Zasady udziału w misji rozsyłanych przez Jezusa apostołów zostały określone w sposób bardzo wymagający: mieli wędrować bez jedzenia, dodatkowych ubrań, pieniędzy. Jedynym wsparciem miał być współbrat w misji.
Chodziło zapewne o pierwsze – formacyjne – doświadczenie głoszenia, które miało w życiu Dwunastu otworzyć nowy horyzont. Doświadczenie to jednak miało pozostać też na resztę ich życia punktem odniesienia dla wszelkich działań podejmowanych później. Ma być zatem zapewne także inspiracją dla wszystkich uczniów Chrystusa.
Poprzeczka wydaje się zawieszona szalenie wysoko. Dlaczego aż tak wysoko? Może poprzeczka ewangelicznych oczekiwań jest zwykle tak bardzo ponad naszymi możliwościami, byśmy uświadomili sobie, że nikomu z nas nie uda się jej raz na zawsze i na stałe przeskoczyć? Boże dzieło jest naprawdę ponad naszą miarę. Każdego dnia musimy się go uczyć od nowa, nie rezygnując z dorastania do ewangelicznej miary. Chodzi pewnie jednak także i o to, byśmy zrozumieli, że Bóg przychodzi do nas tam, gdzie chce, i tak, jak chce, i w żaden sposób nie uda się nam nad Jego udzielaniem zapanować. Nie da się tego zrobić przez nic, co wydaje nam się, że posiadamy – zarówno dobra materialne, jak i nawet dobra duchowe. Nasz udział w Jezusowej misji – zadanie każdego chrześcijanina (!) – nie ma nigdy być podejmowany z pozycji siły, ma być zawsze i totalnie niosącą w sobie ryzyko zranienia służbą.
Pierwsze czytanie przynosi ważne uzupełnienie takiej interpretacji misji. W świetle przywołanej w nim opowieści okazuje się bowiem, że nawet przynależność do założonej przez Boga instytucji nie daje gwarancji bezpieczeństwa, iż otworzyliśmy się na Boże słowo. Prorok Amos to nie Amazjasz, kapłan oficjalnego kultu w Izraelu. A Bóg wybiera sobie właśnie Amosa – specjalistę od nacinania sykomory – by zaniósł Jego słowo do Izraela. Oczywiście, nie oznacza to, że świątynia w Betel przestała być w związku z tym boską instytucją, a każdy, kto się wadzi z Amazjaszem czy jest dendrologiem, ma rację. Znaczy jednak, że naprawdę wszyscy mamy uważnie służyć przychodzeniu Boga do człowieka. I nigdy, nawet mając odpowiedzialność za Boże instytucje, nie będziemy nad nim panować.