przywiązana do smartfona, nieustannie sprawdzająca powiadomienia i gorące newsy, często w ten sposób „karmi” swoje FOMO (fear of missing out – lęk przed przeoczeniem, ominięciem czegoś ważnego). „Dolegliwość” ta nie istnieje w oficjalnych klasyfikacjach, wiemy jednak, że obawa, jakoby „odłączenie” się od internetu miało pozbawić nas istotnej wiedzy i doświadczeń, może skutecznie uprzykrzyć także czas wakacji. Osoba, która wręcz kompulsywnie sprawdza, co dzieje się na świecie (i w świecie jej znajomych), trwa w ciągłym napięciu i może mieć ogromną trudność w byciu tu i teraz, czyli po prostu cieszeniem się spędzaniem czasu z dala od zawodowych obowiązków. Przebywanie na wakacjach ze smartfonem „przyklejonym” do ręki męczy także nasz układ nerwowy (bo przecież dźwięk powiadomienia lub wibracje istnieją właśnie po to, by zwracać naszą uwagę), a także mogą powodować postrzeganie tunelowe, czyli ograniczenie pola widzenia. Wpatrując się w ekran smartfona, dostrzegamy zwyczajnie mniej elementów otoczenia, co sprawia, że możemy „przegapić” wiele cudów natury lub… narazić się na uraz poprzez nieuważne stawianie kroków.
Niekończąca się sesja zdjęciowa
U osób z mocniejszym rysem narcystycznym (a więc tak naprawdę niestabilną samooceną) korzystanie z telefonu wiąże się z kolei z potrzebą budowania swojego wizerunku jako idealnego i atrakcyjnego. Osoby te czują przymus fotografowania się w niezwykłych miejscach, prezentowania się na licznych fotografiach w sposób „nieskazitelny” oraz „zaliczania” pobytów w miejscach niedostępnych dla większości śmiertelników (i, oczywiście, dokumentowania swoich wojaży w mediach społecznościowych). Takie przeżywanie wakacji jest odległe od tego, co można nazwać odpoczynkiem – w końcu jest to trwanie w szponach perfekcjonizmu. Co więcej – nawet osoby o zdrowej strukturze osobowości są podatne na postrzeganie świata jako „pleneru” do zdjęć. Współcześnie przeżywanie pięknych chwil budzi niemal automatyczną reakcję w postaci sięgnięcia po smartfona i zrobienia zdjęcia. Przeżywanie własnego urlopu jako niekończącej się sesji zdjęciowej może być bardziej frustrujące i męczące niż zwykły dzień spędzony w pracy – za biurkiem nie trzeba przecież pozować ani wyglądać zjawiskowo. Starając się wyjść korzystnie na zdjęciu, siłą rzeczy zwracamy większą uwagę na wygląd naszego ciała niż na walory otoczenia. Takie podejście do doświadczeń wakacyjnych zapisuje się w naszej pamięci – niejednokrotnie podczas warsztatów poświęconych korzystaniu z nowych technologii słyszałam od uczestników, że swoją złość, wynikającą z braku możliwości zrobienia idealnego zdjęcia, pamiętają bardziej niż cechy otoczenia. Nie powinno więc dziwić, że osoby, które później myślą o swoich wakacjach, nierzadko dostrzegają wpływ korzystania ze smartfona na swoje samopoczucie – i żałują, że nadużywały telefonu komórkowego.
Dla potomnych i dla followersów
Bardzo istotną zmianą związaną z fotografowaniem ważnych dla nas momentów (więc także doświadczeń wakacyjnych), która zaszła w naszym społeczeństwie w ciągu ostatnich kilkunastu lat, jest to, kto staje się odbiorcą wykonywanych przez nas zdjęć. Fotografie wykonywane przez naszych rodziców czy dziadków, a także przez nas samych, jeszcze dwadzieścia czy piętnaście lat temu trafiały głównie do rodzinnych albumów – oglądać je mieliśmy my sami oraz najbliższe nam osoby. Współcześnie grupa odbiorców naszych zdjęć z plaży czy parku rozrywki znacząco się poszerzyła – a my już klikając w ikonę aparatu na telefonie, często w myślach „adresujemy” planowane zdjęcie nie tylko do potomnych, ale i do naszych followersów. Zdjęcia robione podczas wyjazdów przestały więc pełnić rolę osobistej pamiątki, a stały się naszymi wizytówkami, czasami – sposobem na zarabianie pieniędzy (jak wiemy, influencerzy potrafią zarobić krocie na zamieszczaniu w mediach społecznościowych zdjęcia z określonej restauracji), a także elementem rywalizacji – w social mediach nierzadko uwagę i uznanie wygrywa ten, kto najlepiej się prezentuje na zdjęciach czy nagraniach, oczywiście tych wykonanych w pięknych okolicznościach przyrody. Tego typu „wyścig” z kolei powoduje zawstydzenie u tych osób, których życie nie obfituje w egzotyczne wyprawy lub budzące zazdrość innych przeżycia.
Bezpieczeństwo i lepszy kontakt z bliskimi
Smartfonoza – choć być może czytelnicy są już zmęczeni przestrogami tego rodzaju, ale trudno byłoby ten aspekt pominąć – może także zagrażać naszemu bezpieczeństwu. Jeśli ktoś na bieżąco relacjonuje to, gdzie się znajduje, jakie ma plany na następne dni i kiedy wróci do domu, oznacza to często, że jego dom stoi w tym czasie pusty, co może „zainspirować” do działania chociażby osoby nieprzyzwyczajone do przestrzegania VII przykazania Dekalogu. Udostępniane przez nas informacje podczas urlopu są także bardzo cennym źródłem wiedzy na temat naszych zainteresowań, zamożności i przyzwyczajeń, co wykorzystują – niekiedy bezdusznie! – twórcy reklam i treści bazujący na internetowych algorytmach. Nie oznacza to, że korzystanie podczas wakacji ze smartfona jest równoznaczne z późniejszymi poważnymi kłopotami – ale dla własnego bezpieczeństwa lepiej jest „dawkować” informacje udostępniane na swój temat w sieci. Z kolei dla jak najpełniejszego, prawdziwie odżywiającego umysł i serce przeżycia niepowtarzalnych chwil warto czasami zostawić smartfona w kieszeni i po prostu cieszyć oczy widokiem. Skorzysta na tym nasz zmysł estetyczny, ale także towarzysze podróży – wspólne podziwianie połonin zwykle łączy parę zakochanych lub grupę przyjaciół bardziej niż fotografowanie się na tle górskiego krajobrazu. Niejedno dziecko, nastolatek czy rozgoryczony współmałżonek przeżywali złość i smutek, gdy bliska osoba podczas urlopu – z założenia rodzinnego – więcej czasu spędzała ze smartfonem przed twarzą niż na wspólnych rozmowach i spontanicznym zachwycaniu się otoczeniem. Wskazane byłoby także ograniczenie korzystania z WhatsAppa czy Facebooka celem przekazywania rodzinie czy grupie znajomych informacji na temat tego, gdzie dziś jesteśmy i co robimy. Komunikację internetową możemy przecież – z korzyścią dla relacji – zastąpić opowieściami, którymi podzielimy się tuż po powrocie. Również samo lekkie ograniczenie kontaktu z częścią bliskich pozostających w domu podczas naszego urlopu może wzmocnić naszą więź – nie od dziś wiadomo przecież, że za kimś, kogo się kocha i na kim nam zależy, powinno się czasami po prostu zatęsknić. Wakacje i nieco ograniczona wymiana informacji mogą być jedną z najlepszych okazji, by tego typu tęsknoty doświadczyć.
---
Nigdy nie spotkałam kogoś, kto opowiadając o swoich wakacjach czy krótkich wypadach, wyznałby, że żałuje zbyt małej ilości czasu spędzonego „w smartfonie”. W przytaczanym wcześniej badaniu co prawda 44 proc. respondentów przyznało, że na wakacjach używa smartfona tak samo jak na co dzień, ale już 22 proc. – o ponad dwie godziny krócej, co oznacza, że przynajmniej część z nas jest świadoma mrocznej strony letniej smartfonozy. Można więc przypuszczać, że zaryzykujemy mniej, jeśli podczas letnich wojaży – czy po prostu ciekawych momentów w życiu – telefon będzie dodatkiem, a nie ich głównym „uczestnikiem”.