Logo Przewdonik Katolicki

Nasz rok dla Ukrainy

Tomasz Królak
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Zaangażowany misyjnie ksiądz powiedział mi, że nawet dla ludzi żyjących gdzieś w buszu Polska to „Jan Paweł II, Miłosierdzie Boże i naród, który niesamowicie pomaga Ukrainie”

Mija rok od rosyjskiej agresji na Ukrainę. Nasze zaangażowanie w pomoc uciekającym spod bomb jest prawdziwym fenomenem, dostrzeganym daleko poza granicami. Przed rokiem pisałem na tych łamach, że po spotkaniu z cierpiącymi Ukraińcami łatwiej nam będzie uruchomić wyobraźnię miłosierdzia wobec naszych bliźnich cierpiących gdziekolwiek na świecie. Wyrażałem też nadzieję, że skoro z każdego zła Bóg potrafi wyprowadzić dobro, tak stanie się i tym razem. Te nadzieje nie okazały się płonne. Koordynowane przez Caritas zbiórki przeprowadzane w kościołach w całej Polsce przyniosły rekordowe rezultaty. Pomoc świadczona zarówno u nas, jak i kierowana na Ukrainę cały czas trwa, a jej wielowymiarowy system – począwszy od miejsc schronienia, wsparcia materialnego, edukacji, pośrednictwa pracy czy programów typu Rodzina Rodzinie – jest coraz bardziej profesjonalny.
Udział Kościoła w całym tym fenomenalnym zrywie jest ogromny. Pomijając już zaangażowanie Caritas Polska i jej diecezjalnych struktur, fakt, że przed ukraińskimi uchodźcami otworzyły się również domy biskupie, ośrodki rekolekcyjne, ośrodki katechetyczne, plebanie czy seminaria, pokazał, że głosząc Chrystusowe przesłanie miłości bliźniego, Kościół stać na radykalną konkretność.
À propos zła, z którego Bóg potrafi wyprowadzić dobro: wydaje się, że tym dobrem jest zrodzony w dramatycznych okolicznościach praktyczny ekumenizm. Bo przecież ukraińscy uchodźcy – a wśród nich także grekokatolicy i prawosławni – uczestniczą w życiu lokalnych społeczności, które dały im schronienie i wśród których zapuszczają korzenie na parę miesięcy, kilka lat, a może już na stałe. A jeśli tak, to kontaktują się z otoczeniem, rozmawiają o sobie i, może nie od razu, ale po jakimś czasie, także o obyczajach, tradycji, ale też swojej wierze i drogach do Boga. Przybysze zza wschodniej granicy wzbogacają również życie parafii rzymsko- i greckokatolickich oraz prawosławnych (choć oczywiście wśród przybyszów są też osoby niewierzące). Sądzę, że dla wszystkich stron z tych kontaktów, zwłaszcza zaś podpatrywania, w jaki sposób chrześcijanie innych wyznań przeżywają okres Wielkiego Postu, Wielkanocy czy Bożego Narodzenia, może wynikać jakieś duchowe dobro.
Wśród tych dóbr, które, paradoksalnie, zrodziło zło wojny, są publikowane codziennie refleksje zwierzchnika Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego abp. Światosława Szewczuka. To wielka lekcja chrześcijańskiego podejścia do wojny: bez złudzeń wobec najeźdźców i jednocześnie bez nienawiści. Polecam przy okazji książkę Bóg nie opuścił Ukrainy – to kolejny tom rozmów, jakie przeprowadził z nim mój redakcyjny kolega Krzysztof Tomasik.
Ostatnio pewien zaangażowany misyjnie ksiądz, wróciwszy z podróży do kilku krajów Ameryki Południowej, powiedział mi z satysfakcją, że nawet dla ludzi żyjących gdzieś w buszu Polska to „Jan Paweł II, Miłosierdzie Boże i naród, który niesamowicie pomaga Ukrainie”.
Wobec ataku Rosji na Ukrainę stanęliśmy, jako sąsiedzi, na wysokości zadania. Ale czas próby trwa.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki