Nawet psychologom i pedagogom zdarza się zapomnieć, że na najniższym piętrze w słynnej piramidzie potrzeb Maslowa (czyli poziomie zawierającym potrzeby fizjologiczne, których zaspokojenie jest niezbędne dla fizycznego przeżycia człowieka) poza potrzebą snu, nawodnienia i jedzenia znajduje się także potrzeba ruchu. Aktywność fizyczna jest dla człowieka czymś zupełnie naturalnym, czego nasze ciała potrzebują tak samo jak odżywczych posiłków i odpowiedniej ilości płynów. Łatwo jest to zaobserwować u dzieci, które w ruchu są niemalże cały czas – dla nich bieganie i skakanie to coś, do czego bynajmniej nie trzeba ich zachęcać i z czego czerpią przyjemność.
Oddycham, jem, ruszam się
Z biegiem lat nasza potrzeba bycia w ruchu nieco się obniża – przeciętny trzydziestolatek nie jest tak aktywny, jak wtedy, gdy był w wieku przedszkolnym. Jednak niezależnie od wieku nie jest czymś zgodnym z ludzką naturą stan przewlekłego bezruchu, związany z utknięciem na kanapie i ograniczeniem aktywności jedynie do maszerowania po przekąski do lodówki. Poza specyficznymi sytuacjami – takimi jak np. choroba czy uraz – odmawianie sobie ruchu bywa rozpatrywane jako zachowanie autoagresywne, czyli działanie na szkodę samego siebie. Unikanie aktywności – choćby miały to być zwykłe spacery – jest bowiem pozbawieniem swojego organizmu czegoś niezwykle cennego, bez czego nie sposób zachować zdrowia. Zarówno pod względem medycznym, jak i psychologicznym, naprawdę trudno jest przecenić znaczenie aktywności fizycznej: regularny ruch nie tylko obniża ryzyko wystąpienia chorób serca czy układu kostnego, pozwala utrzymać prawidłową masę ciała, ale także pomaga w walce z dolegliwościami psychicznymi, takimi jak depresja czy zaburzenia lękowe (uwaga: to nie znaczy, że bieganie czy siłownia mogą zastąpić psychoterapię czy leczenie farmakologiczne!). Nawet osoby z nasilonymi objawami depresji zachęca się w trakcie terapii do tak zwanej aktywizacji, czyli podjęcia takiego wysiłku, który będzie dla nich wykonalny (czasem będzie to przeczytanie paru stron książki, ale bardzo często jakaś aktywność fizyczna, np. osobie, która z powodu braku sił większość czasu spędza leżąc, zaproponujemy choćby przejście się po mieszkaniu). Dlaczego zatem, skoro jesteśmy istotami stworzonymi do bycia w ruchu, a okres dzieciństwa jest czasem, w którym ta potrzeba wyraża się najsilniej, dzisiejsze dzieci i młodzież nie garną się do fizycznego wysiłku, a szkolne rekordy – jak żalą się wuefiści – są często niepobite od kilkunastu lat?
