Logo Przewdonik Katolicki

Farma baletnicy i tęsknota za domkiem na prerii

Angelika Szelągowska-Mironiuk
il. Jan Kałużny

Mieszka na farmie z mężem i ośmiorgiem dzieci i zdobyła tytuł „Mrs America”. Jej życie w mediach społecznościowych podglądają miliony internautów. Czy to dowód, że brakuje nam tradycyjnego życia rodzinnego?

Hannah Neeleman kilka tygodni po urodzeniu ósmego dziecka zdobyła tytuł Mrs America, a jej profil na Instagramie („ballerinafarm”) ma obecnie 8,8 mln obserwujących. Instagramerka rzadko jednak pokazuje się w mieście i na wybiegach dla uczestniczek konkursów piękności. W mediach społecznościowych prezentuje swoje codzienne życie na farmie i edukację domową dzieci. Wygląda na to, że jej popularność ma związek z nie do końca uświadomionymi tęsknotami współczesnych mieszczuchów.

Życie na ASAP
Gdybym miała określić – pozwalając sobie na uogólnienie i uproszczenie – czego moim zdaniem jest w życiu współczesnych mieszkańców Zachodu zbyt dużo, to powiedziałabym, że bodźców. Jesteśmy przesyceni informacjami, „wystrzałami” dopaminy, jakie serwuje nam scrollowanie mediów społecznościowych, a życie w hałasie komunikacyjnym i przemysłowym jest czymś, na co narażeni są zarówno mieszkańcy wielkich aglomeracji, jak i przedmieść, coraz częściej oplatanych obwodnicami i autostradami. Żyjemy – przynajmniej w znacznej części – w zgiełku, zanieczyszczeniu i permanentnej tęsknocie za prywatnością i „zwolnieniem obrotów”, które jednak wydają się wielu z nas niedostępnym luksusem (bo przecież jeśli chcemy mieć za co spłacić kredyty, to musimy w pracy wykonać wiele zadań na ASAP, czyli jak najszybciej).
Aby poradzić sobie z napięciem, które powstaje na styku permanentnego przebodźcowania i pragnienia doświadczenia swobody, wielu z nas ucieka w różne wizje czy fantasmagorie: dla niektórych są to marzenia (czasem realizowane) o wakacjach w cichym zakątku ziemi, zaś dla innych – sny o porzuceniu ciasnego miasta i wyprowadzeniu się na spokojną wieś, gdzie będzie można prowadzić własne, ekologiczne gospodarstwo, albo chociaż do nieruchomości na obrzeżach miasta, w których będzie można założyć własny warsztat stolarski lub spełniać się jako „tradycyjna żona” (tradiwife). Dość powszechnie marzymy o domku na prerii, będącym archetypem czystości, spokoju i zamożności. Z kolei media społecznościowe oraz rynek ze swojej natury oferują nam produkty, które pozwolą nam poczuć choćby namiastkę życia w lesie bądź pośród zieleniących się pól.

Farma, Nigdy w życiu! i leśne przedszkola
Tym, co może przynieść choćby chwilowe ukojenie ludziom Zachodu, przemęczonym bodźcami i wątpiącymi w sens wykonywanej przez siebie pracy, są chwile wojerystycznej przyjemności, wynikającej z legalnego podglądania innych. I tak podczas oglądania jak Hannah Neeleman piecze domowy chleb z gromadką dzieci u boku, zaś jakaś rodzima influencerka wybiera się z mężem i trójką dzieci na leśną wędrówkę, choć na chwilę zapominamy o własnym dyskomforcie – a dodatkowo cieszymy oczy przyjemnymi ujęciami, które wielu z nas przypominają wakacje u dziadków lub bogate w niezwykłe przeżycia obozy harcerskie. Oglądanie kont instagramowych czy tiktokowych, na których zamieszczane są naturofilskie treści, pozwala nam także utożsamić się z ich twórcami. Przez parę chwil wolno nam wyobrażać sobie, że to my żyjemy w domu na farmie, w którym pełno jest oryginalnych mebli z prawdziwego drewna (a nie ze sklejki), że to my możemy pozwolić sobie – niczym mąż Hannah – na zabawę w rodeo na grzbiecie prawdziwego wierzchowca i że możemy wychować nasze dzieci z dala od trudności, które siłą rzeczy wpisane są w edukację w placówkach. Niejeden rodzic zawożący każdego dnia dzieci do szkoły (choćby najlepszej i najbardziej „elastycznej”) zazdrości Neelemanom i innym osobom edukującym dzieci w domu, że nie muszą się oni przejmować zmianami w kanonie lektur, dyskusjami o obecności religii w szkole czy pomocą dziecku w przygotowaniu się do sprawdzianu z budowy pantofelka. Bieganie po polu czasami wydaje się być bliższe realnym potrzebom dziecka niż siedzenie przez siedem godzin przy ławce twardej tak, jak pruski system oceniania. Gotowanie zupy z wyhodowanych przez siebie składników i doglądanie piskląt, które dopiero co wydostały się ze skorupki, zdaje się mieć natomiast jasno określony cel i sens – czyli coś, czego niejeden wypalony pracownik korporacji czy urzędu nie doświadcza już od dawna. Wiejskie życie w wersji instagramowej i popkulturowej kusi również obietnicą wspólnoty: dzieci w przerwach od wyrabiania masła socjalizują się ze sobą i rówieśnikami, rodzice mają czas na spotkania z krewnymi i przyjaciółmi przy domowym cieście, a samotna i zagubiona kobieta znajduje prawdziwą miłość i poprawia relacje z córką (ostatni przypadek do casus Judyty z Nigdy w życiu!, która również w domku na wsi odnalazła szczęście, a z byłym wiarołomnym mężem „rozprawiła się” podczas podlewania ogrodu).
Zgodnie z tym, czego można się spodziewać w kapitalizmie, ziemiańskie fantazje mają przełożenie na nasze wybory konsumpcyjne: niektórzy z nas wysyłają dzieci do leśnych przedszkoli lub zapisują samych siebie na kolonie dla dorosłych, których uczestnicy zakwaterowani są w domkach lub pawilonach na wsi; bywalcy marketów i sklepów internetowych coraz chętniej wybierają produkty opatrzone symbolami i napisami poświadczającymi ich „wiejskość” oraz naturalność (co, wbrew naszym fantazjom, niekoniecznie świadczy o ich wysokiej jakości lub walorach zdrowotnych).
Wreszcie obraz sielskiego świata znany nam z mediów może mieć (i zdaje się, że ma) wpływ na wybory polityczne odbiorców: obserwowanie „tradycyjnego” życia (które zwłaszcza w dobie niepokojów wydaje się bezpieczne, sprawdzone i znane) może sprzyjać wybieraniu na swoich reprezentantów bardziej konserwatywnych, a w przypadku USA republikańskich, polityków. „Swojskie” celebrytki sprzedają więc nie tylko swój wizerunek i własne produkty, ale niekiedy też „pakiet” określonych wartości.

Wieś nie jest obciachem
Nie wiem, czy moje doświadczenie jest zbieżne z tym, z czym spotykali się Czytelnicy – podejrzewam jednak, że wielu odbiorców tego tekstu było świadkami (lub nawet adresatami) nazywania kogoś „wieśniakiem”, gdy określenie to miało oznaczać inwektywę. Neelmanowie oraz różni inni twórcy, promujący bardziej naturalne życie, zdają się odczarowywać bardzo niepokojącą tendencję do obśmiewania wsi i atrybutów wiejskiego życia – w Polsce, z uwagi na chłopskie pochodzenie i związane z nim doświadczenie biedy, które jest wpisane w historię większości naszych rodzin, niechęć do wsi i „wieśniactwa” bywa szczególnie silna. Tymczasem na instagramie czy tiktoku można znaleźć konta, których twórcy nie tylko wsi się nie wstydzą, ale wręcz chwalą się tym, że to właśnie wśród krów, kur i pól pszenicy udało im się znaleźć swoje miejsce na świecie. Wieś pokazywana przez Ballerinę lub rodzimych miłośników obcowania z naturą nie jest obciachem, lecz raczej tym, czym była w twórczości Dostojewskiego lub Reymonta – miejscem, w którym wciąż można odnaleźć spokój i autentyczność.
Media społecznościowe rządzą się jednak swoimi prawami (a twórcom dyktują one także określone obowiązki): prezentowana tu rzeczywistość jest upiększona i przefiltrowana. U Hannah czy na polskich profilach „wsiolubnych” nie znajdziemy raczej zdjęć i rolek pokazujących rozrzucanie nawozu lub sprzątanie zwierzęcych kojców – zamiast tego dostaniemy ujęcia koni pasących się przy zachodzie słońca. Proponowana nam wiejskość jest zatem zwykle jedynie zbiorem wybranych elementów, które składają się na życie rolnika czy sadownika – przy czym te mniej wdzięczne (a przecież konieczne!) elementy wiejskiej codzienności są przed odbiorcami ukryte. Marzenie, by rzucić wszystko i wyjechać na wieś, aby hodować kozy, ma mniej więcej tyle punktów stycznych z rzeczywistością, co pragnienie życia w średniowiecznym zamku, ale takim, w którym jest centralne ogrzewanie i kanalizacja. Nie byłoby więc rozsądne podejmowanie decyzji o zmianie życia o 180 stopni i przeprowadzenie się na wieś wyłącznie w oparciu o wykreowaną przez internet obietnicę piękna i harmonii – nawet, gdyby dla kogoś finanse i inne ograniczenia nie stanowiły żadnego problemu.

Biała, zdrowa, zamożna
Byłoby jednak zupełnym odrealnieniem (lub zwykłym kłamstwem) powiedzieć, że każda osoba może żyć tak, jak właścicielka Ballerina Farm lub inne influencerki promujące styl życia „bliski natury”. Hannah jest biała (co ma znaczenie w kontekście wciąż istniejącej dyskryminacji osób o innym kolorze skóry w USA), zdrowa, a także bardzo zamożna. Nie każda kobieta – także taka, która szczerze o tym marzy – byłaby w stanie bez uszczerbku na zdrowiu urodzić ośmioro dzieci, w tym przeżyć udany poród domowy. Nie każdy miłośnik przyrody może sobie również pozwolić na zakup gospodarstwa w malowniczym miejscu – urokliwość położenia farmy bez wątpienia sprzyja również zwiększeniu ilości zasięgów Balleriny. Możliwość wygodnego życia z dala od wielkiego miasta, ale także np. możliwość udania się na tygodniowy wyjazd survivalowy, wysłanie dziecka do leśnego przedszkola lub prowadzenie edukacji domowej, podczas której znaczna część lekcji odbywa się na łąkach i nad jeziorami to przywileje, które nie są dostępne dla każdego.
„Naturalne” życie jest dostępne w pierwszej kolejności dla osób, których dzieci nie mają poważnych trudności rozwojowych, które mają elastyczną pracę i na tyle wysokie dochody jednej osoby w związku, by ta druga (zwykle kobieta) mogła zająć się np. domowym kształceniem pociech. Tak, bez wątpienia niektóre osoby, marzące o domku na prerii lub życiu w sercu lasu, są w stanie wykazać determinację w dążeniu do celu i ustawić sobie funkcjonowanie tak jak tego pragną, mimo istniejących przeszkód. Jednak spiętrzone trudności, takie jak choroba dziecka, brak partnera, konieczność sprawowania opieki nad starzejącymi się i chorującymi rodzicami mogą skutecznie oddalić nas od realizacji marzenia o życiu a la Judyta ze wspomnianego wcześniej filmu romantycznego.
Hannah, liczne edukatorki domowe czy ludzie podróżujący z dziećmi po całym świecie i śpiący w szałasach wpisują się – być może nawet o tym nie wiedząc – w kulturę sukcesu. Dzięki swojej zaradności, ale także – bądźmy szczerzy – splotowi licznych sprzyjających okoliczności, mogą prowadzić życie w stylu slow. Ich mniej uprzywilejowanym odbiorcom, w których odzywa się tęsknota za sielskością, pozostaje podziwiać wstawiane przez swoich idoli estetyzowane ujęcia wsi i lasów. Czasem zapewne z odczuwaną nutą gorzkawej zazdrości.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki