Kiedy oglądam filmy z Gazy – te kręcone telefonami trzymanymi w ręce, pokazujące miasta, a raczej to, co z nich zostało – przypominam sobie, zupełnie niezamierzenie, filmy z powojennej Warszawy. Gruzowiska, wąwozy ulic, zniszczone kamienice, które były czyimiś domami, enklawami szczęścia i spokojnie płynącego życia ze wszystkimi jego codziennymi uciechami i smutkami. Tymi zwyczajnymi. Ich znaki to: zaznaczony na framudze drzwi wzrost dziecka, stłuczony kafelek przez upuszczony na podłogę ciężki garnek, zniszczona przez przelanie rośliny w doniczce klepka parkietu, niedomykające się drzwi do szafy, obrus z niedającą się sprać plamą po herbacie, wylanej podczas zeszłorocznych imienin, album z fotografiami całej rodziny, a zwłaszcza rodziców z naprawdę odległych czasów ich młodości, obraz nieprzedstawiający żadnej wartości poza tym, że towarzyszył od dzieciństwa pewnej osobie, i tak dalej… Wzruszaliśmy się łatwo, płacząc nad Warszawą, tak haniebnie potraktowanym miastem, tak sponiewieranym, jak gdyby było żywą istotą, na której należy się zemścić. No i patrzę teraz na miasta Gazy. I nie widzę różnicy.
Mohamed Jabaly jest młodym palestyńskim dokumentalistą. W Gazie nie ma szkoły filmowej, więc uczył się sam. W 2014 r.
został zaproszony na festiwal filmowy do Norwegii, ale nie mógł już wrócić, bo granice zostały zamknięte. Stał się bezpaństwowcem. Ukończył wtedy swój pierwszy film zatytułowany Ambulance, który nakręcił dwa lata wcześniej podczas wojny w Gazie, gdy przez niemal dwa miesiące jeździł jako wolontariusz w karetce. Prowadzi życia równoległe: jedno – w północnych śniegach Norwegii, drugie – łącząc się online z rodziną w Gazie.
To właśnie życie podwójne stało się tematem jego najnowszego filmu Life is beautiful (Al haya helwa), w którym cierpienie i tęsknotę za najbliższymi zamienia w uśmiech na przekór wszystkiemu. Trailer oglądam na YouTubie. Na instagramowym koncie Mohameda widzę, jak odbiera za ten film kolejne nagrody: w Genewie, w Belgii, przed chwilą w Pradze. Nie interesuje go propaganda i ideologie, dzieli się z całym światem osobistym doświadczeniem i to jest najcenniejsze. Więc ten zwykły świat mamy okazję poznać. Zeszyt pełen rysunków jego małych bratanków, którzy mają marzenia o przyszłości. Tak, dzieci, które każdego dnia umierają w Gazie, myślą o przyszłości. Krytycy, którzy ten film widzieli, mówią o uśmiechu. Jak to możliwe, po sześciu miesiącach takich zniszczeń, po zrównaniu Gazy z ziemią, po zamordowaniu ponad 30 tys. ludzi, jak to możliwe, żeby się uśmiechać? Wykrzesać z siebie optymizm?
Coraz częściej mówi się o tym, że Izrael dokonuje ludobójstwa, że odwet za zbrodnie popełnione przez Hamas 7 października jest nieadekwatny. To polityka, nie chcę jej. Ale co myśleć, gdy armia Izraela precyzyjnie ostrzeliwuje zgłoszony jej przedtem przejazd konwoju humanitarnego? I to nie po raz pierwszy. Czy nie chodzi o zagłodzenie Palestyńczyków? Bo efekt jest taki, że organizacje humanitarne po kolei wycofują się z tego piekła. Całą sobą nie zgadzam się!