Nie tylko ekrany
Kiedy zadajemy pytanie związane z funkcjonowaniem młodych ludzi, a w pytaniu tym pobrzmiewa jakiś lęk lub niepokój, najłatwiej jest udzielić odpowiedzi w stylu boomerskim: czyli zwykle powiedzieć po prostu, że dzisiejsze dzieciaki robią to, co robią przez komputery i smartfony (oczywiście w tej retoryce często występuje również wyższościowe odniesienie do tego, jak to za naszych czasów wszyscy postępowali jak należy). Spędzanie czasu przed ekranami ma oczywiście znaczenie dla lifestyle’u dzieci i młodzieży (o tym za chwilę). Jednak nie tylko dostępność elektroniki sprawia, że na obecną chwilę, jak twierdzi prof. Anna Fijałkowska z Zakładu Kardiologii Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie, tylko 16,8 proc. dzieci i młodzieży w Polsce jest umiarkowanie bądź intensywnie aktywna fizycznie przez przynajmniej 60 minut dziennie siedem dni w tygodniu, a sprawność fizyczna dzieci ulega ogólnemu pogorszeniu – aż 88 proc. dzieci z klas I–III nie potrafi wykonać przewrotu w przód, 74 proc. dzieci z klas IV–VI nie potrafi kozłować piłki, a 57 proc. nie umie skakać przez skakankę (to wnioski z badania przeprowadzonego przez Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie omawiane podczas VII Akademii Kardiologicznej dla Dziennikarzy we wrześniu 2023 r.). Przyczyną spadku kondycji fizycznej dzieci i młodzieży jest między innymi to, że możliwość ruchu staje się przywilejem, który nie jest w tym samym stopniu dostępny dla wszystkich dzieci. Owszem, niemal każdy rodzic przedszkolaka czy dziecka w wieku szkolnym jest bombardowany (szczególnie w okolicach września) licznymi ofertami sportowych zajęć pozalekcyjnych dla dzieci, jednak, jak nietrudno się domyślić, potrafią one kosztować więcej niż zajęcia fitness dla dorosłych. Darmowe zajęcia dla dzieci prowadzone w domach kultury lub porządne SKS-y to albo pieśń przeszłości (poprzedniego ustroju), albo domena szkół sportowych – bądź tych, w których pracuje energiczny, niewypalony wuefista.
Karate i tenis kontra podwórko
Większość aktywności fizycznej pokolenia dzisiejszych trzydziesto- czy czterdziestolatków odbywała się nie na płatnych zajęciach karate, tenisa czy kursach nurkowania dla dzieci, ale na podwórku, placu zabaw usytuowanym między blokami lub – w przypadku osób wychowanych na wsi – w okolicznym lesie. Jednak to, co dla nas było dostępne na wyciągnięcie ręki, dla dzisiejszych dzieci już takie nie jest. Spadek wydolności fizycznej młodego pokolenia ma więc zapewne związek ze zmianą miejskiej (i wiejskiej) infrastruktury – miejsca dawnych zagajników i placów zabaw, na których można było do woli (lub, jak wielu z nas mówili rodzice, „do latarni”) korzystać z siermiężnych, ale niezniszczalnych huśtawek, zjeżdżalni i równoważni, zajęły nowe osiedla i gigantyczne parkingi, a także równo przystrzyżone trawniki, na których obowiązuje oczywiście zakaz gry w piłkę. Istnieje w Polsce niemało eleganckich osiedli, na których dostępne są liczne udogodnienia dla dorosłych, ale brakuje miejsca, na którym dzieci mogłyby się swobodnie bawić – bo, umówmy się, jeden koń na sprężynie otoczony drucianym „płotem” lub huśtawka stojąca na betonie raczej do zabawy i aktywności nie zachęca. Dzieci pozbawione miejsca do zabawy, które byłoby dostępne dla nich przez cały czas, nawet jeśli są zapisywane na dodatkowe zajęcia sportowe, często zaczynają traktować ruch nie jako coś naturalnego i wpisanego w ich towarzyską codzienność, ale jako kolejne zadanie, które trzeba „odhaczyć” tak samo, jak dodatkowy angielski albo naukę do sprawdzianu z matematyki. W dodatku zajęcia z taekwondo czy baletu, choć oczywiście mogą pomóc dziecku rozwijać się fizycznie, stanowią rodzaj aktywności kierowanej, podporządkowanej zaleceniom trenera i z góry ustalonemu planowi: jest to więc innego rodzaju aktywność niż ta spontaniczna, zależna od pomysłu dzieci, związana z zabawą i budowaniem więzi z innymi. Jeśli uruchomimy swoją empatyczną część, to myślę, że całkiem łatwo będzie nam zrozumieć, dlaczego część dzieci, które są aktywne właśnie w taki sposób, nie tylko nie „zakochuje się” w sporcie, ale też kiedy może, próbuje go unikać.
