Logo Przewdonik Katolicki

Nie Ty, nie dzisiaj

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Kuratorka wystawy zapewniała nas, że okres wojny dał impuls tworzenia poezji, która potrafi wyrazić to, co niewyrażalne w inny sposób.

Gdy oni, moi drodzy dzielni przyjaciele/czekają godzinami w łazienkach/bo to najbezpieczniejsze pomieszczenie w ich mieszkaniach/zgodnie z zasadą podwójnego muru/pierwszy chroni od rakiet/drugi od lecącego gruzu/trzymają koty, psy i dzieci/odpisują na smsy monosylabami – dobrze/albo pusta wiadomość – bo niedaleko trafiła rakieta./Przytulam się do naszych wspólnych wspomnień/i tych chwil, które jeszcze przed nami./Proszę nie Ty, nie dzisiaj/Ola w Dnieprze/Ania w Odessie/Julia w Charkowie”.
Tak kończył się wiersz, który przeczytałem kilka dni temu w Domu Ukraińskim w Kijowie, na wystawie prezentującej najnowszą sztukę tego kraju. Proszę wybaczyć koślawe tłumaczenie, ale nawet ono oddaje przerażenie młodej poetki o bliskich podczas rosyjskich bombardowań ukraińskich miast. Kuratorka wystawy zapewniała nas, że okres wojny dał impuls tworzenia poezji, która potrafi wyrazić to, co niewyrażalne w inny sposób. Nawet niektórzy powieściopisarze rzucają fikcję i piszą poezję. Bo jak pisać fikcję, gdy rzeczywistość tak boleśnie doświadcza na każdym rogu. 
I w oczywisty sposób przypomniałem sobie wybuch niezwykłych talentów poetyckich w Polsce podczas II wojny światowej, a w szczególności w okolicach powstania warszawskiego, gdy doświadczenia graniczne sprawiały, że artyści błyskawicznie dojrzewali, znajdywali swój wyjątkowy styl, którym mierzyli się z potwornymi wydarzeniami, które zewsząd ich otaczały. 
I często narzekamy w Polsce, że podczas wojny albo za komuny to taka świetna powstawała sztuka, w podziemiu poeci i pisarze byli bardziej płodni, szarość otaczającego świata przytłaczała i dawała wyrosnąć ambitnym kabaretom, ciekawym zespołom, świetnemu jazzowi itp. A gdy przyszedł czas wolności, rzeczywistość opisują nam nie dzieła wielkie, na miarę tomów Sienkiewicza czy Prusa, ale banalne seriale, w których, jak w lustrze codzienności, przeglądają się miliony widzów. I wielu tęskni za wojną, za doświadczeniami skrajnymi, za sytuacjami, gdzie wszystko jest czarno-białe, a nie jak w nudzie demokracji, gdy mamy co najwyżej odcienie szarości, tylko politycy chcą nas przekonać, że prowadzą ostateczną walkę dobra ze złem, ale nikt im tak do końca nie wierzy. 
Nie, okropieństwa wojny nie są ceną, którą warto zapłacić za rozwój sztuki. Każdy, kto na własne oczy zobaczy przedmieścia Kijowa zbombardowane przez Rosję, kto codziennie śledzi liczbę ofiar barbarzyńskich i terrorystycznych ostrzałów rakietowych, bombowych i artyleryjskich na terytorium Ukrainy, widzi, jak gigantyczną cenę w każdej sekundzie płaci nasz wschodni sąsiad za to, że chce sam wybierać swój sposób życia, swoją wiarę, swoje wartości, to jak chce uporządkować sprawy publiczne, a nie tylko realizować polecenia z Kremla. 
Ale faktem jest, że dla Sztuki, tej pisanej wielką literą, to czas żniw. Choć czasami powstają nie obrazy, a memy, nie powieści, a spisane gdzieś wiersze, proste szkice ołówkiem. Historie zanotowane i przesłane mailem do centrum sztuki, by dać świadectwo niezwykłym wydarzeniom. Tej sztuki możemy ukraińskim braciom zazdrościć. Tej wojny nigdy. Na pewno nie dzisiaj.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki