Święty Josemaría Escrivá de Balaguer, założyciel i pomysłodawca Opus Dei, dużą wagę przywiązywał do dyskrecji. W formacji żadnej katolickiej wspólnoty, ruchu czy zgromadzenia zakonnego nie spotkałam się z taką estymą w podejściu do dyskrecji jako wartości. Z czego to wynikało?
– Myślę, że w jego przypadku wynikało to z prostoty. Powołanie do Opus Dei polega nie tyle na głoszeniu Ewangelii, ile na życiu zgodnie z Ewangelią. Jeżeli ktoś nią żyje na co dzień, to jego zachowanie przyciąga innych. Nie potrzeba jakichś fanfar, ogłoszeń itd. Ludzi intryguje to, co ktoś robi i jaki jest.
Chodzi o to, żeby ludzie zadali sobie pytanie: Skąd on to ma? Czemu jest spełniony, miły, szczęśliwy?
– Tak. Opus Dei w zdecydowanej większości jest organizacją ludzi świeckich, księży jest tu bardzo mało. Św. Josemaría dużo do nich mówił na temat apostolstwa przyjaźni. Uczył głosić Boga uśmiechem, przykładem; dobrej jakości, profesjonalną pracą itd. W przyjaźni dyskrecja ma znaczenie, gdyż wiąże się z zaufaniem i wzajemnym zrozumieniem. W naszej duchowości nie ma zbyt dużo miejsca na przekonywanie kogoś. Chodzi o dzielenie się z drugim człowiekiem swoim przeżyciem, doświadczeniem Boga. Ono musi być autentyczne. Przekazuje się je zwykle w relacji osobistej, spontanicznie. Ludzie dzielą się tym, co jest dla nich ważne. Takie p odejście wymaga dyskrecji, bo jest to zwierzanie się ze spraw osobistych.
Zastanawiam się, co jest przeciwieństwem dyskrecji? Czy na drugim biegunie jest plotka, którą krytykuje papież Franciszek? Gadulstwo, które uprawiają też panowie, w tym księża! Za dużo mówimy, za mało robimy?
– To jest dobry trop. Przypomnę słynny cytat ze św. Josemarii, który rekomendował członkom Opus Dei: pracujcie za trzy tysiące, a róbcie hałas za trzech. Apostolstwo nie potrzebuje hałasu. Trzeba robić swoje, bez rozgłosu. Wczoraj zwróciła mi pani uwagę na czytanie: „Kiedy więc dajesz jałmużnę, nie trąb przed sobą, jak obłudnicy czynią w synagogach i na ulicach, aby ich ludzie chwalili. Zaprawdę, powiadam wam: ci otrzymali już swoją nagrodę. Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6, 2–4).
Myślenie o dyskrecji wiąże się ze słowami Jezusa zapisanymi w Ewangelii. Rzeczy miłe Bogu, dobre, mamy robić nie dla ludzkiej chwały, lecz ze względu na Pana Boga. Dobro dzieje się w dyskrecji, w pokoju, bez szukania uznania. Na tym polega miłość. Robię coś nie dlatego, żeby coś z tego mieć. Jedyne, czego chcę, to dobro drugiej osoby.
Kiedy umawialiśmy się na ten wywiad, wypadło to czytanie. Jest mi bliskie od czasu pracy nad książką Nic na pokaz o św. Bracie Albercie. Od lat widzę problem „mediatyzacji miłosierdzia”. W erze mediów i internetu prawie wszystkim się wydaje, że aby zrobić dobro, muszą je nagłośnić. I że nic nie da się osiągnąć bez celebryty. Jednak ten, kto udziela pomocy, dostaje nagrody: świetny wizerunek, sławę. Trudno oddzielać jego intencje.
– Św. Josemaría bardzo dużo mówił o wartości małych rzeczy. Wprowadził zupełnie nowy styl dążenia do świętości. Droga polega na tym, żeby każdego dnia punktualnie zacząć pracę, zadbać o porządek na biurku, posprzątać po sobie po skończeniu zadania itp. To są rzeczy drobne, ale dzięki temu łatwo je zrobić – z miłości do Pana Boga. Ich wartość wcale nie polega na tym, że są spektakularne i ktoś je podziwia. Odwrotnie! Dzieje się tutaj to, co jest niewidzialne, a ma ogromną wartość w oczach Boga. Jest na wieczność. Jeśli ktoś koncentruje się tylko na tym, co wielkie, ma łatwość wpadania w szukanie rozgłosu, co w chrześcijaństwie jest wadą. Prawdziwa miłość szumu nie potrzebuje.
Jedyną intencją ma być miłość do Boga, za nią – do drugiego człowieka.
Przypomina mi się rzadko brany na serio Hymn o miłości św. Pawła: „I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał. Miłość nie szuka poklasku” (1 Kor 13, 3–5). A jaki związek z dyskrecją ma odpowiedzialność za słowo?