„Z biegania chleba nie będzie”
Ktokolwiek odczuwałby niepokój związany z tym, że jako psycholożka i terapeutka nadal nie wspomniałam, jak duże znaczenie dla aktywności dzieci ma sposób funkcjonowania ich rodziców czy dziadków, w tej części tekstu znajdzie (mam nadzieję) pewnego rodzaju „ukojenie”. Rzecz jasna to, czy dzieci są sprawne fizycznie, czy nie, zależy nie tylko od ich otoczenia materialnego, ale także od przekazów, jakie na temat znaczenia ruchu i wysiłku otrzymują w swoim domu – a także od wsparcia dorosłych w tym zakresie. Umiejętność gry w berka czy „wiszenia” na trzepaku trudno jest zmonetyzować – a przecież wiemy, że dla części rodziców wartościową aktywnością dzieci jest ta, która prowadzi do nabycia kompetencji mogących w przyszłości zaowocować zdobyciem dochodowego i poważanego zawodu. Trend rodzicielstwa bliskości i model wychowania opartego na podążaniu za dzieckiem nie stał się jeszcze w Polsce na tyle popularny, by wszyscy rodzice dostrzegali wartość w beztroskim bieganiu dziecka po trawie i skakaniu przez kałuże – bo przecież z takich zabaw „chleba w przyszłości nie będzie”. I wreszcie – przyjrzyjmy się tematowi smartfonów. To prawda, że współczesne dzieciaki spędzają mnóstwo czasu w świecie wirtualnym, który nierzadko wydaje im się bardziej atrakcyjny niż wyjście do parku. Jednak nie powinniśmy obwiniać o to dzieci. Z jednej strony ekranu siedzi bowiem młody człowiek, który szuka przyjaźni, rozrywki i – na poziomie neurohormonalnym – dopaminy, a z drugiej – cały sztab psychologów i informatyków, którzy pracują nad tym, by media społecznościowe i aplikacje były jak najbardziej wciągające dla dzieci. Nie jest to równa walka: dziecko, którego rodzice i nauczyciele nie wiedzą, jak mądrze wyznaczać mu granice w zakresie korzystania z elektroniki, ma nikłe szanse, aby samodzielnie ją wygrać. Niebagatelne znaczenie ma też to, na ile rodzice, opiekunowie czy inne osoby mające wpływ na wychowanie dziecka same są aktywne fizycznie. Rodzic spędzający czas na oglądaniu seriali i dojeżdżający samochodem nawet do oddalonego o kilkaset metrów sklepu nie jest przekonujący, gdy każe dziecku odłożyć telefon i „iść się poruszać”. Cennym zasobem mającym znaczenie dla zdrowia dziecka jest zatem rodzina, w której istnieje nawyk aktywnego spędzania wolnego czasu, a rodzice czy starsze rodzeństwo również sami z siebie dążą do tego, by zapewnić ciału odpowiednią ilość ruchu – młodzi ludzie doskonale wyczuwają bowiem sztuczność i brak autentyczności. Nie zawsze jest również tak, że rodzice nie chcą wyjść z dzieckiem na rower czy basen – niekiedy wynika to z ich przepracowania (a jesteśmy jednym z najbardziej zapracowanych społeczeństw w Europie), chorób czy niepełnosprawności. Zdarza się także, że rodzice nie zachęcają dziecka do aktywności z powodu nadopiekuńczej postawy, która bywa rezultatem nie tyle własnego wyboru, ile wynika z wysokiego poziomu lęku i urazowych doświadczeń, często wymagających psychoterapii. Aby dziecko było sprawne fizycznie, nie wystarczy więc zabranie mu telefonu i „wystawienie” go na dwór. Potrzebna jest praca nad przyzwyczajeniami całej rodziny, atrakcyjny program wychowania fizycznego w szkole oraz tworzenie miejsc, w których dzieci mogą bawić się po swojemu, a nie pod batutą dorosłych. Aktywizacji młodego pokolenia będzie sprzyjało także zwiększenie naszej – czyli osób dorosłych – aktywności i odkrycie na nowo przyjemności płynącej z ruchu.
Jeśli więc po przeczytaniu tego tekstu czytelnik ma wolną chwilę, to może zanim zabierze się do następnego artykułu (nie wątpię, że ciekawego i godnego uwagi), warto, by odłożył na chwilę „Przewodnik” i wybrał się na spacer?