Logo Przewdonik Katolicki

Muzyka śmierci

Marta Szostak
Bernt Notke Danse Macabre. Fragment malowidła z XV wieku | fot. Wikipedia

Dance of death. Danse macabre. Taniec śmierci. Temat idealny na lato, prawda?

Prawda – odpowiedzą ci z Państwa, przed którymi obecnie panujące warunki atmosferyczne codziennie stawiają pytanie „Jak długo jeszcze ten taniec będzie trwał”? Otóż obawiam się, że jeszcze kilka dobrych chwil. Dobrze to czy nie, tę kwestię pozostawię już Państwa rozeznaniom, ja zaś zajmę się bohaterką dzisiejszego tekstu: śmiercią.

Memento mori
Choć idealnie byłoby poeksplorować te jej aspekty, które wpłynąć na nas mogą ochładzająco (czyli na przykład: czarne jak smoła wnętrze grobowców, martwą – nomen omen – ciszę czy lodowaty dotyk marmurowej płyty), na przekór naszym pragnieniom wybierzemy się w podróż w rejony zlokalizowane na przeciwległym biegunie. Na tym, na którym nie ma znaczenia status społeczny, pozycja zawodowa, liczba zer na koncie i tytułów przed nazwiskiem. Liczy się za to Memento mori. Pamiętaj o śmierci, bo ona z pewnością o tobie nie zapomni. Przekonał się o tym Polikarp, próbujący za wszelką cenę uniknąć nieuniknionego, pamiętał o tym Don Kichot w rozmowach z oddanym mu Sancho Pansą. Również Kasprowicz w swoim hymnie nie bał się roztaczać wizji Kostuchy stojącej na czele apokaliptycznego korowodu umarłych.
W czasach pogańskich śmierć była obiektem kultu, któremu oddawano hołd. Była naturalną częścią cyklu, który prowadził od płodności do odrodzenia życia. Jak nietrudno się domyślić, Kościół nie był wielkim fanem tego podejścia. Niezależnie jednak od jego gniewu, właśnie wtedy, między innymi wśród plemion germańskich, taniec śmierci rozpoczął swoją wędrówkę.
W średniowieczu zaczęto ją oswajać. Ujmowano ją w ramy postaci, chcąc uczynić ją sobie bliższą, bardziej znaną, bardziej… swoją? Śmierć przytłaczała – masowe zarazy i choroby wyniszczały społeczeństwo, głównie jego najniższe warstwy. Jej obecność nie była zatem czymś szokującym, ale pojawiła się potrzeba uczynienia z niej Kogoś, nadania jej Kształtu, który ewoluował (choć w tym kontekście to słowo jest nieco na wyrost, ale pozwólcie Państwo, że już przy nim zostanę) od rozkładających się kobiecych zwłok do kościotrupa. Co ciekawe, fascynacja śmiercią była widoczna również w nawiązujących do pogańskiej tradycji rytuałach. W odgrywanych na cmentarzach i w kościołach widowiskach osoby przebrane za śmierć namawiały innych zgromadzonych do dołączenia. Całość zwieńczało kazanie, którego puentą była pokuta i nawołanie do życia bez skazy i zmazy.

Danse macabre
Czasem z niej szydzono, czasem odziewano w najznakomitsze szaty, zawsze jednak umieszczano ją w pozycji tej, która prosi do tańca i nie przyjmuje odmowy. Tak jak na imponującym obrazie Bernta Notke, na który natrafiłam w kościele św. Mikołaja w Tallinie. Jego pochodzące z końca XV w. Danse Macabre jest najbardziej znanym i jednym z najcenniejszych dzieł sztuki Estonii. Śmierć tańczy ze śmiertelnikami, którzy podążają za nią w porządku hierarchicznym – od papieży i cesarzy, do chłopów i niemowląt. Trudno pozbyć się wrażenia, że w owym „porządku” tkwi odrobina… szyderstwa? Choć w obliczu śmierci wszyscy są równi, pochód otwierają najbogatsi, a zamykają go najbiedniejsi. Dzielący ich dystans daje do myślenia, zwłaszcza jeśli umieści się go w kontekście zmian, jakie następowały na obrazach prezentujących danse macabre. Wczesne jego ujęcia przedstawiały tańce w kręgu, który łączył w sobie przerażonych ludzi z uszczęśliwionymi trupami. W późniejszych pracach krąg ustąpił miejsca tanecznym parom (jak na turnieju!), by finalnie przekształcić się w pochód.

Muzykanci
Czas skierować wiązkę światła na – może nie zapomniany, ale w pierwszym odruchu raczej pomijany aspekt tańca śmierci. Przeszliśmy przez jego genezę, postaci (i postaci tej postaci) oraz układ. Podumaliśmy nad zależnościami i wspomnieliśmy Memento mori. Czego zabrakło? Tego, bez czego żaden taniec nie mógłby zaistnieć naprawdę i co sprawia, że nasza podróż w głąb alegorii nabiera jeszcze większych rumieńców. Wróćmy na chwilę do wspomnianego obrazu Notkego; na wyciągnięcie ręki mogą zobaczyć Państwo jedynie jego fragment – zgodny z tym, co zachowane zostało w tallińskim kościele. Siedem roztańczonych kościotrupów, w tym jeden kościotrup-muzykant. Gdyby nie on i jego gra, cały ten pochód wyglądałby daleko bardziej szalenie, prawda? Tam, gdzie taniec, tam musi być i muzyka. A tam, gdzie muzyka, tam muszą być ukryte znaczenia, których nazwanie fascynującymi byłoby mocnym niedopowiedzeniem. Na pochodzących z końca XV w. obrazach przedstawiających danse macabre śmierć często wybiera instrument dęty lub perkusyjny. W średniowieczu obydwa te instrumenty kojarzone były z diabłem. Zobaczcie Państwo, ile możliwości interpretacyjnych to przed nami otwiera! Jak na przestrzeni epok portretowano śmierć, a jak diabła? Jakie były ich atrybuty? Jaka była ich rola w tańcu – dosłownie i w przenośni…?

Wykonania, których się doświadcza
Bohaterką dzisiejszego tekstu jest znakomita płyta Dance of death. To pierwszy album Chóru Narodowego Forum Muzyki pod dyrekcją Lionela Sowa, który do roku 2021 kierował Chórem Orkiestry Filharmonii Paryskiej, a po nim objął stanowisko dyrektora artystycznego Chóru NFM. Płyta nagrana została z udziałem flecisty Jana Krzeszowca i Willarda White’a, urodzonego na Jamajce brytyjskiego bas-barytona, który wcielił się w rolę narratora. Tematem przewodnim albumu jest danse macabre, a na jego program złożyły się dzieła: Totentanz op. 12 nr 2 Hugo Distlera, Warum ist das Licht gegeben dem Mühseligen op. 74 nr 1 Johannesa Brahmsa, Sarabanda z Partity a-moll na flet solo BWV 1013 Johanna Sebastiana Bacha oraz O Tod, wie bitter bist du op. 110 nr 3 Maxa Regera.
Chór Narodowego Forum Muzyki to zespół, którego doświadczenie, osiągnięcia i przede wszystkim podejście do wykonywania muzyki chóralnej jest imponujące. Założony w 2006 r., szybko zdobył uznanie, wykonując zarówno repertuar a cappella, jak i formy wokalno-instrumentalne – oratoryjne, operowe i symfoniczne. Współpracował z wieloma znakomitymi dyrygentami, wśród których wymienić można Boba Chilcotta, Paula McCreesha czy Krzysztofa Pendereckiego. Na swoim koncie ma ponad 300 koncertów w prestiżowych lokalizacjach, między innymi w Filharmonii Berlińskiej, Barbican Centre i Royal Albert Hall w Londynie. Wykonań Chóru NFM bardziej się doświadcza, niż słucha, przeżywa się je i zapamiętuje do głębi. Są przemyślane i poruszające, niesztampowe i otwierające na nowe artystyczne doznania.

Niezapomniane spotkanie
Choć każdą z płyt, którą Państwu przybliżam, bez problemu odsłuchać można było na portalach streamingowych, bywały wśród nich i takie, które ze względu na bardzo wartościową zawartość bookletu polecałam nabyć drogą tradycyjną: Dance of death zdecydowanie zalicza się do tego grona. Arcyciekawy, wnikliwy i napisany przystępnym językiem esej Szymona Atysa wprowadza nas w meandry danse macabre w muzyce, tłumaczy jej wszelakie odbicia, przygląda się jej korzeniom i przybliża specyfikę wybranego repertuaru. Jeśli nie jest to dla Państwa wystarczająco przekonujące – w internecie krążą fragmenty tego tekstu, znajdziecie je przy opisie płyty, warto przekonać się osobiście, że nie nawijam Państwu makaronu na uszy, a zachęcam do zapoznania się z czymś, co pozwoli na bliższe spotkanie ze śmiercią w muzyce. Mam nadzieję, że wyjdą Państwo na nie nie tylko z szeroko otwartymi ramionami, ale jak zawsze – równie szeroko otwartym sercem… i uszami. Zapewniam – będzie to spotkanie z gatunku niezapomnianych. Nawet po śmierci!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki