Logo Przewdonik Katolicki

Małżonka – życiodajna jedność

Elżbieta Wiater
Ukrzyżowanie, malarz z południowych Niderlandów, 2 połowa XV w. | fot. Wikipedia

Nie bez powodu Jezus w modlitwie arcykapłańskiej w Wieczerniku modli się przede wszystkim o jedność tych, który w Niego wierzą (zob. J 17). Zachowanie jedności, a przede wszystkim właściwe jej rozumienie, to jedno z najtrudniejszych wyzwań w świecie pękniętym po grzechu pierwszych rodziców.

Ta cecha wspólnoty jest szczególnie ważna z tego powodu, że oddaje ona jedną z podstawowych cech Boga – jest On jeden i jednocześnie Trzech. Mamy więc doskonałą różnorodność, która jest doskonałą jednością. Nad tym, jak to jest możliwe i jak o tym opowiedzieć za pomocą pojęć zaczerpniętych z filozofii, myślały całe pokolenia. Oczywiście nie przeszkadzało to w międzyczasie mistykom doświadczać Boga jako Trójjedynego i zachwycać się tym. Zanim jednak ta fundamentalna dla naszej wiary prawda znalazła się na warsztacie filozoficznym, On musiał ją nam objawić. I zrobił to za pomocą małżeństwa.

Rajski ideał
Pisałam już o okrzyku mężczyzny stwierdzającego, że kobieta jest taka jak on („kość z moich kości, ciało z mego ciała”, Rdz 2, 23a), jednak nie jest z nim tożsama, skoro odróżnia ją nazwa, odnosząca się nie tyle do niej jako drugiej osoby, ile sposobu jej istnienia. Jest inna, a więc stanowi dla niego do pewnego stopnia zagadkę, zresztą podobnie jak on dla niej. Co do tego, jak wyglądają między nimi relacje przed spożyciem nieszczęsnego owocu, możemy je do pewnego stopnia zrekonstruować na podstawie konsekwencji, o jakich mówi Bóg w Rdz 3. Adam jest odpowiedzialny za uprawę roli i pozyskanie z niej pożywienia, a więc utrzymuje ich oboje. Ewa jest dla niego pomocą, zapewne także w jego pracy, szczególnie że tam, gdzie mowa o niej jako pomocy, użyte jest hebrajskie słowo oznaczające… zbrojne wsparcie przychodzące podczas bitwy. Można więc powiedzieć, że jest ona tą, która pozwala mężowi zwyciężać.
Skoro po grzechu zostaje mu podporządkowana („on zaś będzie panował nad tobą”, Rdz 3, 16), przedtem ich relacja nie polegała na dominacji jednej ze stron, ale, jak się możemy domyślić, byciu sobie wzajemnie poddanymi, jak będzie do tego zachęcał św. Paweł w Liście do Efezjan. Skoro Ewa nie musiała także kierować do Adama swoich pragnień, to uprawniony wydaje się wniosek, że oboje na równi czerpali z tego, co dawał im Bóg. On zaś tuż po stworzeniu postawił przed nimi jako parą tylko jedno wymaganie: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1, 28). Bóg tak mało od nas chciał, a i tak nie daliśmy rady, jak ubolewa nad tym francuski filozof
Fabrice Hadjdj, a ja łączę się z nim w bólu.
Po grzechu ciąża i poród staną się dla Ewy olbrzymim obciążeniem, pociągającym za sobą nawet ryzyko śmierci, jednak właśnie tą drogą Bóg objawi się w świecie, kiedy się wcieli. Tym samym płodność nabrała szczególnego znaczenia w Bożym planie odkupienia człowieka. Dzięki niej nie tylko rodzice uczestniczą w creatio continua – wciąż trwającym akcie stworzenia, ale też dokonuje się zjednoczenie natur Boskiej i ludzkiej, a przez to otwarcie na, że tak to ujmę, kolejny poziom aktu stwórczego. Ten, na którym ludzka natura zostanie przebóstwiona i wprowadzona do życia Trójjedynego, dzięki Misterium Paschalnemu.

Co to ma wspólnego z jednością?
To, że Kościół jest małżonką Chrystusa, oznacza, że jest z Nim jednym ciałem – tak skutek małżeństwa definiuje Biblia (zob. Rdz 2, 24). Jak jednak to rozumieć? Każdy z nas, wierzących, ma osobne ciało. Co prawda spożywamy Ciało Pańskie na Mszy św., jednak to nie sprawia, że stajemy się z Nim pod każdym względem identyczni. Co więcej, grzeszny aspekt naszej natury aż nazbyt często daje o sobie znać, także w Kościele jako instytucji, a Syn Boży przecież jest bezgrzeszny!
Tu z pomocą przychodzą nam dwie sceny biblijne: wspomniane przeze mnie w poprzednim tekście stworzenie Ewy oraz Janowy opis śmierci na krzyżu Jezusa. Kiedy zestawimy je ze sobą, jak robili to już ojcowie Kościoła, dostrzeżemy wiele analogii. Zarówno pierwszemu mężczyźnie, jak i Chrystusowi na krzyżu zostaje otwarty bok. Adamowi zostaje wzięta część jego samego, by z tego powstała kobieta – istotne jest to, że ona nie otrzymuje jak mężczyzna tchnienia życia, a skoro żyje, to znaczy, że wzięła swoje życie, swoje tchnienie, od „dawcy”. Z boku Chrystusa wylewa się krew i woda – płyny, które towarzyszą porodowi, i rzeczywiście, z Jego boku rodzi się Kościół, bo płyny te oznaczają także chrzest i Eucharystię. Kiedy Jezus po zmartwychwstaniu ukazuje się uczniom, św. Jan zapisuje, że tchnął na nich i powiedział, by wzięli Ducha Świętego (zob. J  20, 22), a w dniu Pięćdziesiątnicy podzieli się Nim z pierwszą wspólnotą wierzących, jak Adam podzielił się otrzymanym od Boga tchnieniem życia z Ewą.
I to ostatnie jest właśnie kluczem do zrozumienia bycia jednym ciałem zarówno pierwszych rodziców, małżonków w całych dziejach, jak i Chrystusa i Kościoła – Duch, czyli Tchnienie Życia, ale także Miłość. Tu trzeba zwrócić uwagę na to, że wspólnota małżeńska jest wspólnotą życia, jednak ma ona pewną cechę wyróżniającą: opiera się na tożsamości natury i zróżnicowaniu ciała przez płeć. Bez pierwszej byłyby to dwa różne byty, bez drugiej jedność byłaby możliwa tylko przy pochłonięciu jednego osobnika przez drugiego, czyli ideałem związku byłyby te tworzone przez modliszki. Tymczasem w małżeństwie mąż i żona nie tracą swoich tożsamości. Zaryzykuję nawet mocniejsze stwierdzenie – oni powinni coraz lepiej wiedzieć, kim są sami w sobie, żeby móc się coraz głębiej jednoczyć.
Używając obrazu z pokoju dziecięcego: dwa identyczne klocki pozostają zawsze oddzielne, nawet jeśli je postawimy na sobie, bez większej trudności da się ten układ rozsypać. Tego samego nie da się jednak powiedzieć o puzzlach, bo każdy z nich ma swój indywidualny kształt, pasujący do drugiego, ale stanowiący jego lustrzane odbicie. W świecie ludzi, żeby było ciekawiej, „krawędzie” tych „puzzli”, czyli osób, są dość elastyczne i w zależności od wieku, doświadczeń, stanu zdrowia etc. ulegają zmianie. Dlatego zachowanie jedności przez małżonków jest tak trudne i wymaga nieustannego podtrzymywania i uczenia się komunikacji, ale też dlatego tak dobrze oddaje relację Boga i jego Ukochanej.

Niezmienny i Dojrzewająca
Bóg jest doskonały, więc się nie zmienia. Trudność zbudowania z Nim (a przez to między nami) jedności polega na tym, żeby dobrze Go poznać. W wymiarze wspólnotowym Kościoła wyrazem tego dążenia do właściwego poznania Ukochanego są dogmaty (myśleliście kiedyś o nich w tak romantycznym kontekście?) i refleksja teologiczna, w wymiarze relacji do Niego pojedynczego wierzącego jest modlitwa, której szczytem jest mistyczne zjednoczenie, bynajmniej niezastrzeżone dla wybranych. Po prostu może mieć różną formę. Jak ostatnio powiedziała mi pewna mądra kobieta, zresztą dziewica konsekrowana – każdy z nas ma znaleźć swój język i sposób rozmawiania z Bogiem. Najgorsze, co można zrobić, to poddać się w trakcie poszukiwania.
Po soborze najpopularniejszym chyba obrazem Kościoła stała się jego wizja jako kręgów przynależności. Ich centrum stanowi Chrystus, a to oznacza, że im bardziej zbliżamy się do Niego, tym bardziej zbliżamy się do siebie – im krótszy promień „mojego” okręgu, tym bliżej siebie są ludzie, którzy w tym kręgu się znajdują. Im lepiej i ściślej wchodzę w komunię/komunikację z Bogiem, tym pełniej upodabniam się do Niego, jednocześnie coraz głębiej stając się sobą, podobnie jak żyjący ze sobą dziesiątki lat małżonkowie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki