Logo Przewdonik Katolicki

Jak Kopernik zburzył świat

Dominik Robakowski
Pomnik Mikołaja Kopernika w Warszawie autorstwa Bertel Thordvaldsen, lata 60. | fot. Lech Charewicz/East News

550. rocznica urodzin Mikołaja Kopernika to znakomita okazja, aby jeszcze raz przypomnieć sobie sylwetkę wybitnego astronoma. Na czym polegał geniusz człowieka, który dokonał jednej z największych rewolucji naukowych w dziejach?

Pozornie o Koperniku wiemy wszystko. Bez zająknięcia recytujemy, że wstrzymał Słońce i ruszył Ziemię. W każdym większym mieście napotykamy na ulicę, pomnik lub mural poświęcony słynnemu torunianinowi. Czy jednak Mikołaj Kopernik czasem nam nie spowszedniał?

Szklana cebula
Aby lepiej zrozumieć dzieło Kopernika, powinniśmy uświadomić sobie, jak przed nim wyobrażano sobie świat nad naszymi głowami.
Już we wczesnej starożytności proste obserwacje pozwoliły dostrzec, że niebo w dużej mierze istnieje po to, aby służyć człowiekowi. Najlepszym przykładem jest tutaj Słońce, które dostarcza ciepła i światła dla dobra organizmów żywych. Przy okazji może nam posłużyć jako zegarek (jego cień wyznacza godziny) i kalendarz (pozwala liczyć dni, pory roku i lata). Podobną funkcję spełnia Księżyc – nocna latarnia i, za sprawą swoich faz, wyznacznik podziału czasu na tygodnie i miesiące. Więcej problemów nastręczały gwiazdy, dla których początkowo nie widziano praktycznego zastosowania. Dość szybko jednak je oswojono, nadając ich poszczególnym grupom imiona stworzeń ziemskich i postaci mitologicznych.
Na tym właściwie kończyła się pierwotna astronomia, czyli w dosłownym tłumaczeniu nauka o prawach rządzących gwiazdami. Większe znaczenie przypisywano astrologii – ta traktowała nocne niebo jako wielki ekran, na którym „wyświetlają się” wiadomości z innego świata. Odpowiednie rozeznanie w układzie nieba pozwalało snuć wnioski co do przyszłości. Te poważnie traktowane ustalenia znamy dziś jako wszelkiej maści horoskopy.
Pierwsze zaawansowane systemy porządkujące naszą wiedzę o niebie rodziły się w starożytnej Grecji. Podsumował je sam wielki Arystoteles, a jego koncepcja na trwałe zaważyła na tym, jak postrzegano Ziemię (i człowieka) we wszechświecie. Grecki filozof bez większego problemu dostrzegał różnicę między niebem i Ziemią. Tutaj, na dole, wszystko zdawało się chaotyczne i nieprzewidywalne, tam, w górze, wszystko cechowało się stabilnością. Ziemią rządziły cztery żywioły – woda, ziemia, powietrze i ogień; dla nieba Arystoteles wymyślił pierwiastek piąty – boski eter.
Grecki filozof zgodnie z przytłaczającą większością swoich kolegów uznał, że Ziemia jest centrum świata. Kulę ziemską (wbrew częstej opinii wcale nie uważano powszechnie, że Ziemia jest płaska) otaczało siedem sfer (stąd siódme niebo) z poszczególnymi planetami oraz ósma sfera zawierająca gwiazdy. Owe sfery wyobrażano sobie jako kryształowe przezroczyste powłoki, tak jakby przyszło nam żyć we wnętrzu wielkiej szklanej cebuli.

