Od dłuższego czasu powtarzam, że aby skutecznie przeciwstawić się proaborcyjnej retoryce i na serio służyć życiu, należy przesunąć debatę na inny poziom: z moralno-religijnego na humanistyczno-charytatywny. Innymi słowy, należy postawić na argumenty, które mogą trafić do wszystkich. Przede wszystkim jednak – wzmocnić pomoc na rzecz kobiet. Utwierdziłem się w tym przekonaniu po wysłuchaniu spostrzeżeń, jakimi podczas niedawnej wizyty w naszym kraju dzielił się George Weigel. W wywiadzie dla KAI słynny biograf Jana Pawła II wskazywał na trzy elementy, które umożliwiły Kościołowi w Stanach Zjednoczonych skuteczną odmianę klimatu dyskusji o ochronie życia.
Po pierwsze, amerykańscy biskupi oraz tamtejsze środowiska pro-life przypominały prosty fakt, iż efektem zapłodnienia jest człowiek i że jest to fakt biologiczny, a nie spekulacja metafizyczna. Po drugie, że sprawiedliwe społeczeństwo zawsze będzie bronić życia niewinnej ludzkiej istoty, co nie wynika z dogmatów wiary, lecz elementarnej ludzkiej wrażliwości. Po trzecie, amerykański ruch pro-life udało się utrzymać przez minione 50 lat również dzięki funkcjonowaniu ośrodków pomagających kobietom, które spodziewały się dziecka, będąc w trudnej sytuacji. Obecnie w Stanach działa 3,5 tys. ośrodków wsparcia dla kobiet w ciąży. Mogą one otrzymać tam pomoc i opiekę zarówno do czasu porodu, jak i po nim.
Myślę, że trzeba iść tym tropem, przy czym punkt trzeci wydaje mi się kluczowy. Trzeba uświadomić sobie, że autentyczna troska o życie wymaga dziś wzmocnienia konkretnej działalności pomocowej. Kobiety znajdujące się w trudnej dla nich sytuacji – z powodu ubóstwa materialnego, trudnej sytuacji osobisto-rodzinnej czy też straumatyzowane diagnozą o śmiertelnej chorobie mającego się narodzić dziecka – muszą wiedzieć, że nie zostaną same. Muszą mieć przekonanie, że otrzymają niezbędne wsparcie oraz że pomoc zostanie udzielona także dziecku: niezależnie od tego, w jakim stanie się urodzi i jakie będą rokowania dotyczące dalszego życia. Chodzi tu o pomoc na etapie przed narodzeniem (włącznie ze wsparciem hospicjów perinatalnych, jeśli sytuacja tego wymaga), po opiekę w domu samotnej matki. Jak wiadomo, oferują one kobietom wszechstronne wsparcie na różnych etapach, włącznie z pomocą w uzyskaniu przez matkę samodzielności zawodowej czy w znalezieniu lokum. Takie placówki działają i to od lat, ale jest ich wciąż za mało. Im więcej ich powstanie, tym mniejsze będzie prawdopodobieństwo, że kobiety będą rozważały myśl o aborcji. A ta, jak wiadomo wszystkim niezaślepionym ideologicznie, nie jest żadnym rozwiązaniem problemu lecz tragiczną – dla dziecka, matki i ojca – drogą na skróty.
Przekonywanie, że aborcja jest złem, pozostaje czymś bardzo istotnym. Ale dziś trzeba uruchomić wszystkie siły na rzecz budowy sieci placówek specjalistycznej pomocy. Konkretne ludzkie dylematy domagają się bardzo konkretnej odpowiedzi. I to jest zadanie, jakie dziś – choć nieco „na wczoraj” – muszą odrobić wszyscy, którym los bezbronnych ludzkich istnień naprawdę leży na sercu.