– W przypadku słów chodzi o to samo, co w przypadku czynów, trzeba się kierować miłością. Czasem możemy powiedzieć komuś coś niewłaściwego, zranić go. Możemy się także minąć z prawdą. Jak czytamy w jednym z listów św. Pawła, to Bóg jest tym, który jest sędzią (1 Kor 4, 4). W bardzo niewielu przypadkach to my, ludzie, jesteśmy powołani do sądzenia, oceniania innego człowieka. Rodzice muszą oceniać zachowanie własnych dzieci, gdyż ponoszą odpowiedzialność za ich życie, rozwój i wychowanie. Przełożeni w podobny sposób są odpowiedzialni za podwładnych, bo ci zostali im powierzeni. Ale takich przypadków nie ma zbyt wiele. I często nam się zdarza osądzanie zupełnie niepotrzebne, które jest brakiem miłości. Ono nie przynosi żadnego dobra.
Żeby to rozumieć, trzeba się przestawić z myślenia w kategoriach mas na perspektywę chrześcijaństwa jako relacji. Utkwiło mi w głowie zdanie św. Josemarii z jego tryptyku Droga – Bruzda – Kuźnia: „Chrześcijaństwo jest relacją.” Jak dziś zmienić Kościół, żeby relacje – na obraz Boga Relacji Trzech Osób – były priorytetem?
– Nie wiem. Ale znam bardzo dużo księży, którzy cenią relacje. Chyba każdy dobry ksiądz ma świadomość, że jest osobą i powinien mieć osobiste relacje ze swoimi parafianami. Z ludźmi, którym posługuje. Dobry ksiądz i dobry chrześcijanin żyje relacjami: z Bogiem, z bliźnimi. Stąd rodzi się szacunek dla drugiego. Zawsze mogą się zdarzyć jakieś nadużycia w relacji, kiedy ma się władzę czy po prostu przewagę sił, więcej pewności siebie. O tych nadużyciach wciąż się dziś mówi. Warto jednak mówić również o tym, co dobre, piękne, i starać się to robić. Mówienie o dobru skutecznie przeciwdziała nadużyciom słowa.
Jest mądry cytat ze św. Josemarii, którym mówił o tym, że trzeba zagłuszyć zło obfitością dobra. Nie walczmy ze złem bezpośrednio. Zamiast tego róbmy, co tylko się da, aby na świecie było tyle dobra, tyle wspaniałości, żeby na zło nie było już miejsca. Można szukać tego, co dobre, także w komunikacji z innymi. W rzeczywistości społecznej, w naszym własnym życiu, jest bardzo dużo dobra, tylko go nie widzimy. Kiedy natomiast dzielimy się nim między sobą, nie ma już potrzeby mówić o tym, co złe. Dobro się rozprzestrzenia, więc przestaje być na świecie miejsce na zło. Także na zło w języku. Dobro zaczyna zwyciężać.
Dyskrecja bywa używana nie dla dobra drugiego, lecz do ukrycia grzechu, przestępstwa. Zaczęła się kojarzyć z mroczną tajemnicą ujawnianą wbrew Kościołowi przez śledztwa dziennikarskie.
– Jeśli natomiast mówimy o tuszowaniu zła, grzechów, to ja bym tego nie nazywał dyskrecją. To brak męstwa. Kiedy ktoś popełnia zło, trzeba temu przeciwdziałać. Zgłosić do przełożonych, do odpowiednich służb, które mogą postawić złu tamę. Jezus mówił do uczniów w Ewangelii: „Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw, ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali do ucha, głosić będą na dachach” (Łk 12, 2–3).
Myślę, że to jest drogowskaz. Jeżeli w społeczności kościelnej dzieją się rzeczy złe, ktoś jest krzywdzony, cierpi, trzeba od razu reagować. W wielu przypadkach tajemnica polegała na braku zgłoszenia przestępstwa do odpowiednich osób. Tego nie można się bać! Dziś ta atmosfera wokół przemocy seksualnej – krok po kroku – się zmienia. Ujawnianie krzywdy pozwala odseparować sprawcę, ukarać go. Można pomóc skrzywdzonym i zadośćuczynić.
Dyskrecja powinna służyć miłości, a nie kłamstwu i przemocy.
– Jak najbardziej. Na pewno ukrywanie zła z lęku przed utratą dobrego imienia, wizerunku czy autorytetu, nie jest miłe Panu Bogu. Relacja miłości polega na tym, że kochamy osobę taką, jaka ona jest. Otrzymanie takiej miłości, przyjaźni, jest wspaniałym doświadczeniem. Jestem przyjęty z moimi wadami. To jednak nie oznacza, że pozwalamy na krzywdzenie innych. Albo siebie, na przykład, gdy ktoś jest chory na alkoholizm. Miłość polega na stanięciu w prawdzie. Potrzebuje pokory. Wtedy możemy pokierować tę osobę na terapię lub tam, gdzie inni pomogą żyć bez czynienia zła. Miłość nie oznacza zgody na zło.
---
Ks. Stanisław Urmański
Duchowny należący do Prałatury Opus Dei, kapelan Ośrodka Akademickiego Sołek w Poznaniu