Szklany sufit
Mimo że teoria Arystotelesa spotkała się z powszechnym uznaniem, to była ona raczej konstruktem filozoficznym niż rezultatem poważnych naukowych obserwacji. Szybko okazało się, że model Ziemi zamkniętej w szklanej kuli posiada liczne braki. Przede wszystkim zauważono, że ruch planet odbywa się po wyjątkowo dziwacznym torze. Stąd zresztą sama ich nazwa – planeta to po grecku bowiem nic innego jak błędna gwiazda.
Sprawy postanowił uporządkować grecki astronom żyjący w II wieku n.e. w Aleksandrii – Klaudiusz Ptolemeusz. Za sprawą osiągnięcia Kopernika jego postać uważana jest dziś za uosobienie ciemnoty, niemniej jest to stwierdzenie wielce niesprawiedliwe. Ptolemeusz bodajże jako pierwszy postanowił skonfrontować idealistyczny model Arystotelesa z rzetelną obserwacją nieba. W efekcie swoich prac astronom zauważył, że teorię i praktykę da się połączyć w jedną całość. Wymagało to prawdziwej ekwilibrystyki.
Model Ptolemeusza zakładał, że planety wędrują po nieregularnych torach, wyczyniając na niebie istne fikołki. Astronom wprowadził szereg nietypowych pojęć takich jak deferenty, epicykle i ekwanty, z których pomocą udało się sprawić, że Arystotelesowskie niebo nie spadło na Ziemię, a miałoby co spadać, gdyż liczba sfer rozrosła się do ponad czterdziestu.
Już starożytni, widząc mrówczą pracę Ptolemeusza, zgodnie przyklasnęli jego modelowi, nic więc dziwnego, że ludzie średniowiecza poszli tym samym torem. Dlaczego? Otóż wyliczenia Ptolemeusza działały, pozwalając doskonalić kalendarz i usprawniać nawigację. Oczywiście, z każdym rokiem skrupulatne wyliczenia stawały się coraz mniej dokładne.
Tak naprawdę nikt jednak nie rozumiał założeń aleksandryjskiego uczonego, którego dzieło było znane tylko nielicznym i to też w niezbyt udanych przekładach. Sam Ptolemeusz powściągliwie nazywał swoje założenia hipotezą. Z biegiem lat hipoteza stała się jednak dogmatem.

Kopernik wkracza na scenę
Błędne założenia geocentryzmu powodowały, że co jakiś czas należało przeprowadzać nowe obserwacje nieba i aktualizować dane astronomiczne. Zajęcie to było pracochłonne, a i tak po kilku latach okazywało się, że liczne anomalie wymuszają rozpoczęcie wszystkiego od nowa. To wymagało licznego grona astronomów, stąd też kierunek ten stawał się coraz bardziej popularny na europejskich uczelniach.
Jednym z wiodących ośrodków w badaniach nad niebem stał się uniwersytet w Krakowie. W 1491 r. naukę rozpoczął tutaj niejaki Mikołaj Kopernik. Reszta to już wielka historia. To jednak, co było wcześniej, to wielka tajemnica.
Mimo dziesiątek biogramów o młodości Kopernika wiemy stosunkowo niewiele. Wielki astronom przyszedł na świat w 1473 r. Rodził się nie tylko w Toruniu, ale także w przysłowiowym czepku. Jego rodzina należała do zamożnych przedstawicieli miejskiego patrycjatu, choć szczegóły jej bogactwa nie były do końca jasne. O ile matka Mikołaja, Barbara, wniosła w posagu fortunę zamożnej rodziny Watzenrode, o tyle pochodzenie ojca – Mikołaja seniora, nastręcza do dziś wielkich problemów badaczom. Najpopularniejsza z teorii każe dopatrywać się w nim tajnego agenta zaangażowanego w działalność spiskową, która umożliwiła przyłączenie Torunia i części Prus do Królestwa Polskiego.
To jednak nie rodzice okazali się najważniejsi w życiu Mikołaja, ale brat matki i jednocześnie biskup warmiński Łukasz Watzenrode. Bez jego protekcji Kopernik skończyłby zapewne jako kupiec, w najlepszym wypadku toruński rajca. Po wczesnej śmierci Mikołaja seniora, Watzenrode usynowił przyszłego astronoma i postanowił zadbać o jego edukację. Tak właśnie Kopernik znalazł się w Krakowie. Protekcja warmińskiego biskupa doprowadziła następnie przyszłego astronoma na uniwersytety w Bolonii i Padwie. Kopernik uzyskał wykształcenie z zakresu prawa i medycyny, niemniej nie były to tematy, które szczególnie go interesowały. Jakkolwiek nie zaniedbywał nauki, to jednak więcej czasu poświęcał zagadnieniom astronomicznym.
Gdy Kopernik powrócił na dwór swojego wuja, poświęcił się roli kanonika i administratora dóbr biskupich. Jego życie zamykało się właściwie między trzema miejscowościami – Lidzbarkiem, Fromborkiem i Olsztynem. Wbrew pozorom nie była to egzystencja sielska. Jakkolwiek byt materialny Kopernika był zabezpieczony, to jednak męczyły go liczne polityczne konflikty oraz nadmiar obowiązków. Krzyżackie najazdy, ze słynnym epizodem obrony olsztyńskiego zamku, również nie pozwalały spać spokojnie. Skoro już jednak Kopernik nie mógł zasnąć, to sięgał po swoje astronomiczne instrumenty, patrzył w niebo i starał się zrozumieć.

Przełom
Kopernik to postać na wskroś tajemnicza. W przeciwieństwie do wielu innych osób swojej epoki, nie pozostawił pamiętników i licznych listów. Trudno jest więc nam ustalić, kiedy dokładnie zrodziła się jego teoria zakładająca, że to jednak Ziemia krąży wokół Słońca. Pierwsze plany wydania dzieła o obrotach sfer niebieskich pojawiły się w 1535 r. przy wsparciu nowego protektora, jakim był nowy biskup warmiński Jan Dantyszek. Do publikacji jednak nie doszło. Rękopis, w którym Kopernik zawarł teorię heliocentryzmu, trafił do druku w 1543 r. W tym samym roku Kopernik zmarł. Legenda głosi, że złożony udarem miał jeszcze ponoć otrzymać egzemplarz swojej książki.
Na czym polegała rewolucyjność myśli kopernikańskiej? Znamy ją dobrze z lekcji w szkole podstawowej. W wielkim skrócie astronom ustalił, że to Ziemia i wszelkie inne planety krążą wokół Słońca. Co więcej, Kopernik nie zapomniał także wspomnieć, że sama Ziemia także jest w nieustannym ruchu obrotowym. Zmianie uległa również skala wielkości wszechświata – Słońce okazywało się znacznie dalej, niż do tej pory przypuszczano.
Warto dodać, że mimo swojego wyprzedzającego czas geniuszu i Kopernikowi zdarzyły się błędy. Wynikały one z potrzeby dostosowania swojego systemu do idealistycznej wizji świata. Kopernik uważał, że Ziemia jest perfekcyjną kulą (stan ten uważał za taki, do którego dążą wszelkie ciała i ciecze), choć w rzeczywistości jest spłaszczona na biegunach. Więcej problemów astronomowi napędziło przekonanie, że planety biegną po idealnych okręgach. Dziś, za sprawą Jana Keplera wiemy, że tor ich biegu przypomina elipsę.

Długa droga
Choć Kopernik zakończył swoją pracę w 1543 r.,  jego teoria nie od razu stała się powszechnie uznawaną prawdą. Złożyło się na to kilka przyczyn. Przede wszystkim poglądy Kopernika nie spodobały się samym astronomom, którzy byli przywiązani do klasycznego spoglądania na wszechświat. Atakowano tam, gdzie teoria Kopernika była najsłabsza, a de facto błędna – dowodząc, że jego wyliczenia co do biegu planet wcale nie są lepsze od dotychczasowych.
Najwybitniejszy astronom XVI w. (z wyłączeniem oczywiście Kopernika) Duńczyk Tycho Brahe podjął mozolną próbę „poprawy” modelu torunianina. Stworzył on skomplikowany, ale popularny układ zakładający, że planety krążą wokół Słońca, to z kolei nadal okrąża Ziemię.
Wśród wstydliwej listy potępiających teorię Kopernika bardzo szybko znalazły się uniwersytety, które we wspomnianym okresie przeżywały prawdziwy regres i daleko odchodzące od swojego pierwotnego powołania. Niechęci dla teorii Kopernika nie kryli także przedstawiciele astrologii. Oczywistym było, że skoro torunianinowi udało się wytłumaczyć ruch ciał niebieskich, ich dochodowa praca polegająca na interpretacji nieoczywistego stawała się zagrożona.
Największy opór czekał jednak teorię Kopernika ze strony środowisk religijnych. Pierwszymi, którzy ostro zareagowali, byli protestanci. Działali oni zgodnie z ideą sola scriptura, oznaczającą, że Pismo Święte jest jedynym źródłem wiedzy, także tej naukowej. Choć opis stworzenia świata można interpretować różnie, to jednak do XVI w. odbierano go jako wizję układu geocentrycznego. Tym samym twierdzenia Kopernika stawały się herezją.
Trochę bardziej skomplikowane było podejście do dzieł Kopernika ze strony Kościoła katolickiego. Początkowo O obrotach sfer niebieskich zostało przyjęte bez większych obaw. Sam Kopernik, jakby wyprzedzając wypadki, zabezpieczył się przed oskarżeniami o nieprawomyślne myślenie we wstępie do swojego opus magnum. Praca była dedykowana ówczesnemu papieżowi i przedstawiana jako remedium na problemy związane z funkcjonowaniem kalendarza, która to kwestia była poddawana w tym czasie kościelnej reformie.
Problemem stało się jednak to, że owoce dzieła Kopernika stanowiły poważny problem dla Kościoła. Dzieło astronoma stanowiło inspirację dla Giordana Bruna, który uznał je za jedną z podwalin swojej teorii o nieskończoności wszechświata i światach równoległych. Podobnie na Koperniku swoje założenia oparł Galileusz. Skoro po dzieło astronoma sięgali dwaj bodajże najsłynniejsi bohaterowie procesów inkwizycyjnych, oczywistym było, że sam Kopernik również znalazł się w kręgu podejrzeń. Zaowocowało to umieszczeniem O obrotach sfer niebieskich w indeksie ksiąg zakazanych.

A jednak się kręci
Reakcyjne działania mniej światłych umysłów musiały w końcu ustąpić przed prawdą odkrytą przez Kopernika. Proces ten był jednak stopniowy. Dopiero w połowie XVII w. największe naukowe autorytety uznały heliocentryzm za prawdę. Dzieło Kopernika odniosło sukces.
Astronomia była jednak tylko czubkiem góry lodowej, którą nazywamy przełomem kopernikańskim. Teoria torunianina sięgała bowiem znacznie głębiej i przemodelowała świat. Przede wszystkim stanowiła początek rewolucji naukowej, w której doświadczenie i obserwacja okazywały się ważniejsze niż modele filozoficzne. Choć rozdzielenie teologii i nauki było bolesne,  jednak stało się procesem koniecznym i w gruncie rzeczy korzystnym dla obu stron.
Kopernik w późniejszych wiekach stawał się bohaterem różnych narracji. Spójrzmy chociażby na okres PRL-u, gdzie skutecznie przędzono nić między astronomem a kosmonautą Mirosławem Hermaszewskim, przy okazji kształtując wizerunek torunianina jako antyniemieckiego i antykościelnego rewolucjonisty.
Dziś, w 550 lat po narodzinach Kopernika, my także musimy wymyślić go sobie na nowo. Możemy wpleść go w narrację o smartfonach i superkomputerach, ustawiając astronoma w jednym rzędzie ze Steve’em Jobsem i Billem Gatesem. A może warto zrobić wręcz coś zupełnie innego i wzorem Kopernika po prostu zacząć patrzeć w niebo?

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki