Logo Przewdonik Katolicki

Łaska sprawiedliwości

Monika Białkowska
fot. M-Production/Getty Images

Sprawiedliwość zwykliśmy traktować jako drugą, nieco wstydliwie dziś ukrywaną twarz miłosiernego Boga. Gdyby Bóg nie był sprawiedliwy, nie byłby wówczas miłością: jego miłosierdzie krzywdziłoby tych, którzy już wcześniej zostali skrzywdzeni.

Boża sprawiedliwość nie jest stanięciem przeciwko złym – jest stanięciem po stronie skrzywdzonych.

Świat łaknie sprawiedliwości
Problem sprawiedliwości i miłosierdzia można i trzeba rozpatrywać na płaszczyźnie teologicznej i biblijnej. Można go również rozpatrywać na płaszczyźnie czysto ludzkiej, opierając się na wydarzeniach ostatnich miesięcy i lat – żeby uświadomić sobie, że nikt z nas nie chciałby Boga, który jest wyłącznie miłosierny i który nie zabiega o sprawiedliwość. Na pierwszy rzut oka wyglądać to może na przegląd kościelnych skandali. Wystarczy się jednak z nim zmierzyć, żeby odkryć pragnienie Bożej sprawiedliwości w sobie.
Zacząć można od sprawy Marko Rupnika, byłego jezuity ze Słowenii, który przez wiele dziesięcioleci był uznanym artystą. Jego mozaiki zdobiły Watykan i największe światowe sanktuaria. On sam uchodził za autorytet i cenionego rekolekcjonistę, który ze swoimi naukami objechał cały świat. Nazwisko Marko Rupnika było marką samą w sobie, od czasów Jana Pawła II aż po papieża Franciszka.
Skandal wokół Marko Rupnika wybuchł, kiedy zgłosiły się kobiety, wykorzystywane przez niego seksualnie w zgromadzeniu zakonnym. Z czasem tych świadectw przybywało. Wyszło również na jaw, że o. Rupnik winien był próby rozgrzeszenia kobiety, z którą uprawiał seks, za co nakładana jest kara ekskomuniki. Opowieści kobiet, które doświadczały spotkania z jezuitą, przyprawiają o dreszcze. Sam Rupnik swoje skandaliczne działania motywował wynaturzoną i fałszywą teologią.
Sytuacja rozwiązana została na tyle, że o. Rupnik wydalony został z zakonu jezuitów. Nadal jednak pozostaje księdzem i posługuje w Słowenii. Formalnie w Watykanie toczy się wprawdzie przeciwko niemu postępowanie, ale nikt nie wie, na jakim jest etapie i ile determinacji wykazują stosowne urzędy, żeby Rupnika rzeczywiście ukarać. Jego dzieła nadal zdobią największe światowe sanktuaria, a papież Franciszek już kilka razy występował publicznie, mając w tle dzieła autorstwa Rupnika.
Jeśli spojrzeć na sprawę z punktu widzenia Marko Rupnika, z pewnością może on (przynajmniej na dziś) uznać, że został przez Kościół potraktowany miłosiernie.
Problem pojawia się jednak wówczas, gdy uświadomimy sobie, że w tej sprawie są również ofiary: ludzie, którzy zostali przez niego wprost skrzywdzeni. Oni wiedzą, bo doświadczają tego na sobie, że miłosierdzie okazywane sprawcy jest wystąpieniem przeciwko skrzywdzonym. Jest odmową uznania tego, że wydarzyła się krzywda, jest zlekceważeniem ich bólu i uznaniem go za nieważny. Czują, że ten, kto okazuje miłosierdzie, staje po stronie sprawcy i przeciwko skrzywdzonym. W ten sposób akt miłosierdzia nie leczy sytuacji, ale powtórnie krzywdzi tego, kto już wcześniej został skrzywdzony.

Nazwać sprawcę i ofiarę
Podobnie w perspektywie miłosierdzia i sprawiedliwości czytać można toczącą się od dwóch lat wojnę w Ukrainie i związane z tą wojną kolejne wypowiedzi papieża Franciszka. Tak jak początkowo można było próbować te wypowiedzi wyjaśniać i usprawiedliwiać, tak z czasem stało się to coraz trudniejsze. Początkowe głoszenie, że wojna zawsze jest zła i krzywdzi obie strony, obiektywnie było prawdą. Ofiary wojny są zawsze po obu stronach, po obu stronach giną cywile i płaczą matki zabitych żołnierzy, dodatkowo agresor niszczony jest wewnętrznie i moralnie przez pożerającą go nienawiść. Już wtedy jednak głos papieża spotykał się z niezrozumieniem i odrzuceniem, również ze strony katolików – podobnie jak choćby jego gest pójścia do rosyjskiej ambasady.
Ostatnia wypowiedź papieża o tym, że Ukraina powinna uznać swoją porażkę i mieć odwagę wywieszenia białej flagi, spotkała się z niemal powszechną krytyką nie tylko polityków i międzynarodowej opinii publicznej, ale również ze strony biskupów i kardynałów z samego Watykanu.
Nie chodzi tu o to, żeby szukać teraz przyczyn takiego a nie innego myślenia papieża – stoi za tym z pewnością jego argentyńskie doświadczenie i sposób postrzegania amerykańskiej dominacji. Chodzi nam tutaj raczej o dostrzeżenie, że w gruncie rzeczy po raz kolejny zostaliśmy skonfrontowani z pytaniem, co jest pierwsze, miłosierdzie czy sprawiedliwość – i zdecydowanie opowiedzieliśmy się za sprawiedliwością. Rozumiejąc niejako, być może na poziomie nieuświadomionym, że samo tylko miłosierdzie będzie ogromną niesprawiedliwością wobec napadniętych, desperacko i odważnie broniących się Ukraińców.

Kiedy miłosierdzie jest agresją
Jeśli w ostatnich tygodniach z tak wielkim publicznym sprzeciwem spotkał się plan pochowania abp. Mariana Gołębiewskiego we wrocławskiej katedrze, to znów przyczyną wcale nie była chęć zemsty czy upokorzenia zmarłego. Zmarły nie jest w stanie odczuć już żadnego upokorzenia i żaden odwet nie jest w stanie go dotknąć. Dokładnie obojętne jest mu to, gdzie i w jaki sposób zostanie pochowany – zwłaszcza jeśli ta decyzja podjęta zostaje już po jego śmierci i nie zdąży być mu zakomunikowana.
Abp Marian Gołębiewski, mimo swoich niekwestionowanych zasług, został również ukarany przez Watykan za konkretne przestępstwa. Wiedząc o tym, że podległy mu ksiądz molestował seksualnie dziecko, umożliwiał mu dalszą pracę duszpasterską z dziećmi i młodzieżą. Kiedy przenosił księdza z parafii do parafii, ten znajdował tam kolejne ofiary. W 2021 archidiecezja wrocławska poinformowała, że w wyniku dochodzenia przeprowadzonego w oparciu o przepisy Kodeksu prawa kanonicznego i motu proprio Vos estis lux mundi, dotyczącego sygnalizowanych jego zaniedbań w prowadzeniu spraw o nadużycia seksualne wobec osób małoletnich przez niektórych podległych mu kapłanów diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej i archidiecezji wrocławskiej, Stolica Apostolska nakazała abp. Gołębiewskiemu prowadzenie życia w duchu pokuty i modlitwy, zakazała uczestnictwa w jakichkolwiek uroczystościach publicznych i zobowiązała go do wpłaty z prywatnych środków na rzecz Fundacji św. Józefa.
W 2023 abp Gołębiewski ten zakaz złamał, uczestnicząc w sakrze i ingresie bp. Odera w Gliwicach. Prawdopodobnie kierując się miłosierdziem, żaden z innych obecnych tam biskupów nie zareagował i nie zatrzymał abp. Gołębiewskiego w zakrystii.
Pogrzeb w katedrze należy do przywilejów biskupa i watykański wyrok tego prawa abp. Gołębiewskiemu nie odebrał. Z formalnego punktu widzenia rację miał zatem abp Kupny, przekonując, że urządzając pogrzeb abp. Gołębiewskiego w katedrze, ma do tego prawo i nie popełnia żadnego nadużycia.
Znów jednak postawić trzeba pytanie o sprawiedliwość: nie ze względu na sprawcę, ale ze względu na skrzywdzonych. Czy miłosiernego gestu nie odczytają oni w naturalny sposób jako wymierzonego w nich – jako zakwestionowania ich krzywdy? Tak właśnie się stało.

Przytulcie się
Przykłady podobnych sytuacji można mnożyć. Sięgając po sytuację najbardziej banalną, której uczestnikiem zapewne był każdy w czasach swojego dzieciństwa. Wiemy, z jakim upokorzeniem i poczuciem głębokiej niesprawiedliwości wiązał się moment, w którym zostaliśmy skrzywdzeni, pobici, okradzeni przez kogoś z kolegów, a ktoś dorosły stawał nam nad nami i kazał po prostu się pogodzić, podać sobie ręce i przytulić – nie uznając, że ktoś jednak jest tutaj winny. Z perspektywy osoby winnej było to czyste miłosierdzie. Z perspektywy osoby skrzywdzonej był to ponowny cios.
Ktoś może próbować przekonywać, że osoby skrzywdzone są tu nikim innym, jak starszym bratem z przypowieści o synu marnotrawnym – są tymi, których boli miłosierdzie okazane ich bratu. Porównanie jednak jest o tyle nieadekwatne, że syn marnotrawny zranił jedynie swojego ojca. Starszy syn był świadkiem krzywdy ojca, ale sam nie był ofiarą, nie doświadczał bezpośrednio bólu opuszczonego ojca. Przeciwnie, wydaje się, że bez brata żył całkiem nieźle i liczył na to, że tak już pozostanie. Ojciec wybaczał to, co marnotrawny syn zrobił przeciwko niemu i do takiego miłosierdzia miał pełne prawo. Tam jednak, gdzie skrzywdzony jest ktoś inny, nawet Jezus stawał najpierw po stronie najsłabszych.

Sprawiedliwość dla nas
Można zatem śmiało powiedzieć, że przeciwstawianie sobie miłosierdzia i sprawiedliwości jest głębokim nieporozumieniem. Prawdą jest to, co powtarzamy po wielokroć, że bez sprawiedliwości nie ma miłości. Błąd, który popełniamy, polega jednak na tym, że sprawiedliwość Bożą rozumiemy jako coś wymierzonego w nas – jako tę rękę Boga, która będzie nas rozliczać, karać i wyciągać konsekwencje. Dlatego budzi ona w nas opór i lęk. Tymczasem Boża sprawiedliwość nie jest przeciwko nam, ale dla nas. Nie przypadkiem w Kazaniu na górze Jezus mówi o łaknących sprawiedliwości: nie chodzi tu o zemstę, o odpłatę, nie chodzi nawet o prawne konsekwencje, wyciągane z ludzkich czynów.
W swojej sprawiedliwości Bóg nie mówi o tym, co złego zrobili inni, ani o tym, co złego zrobiłem ja. W swojej sprawiedliwości Bóg przyznaje, że tak – widzi każdą naszą krzywdę i każde cierpienie. Że jest w tej krzywdzie obok nas i z nami, że nas nie opuszcza, jakby nic się nie stało, że nie puszcza naszego cierpienia w niepamięć. W swojej sprawiedliwości Bóg nazywa każde wyrządzone nam zło po imieniu i staje po naszej stronie. Kiedy jest sprawiedliwy, Jego miłosierdzie może być prawdziwym miłosierdziem, które przygarnia każdego i w którym nikt nie poczuje się odrzucony. Dzięki temu, że Bóg jest sprawiedliwy, Jego miłosierdzie nie będzie nigdy przemocą.
Można zatem śmiało powiedzieć, że przeciwstawianie sobie miłosierdzia i sprawiedliwości jest głębokim nieporozumieniem. Prawdą jest to, co powtarzamy po wielokroć, że bez sprawiedliwości nie ma miłości. Błąd, który popełniamy, polega jednak na tym, że sprawiedliwość Bożą rozumiemy jako coś wymierzonego w nas – jako tę rękę Boga, która będzie nas rozliczać, karać i wyciągać konsekwencje. Dlatego budzi ona w nas opór i lęk. Tymczasem Boża sprawiedliwość nie jest przeciwko nam, ale dla nas. Nie przypadkiem w Kazaniu na górze Jezus mówi o łaknących sprawiedliwości: nie chodzi tu o zemstę, o odpłatę, nie chodzi nawet o prawne konsekwencje, wyciągane z ludzkich czynów.
W swojej sprawiedliwości Bóg nie mówi o tym, co złego zrobili inni, ani o tym, co złego zrobiłem ja. W swojej sprawiedliwości Bóg przyznaje, że tak – widzi każdą naszą krzywdę i każde cierpienie. Że jest w tej krzywdzie obok nas i z nami, że nas nie opuszcza, jakby nic się nie stało, że nie puszcza naszego cierpienia w niepamięć. W swojej sprawiedliwości Bóg nazywa każde wyrządzone nam zło po imieniu i staje po naszej stronie. Kiedy jest sprawiedliwy, Jego miłosierdzie może być prawdziwym miłosierdziem, które przygarnia każdego i w którym nikt nie poczuje się odrzucony. Dzięki temu, że Bóg jest sprawiedliwy, Jego miłosierdzie nie będzie nigdy przemocą.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki