Biblioteka jako magazyn z książkami odchodzi do lamusa. Tak jak zmienia się świat, tak też zmieniają się oczekiwania wobec bibliotek, które dzisiaj powinny bardziej przypominać centra kultury niż milczące przestrzenie wypełnione książkami podawanymi przez siedzącą za biurkiem bibliotekarkę. Od końca minionego wieku przepowiadano koniec ery bibliotek, nadeszła wszak era nowa, cyfrowa. Książki mieliśmy czytać tylko w formie plików. Tymczasem nic takiego się nie stało. Biblioteka jako miejsce zgromadzonych książek jest wciąż atrakcyjna. Zmienia się – to już wiemy, o jego historii ciekawie opowiadają Andrew Pettegree i Arthur der Weduwen, autorzy książki zatytułowanej Biblioteki. Krucha historia. Pokazali w niej, jak na przestrzeni wieków zmieniała się idea biblioteki: od miejsca elitarnego do miejsca publicznego. Od luksusowego przybytku do demokratycznej potrzeby. Śledząc jej dzieje, zatrzymali się oczywiście nad ważnym pytaniem o to, jak ma wyglądać biblioteka dzisiaj. Ma być publiczna, to oczywiste. Instytucja biblioteki publicznej, czyli finansowanej przez państwo i dostępnej dla każdego, narodziła się dopiero w XIX w., warto o tym pamiętać. Ale dopiero na początku XX w., kiedy to w społeczeństwach zachodnich większość potrafiła już czytać, pojawiła się idea zbudowania sieci bibliotek publicznych. To była śmiała wizja, z której owoców korzystamy do dziś.
Przyzwyczailiśmy się do nich, nie docenialiśmy, dopóki nie wybuchła pandemia COVID-19 i biblioteki zostały zamknięte. Biblioteki zawsze przeżywały największą popularność w okresach dramatycznych, na przykład wojen i kryzysów. Wtedy gdy nie było innych rozrywek, pozostawała książka. Może dlatego tak znacząco odczuliśmy tę stratę, gdy pozostając w domach, nie mogliśmy jej wypożyczyć. Z pewnością dla wielu to poczucie straty było czymś bardzo zaskakującym i tym większa późniejsza radość ze spacerowania między regałami i powolnego wybierania lektury. Autorzy książki piszą: „Jeśli z wielowiekowej historii bibliotek wypływa jakikolwiek wniosek, to chyba ten, że biblioteki istnieją tylko dopóty, dopóki ludzie uważają je za przydatne”.
Odkurzanie
Romantyzowanie bibliotek wciąż jest w cenie. Zapach kurzu jednak jest przyjemny tylko wtedy, gdy piszą o nim Umberto Eco, Jorge Luis Borges lub Carlos Ruiz Zafón. Tysiące zapomnianych książek stojących w rzędach na półkach tworzących biblioteczny labirynt, półmrok i zapach stęchlizny, niedotykane przez nikogo przyblakłe grzbiety ksiąg zawierających tajemną wiedzę, która może zmienić życie. Strzeżone przez starego bibliotekarza, który nikogo nie dopuszcza do swoich gromadzonych przez lata skarbów. Cmentarzysko wiedzy, marzeń, myśli. Nic, tylko zagubić się na zawsze w tej pustej ciszy. Bo taka biblioteka jest pusta. Nie ma czytelników. O tej romantycznej wizji musimy zapomnieć, nie chcemy jej, biblioteka ma sens tylko wtedy, gdy żyje. I choć wydaje się, że koniec bibliotek zaczęto przepowiadać w związku z erą cyfryzacji, to ich problemy były zauważalne trochę wcześniej.
Australijski bibliotekarz Allan Horton w 1976 r. trafnie zdiagnozował kryzys tożsamości bibliotek, twierdząc, że powinny stać się ośrodkami życia społeczności, a ich cele nie miałyby się kończyć na wypożyczaniu książek, ale na rekreacji, informacji i edukacji. Już wtedy mówił, że bibliotekarz ma wyjść zza biurka, gdzie jego rola ogranicza się do stemplowania karty bibliotecznej. Podobny proces miał miejsce we Francji mniej więcej w tym samym czasie. Francuskie biblioteki publiczne były kompletnie zaniedbane do lat 70. XX w., kiedy to francuski rząd postanowił zainwestować w ich odnowę i w odświeżenie całej infrastruktury. Powstały wtedy nowoczesne budynki w samych centrach miast i trzeba podkreślić, że ta lokalizacja miała tu ogromne znaczenie. Niektóre miasta zdecydowały się na odnowienie historycznych budynków, umieszczając biblioteki w lokalnych kontekstach i wzbogacając je o zbiory historycznych artefaktów. I tak obok sal z regałami książek dla dzieci i dorosłych była sala z rzadkimi egzemplarzami i manuskryptami. Zamysł był taki, żeby współczesna społeczność odczuwała więź z minionymi pokoleniami i z konkretnym miejscem. Ta przemiana martwych francuskich bibliotek w biblioteki tętniące życiem nastawione na przyszłość zaowocowała: co roku zwiększa się liczba dotacji i wypożyczeń.
Ożywianie
Nastawienie na przyszłość to otwarcie na nowoczesność i wysłuchanie potrzeb społeczności. Jeśli to nowoczesność, to nowe technologie, a więc cyfryzacja, bo takie oczekiwania mają czytelnicy: łatwy dostęp do treści. Trzeba to robić mądrze, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. W Polsce rząd kilkanaście lat temu rozpoczął projekt Program Rozwoju Bibliotek, który jest realizowany w ramach partnerstwa z Fundacją Billa i Melindy Gatesów. Od 1997 r. Fundacja przekazała bibliotekom na całym świecie miliony dolarów, umożliwiając m.in. darmowe wi-fi, ale i promując rozwój bibliotek, ich modernizację w myśl nowej idei biblioteki jako miejsca spotkań, wymiany myśli i lokalnych wydarzeń kulturalnych. Tylko Polska dostała od Fundacji Gatesów ponad 100 mln zł.
Autorzy książki Biblioteki… zauważają, że nie dość, że biblioteki wcale się nie zamykają (choć taki los przepowiadano im już w zeszłym stuleciu), to wręcz ożywiają się. Dlaczego? Po pierwsze „rozmaitość i losowy charakter książek, gustów i zainteresowań sprawia, że biblioteka pozostaje miejscem, do którego przychodzą członkowie wszystkich grup i klas społecznych, aby przechadzać się wśród regałów, przeglądać książki i wyjść, kiedy tylko zechcą. (…) Namacalność książki jest kluczem do jej sukcesu” – piszą, stając po stronie książki papierowej z okładką, papierem mającym określoną fakturę, ilustracją i zapachem. Ale idea żywej biblioteki mieści w sobie coś więcej.
„Ideałem dla nas jest, żeby biblioteka była miejscem, do którego zawsze można przyjść, czy się ma powód, czy się nie ma powodu. To ma być taki living room miejscowości, przestrzeń wspólna” – mówi Jacek Lelek, burmistrz Starego Sącza, opowiadając o nowo otwartych filiach bibliotecznych w Barcicach i Przysietnicy. I dodaje: „Każdy może przyjść, nie musi się tłumaczyć. Czasem siądzie, popatrzy na ludzi, czasem coś poczyta, czasem napije się kawy. Można wejść i czuć się dobrze, nieważne, czy masz pieniądze, czy nie masz, czy jesteś intelektualistą, czy prostym człowiekiem”.
Ta wypowiedź to jedna z wielu znajdujących się w publikacji Dobre miejsca wydanej w formie cyfrowej przez Instytut Książki. Znajduje się w nich kilka reportaży opisujących zmiany infrastruktury bibliotek publicznych dokonane w ramach Narodowego Programu Rozwoju Czytelnictwa. Przeczytamy w nich m.in. o bibliotece w Bieczu, znajdującej się w starej i zmodernizowanej synagodze, dzięki czemu i miasto, i jego mieszkańcy zaczęli odkrywać zapomniane dziedzictwo. Albo o planowanej bibliotece w wielkopolskich Pobiedziskach, która znajdować się będzie w budynku dworca PKP, podobnie jak biblioteka w Rumi, która została pięć lat temu uznana przez Library Interior Design Awards za najpiękniejszą bibliotekę świata w kategorii obiektów jednoprzestrzennych. Regały z książkami i miejsca wypoczynku funkcjonują w sąsiedztwie czynnych kas, a na peronach zatrzymują się pociągi. Zamiast zapomnianych książek upchniętych w niewielkim pomieszczeniu, biblioteka w Rumi uzyskała przestrzeń i zainteresowanie.
Biblioteki się zmieniają, stają się centrami kulturalnymi, gdzie wypożyczalnia książek jest jednym z elementów spotkania. Biblioteka ma być dzisiaj nowoczesnym centrum dostępu do wiedzy i kultury, ma stać się ośrodkiem życia społeczności. Wystawy, kluby książki, dyskusje, konkursy i spotkania – a wszystko to odbywa się w przyjaźnie zaprojektowanych miejscach.