Od kilku tygodni internet rozgrzewa sprawa Mszy „odprawianych” przez dzieci i młodzież na platformie do gier Roblox, nie milkną też komentarze w debacie publicznej. Zdaniem socjologa gra, w której elementem jest kościelna przestrzeń, a w tle słychać liturgiczny śpiew, to zabawa, profanacja czy poszukiwania duchowe?
– Internet jest narzędziem do realizacji różnorodnych potrzeb życiowych człowieka: od fizjologicznych przez bezpieczeństwa po duchowe. Mimo że jest nas na świecie około ośmiu miliardów, katalog potrzeb życiowych mamy raczej wąski. Różnimy się znacznie strategiami ich zaspokajania. Gdyby jednak internet zaspokajał rzeczywiście wszystkie nasze potrzeby, gabinety psychologiczne nie byłyby dziś tak mocno oblegane. W wielu przypadkach zamiast zaspokajać nasze potrzeby, spłaszczane są różne aspekty życia. Mszy ,,odprawianych” na Robloxie nie nazwałbym strategią zaspokajania potrzeb duchowych przez dzieci i młodzież. W czasach przedinternetowych również markowaliśmy różnego rodzaju aktywności sakralne w przestrzeni publicznej, jednak podobnie jak dziś, w większości przypadków realizowana była wówczas funkcja zabawy, a nie rozwoju duchowego. Religijność i zachowania religijne dzieci i młodzieży dość mocno się zmieniają. Jako społeczeństwo jesteśmy obecnie na etapie daleko posuniętej sekularyzacji czy nawet synkretyzmu religijnego. Nierzadko prezentowanym przez młodzież formom zachowań religijnych daleko jest do życia religijnego, jakie my, dorośli, chcielibyśmy widzieć. Jednakże nie wylewajmy dziecka z kąpielą, ponieważ to młodzi są często tymi, których poszukiwania duchowe są bardziej rozwinięte niż nasze. W przestrzeni internetu bardzo łatwo wszystko zbagatelizować i ośmieszyć. Niektórzy nie zdają sobie sprawy, że ośmieszana bywa karykatura duchowości, a nie to, co jest nią w rzeczywistości. Stąd wielu obrusza się, nie dostrzegając, że młodzi ludzie próbują odnaleźć się w świecie duchowości. Myślę, że podejście do religijności jest dziś wśród młodzieży mocno „odkościelnione” i stanowi sferę prywatną. Gry o charakterze religijnym czy inne tego typu aktywności w sieci są tego dowodem.
A może dzieci przeniosły się do internetu z przyosiedlowych podwórek, które dziś nie stanowią już takiej atrakcyjnej formy spędzania wolnego czasu jak kiedyś?
– Nie ma we mnie zgody na stwierdzenie, że dziś dzieci i młodzież z podwórek przeniosły się do sieci. A już na pewno nie obarczałbym nowych technologii winą ze ten stan rzeczy. Sam jestem tatą dziesięcioletniego Antosia i widzę, że jeśli rodzic, szkoła czy gmina nie stworzą alternatywy do bycia poza siecią, to dziecko rzeczywiście pozostanie w wirtualnej rzeczywistości. Mieszkam w Gdyni, która jest fantastycznym miejscem do zamieszkania wraz z dziećmi. W mieście funkcjonuje wiele placów zabaw i gdy robi się cieplej, zapełniają się one do maksimum. To nie jest tak, że wszyscy siedzą przed ekranem komputera. Oczywiście znajdą się tacy, których się sprzed niego nie oderwie. Podobnie było w erze przedinternetowej, gdy pojawiły się gry offlinowe. Moi rówieśnicy, ze styku lat 80. i 90., również nie przychodzili grać w piłkę, ponieważ cały dzień spędzali, grając w gry. W naszym kraju za dużo jest miejsc, w którym młode pokolenie nie ma alternatywy. Większość z nich nie będzie siedzieć w domu z książką w ręku, lektura jest zbyt trudna, wymagająca koncentracji i uważności. Łatwiej jest skorzystać z dostępu do sieci. Uważam, że problem z nadużywaniem nowych technologii rozpoczyna się wówczas, gdy jedynym dostępnym dla dziecka światem jest świat cyfrowy.
Pokolenie dzisiejszych rodziców to w dużej mierze 40-latkowie, którzy dorastali bez internetu. Czy są oni w stanie pomagać dzieciom stawiać kroki w wirtualnym świecie, skoro obeznaniem w nowych technologiach młodsze pokolenie ich wyprzedza?
– Wszystko zależy od tego, jaki stosunek do nowych technologii mają rodzice. Wszyscy, którzy pamiętamy czasy bez internetu, jesteśmy pokoleniem granicznym, przełomowym. Jedną nogą jesteśmy w świecie offline, a drugą w wirtualnym. Pokoleń granicznych – takich jak nasze – było mnóstwo w historii. Byli ludzie, którzy żyli bez telewizji, elektryczności, czcionki Gutenberga, a w pewnym momencie życia musieli oswoić się z pojawieniem poszczególnych nowości. Przedstawiciele pokoleń granicznych często charakteryzują się tym, że boją się zmian i tego, co nowe. Niektórych ze współczesnych rodziców można nazwać „technosceptykami”. Uważają oni, że nowe technologie są z założenia złe, a to, co dzieje się z dzieckiem pod ich wpływem, woła o pomstę do nieba. Zazwyczaj sami korzystają oni z nowych technologii w mocno ograniczonych ramach, mają na ich temat ubogą wiedzę, którą opierają głównie na negatywnych stereotypach. Tacy rodzice nigdy nie będą dobrymi przewodnikami. W obliczu problemów będą totalnie odcinać dziecko od sieci. W ich przypadku nie ma miejsca na jakikolwiek dialog. Ultratechnosceptyk jest rodzicem toksycznym, powiedziałbym nawet przemocowym. W świecie, gdzie dostęp do internetu ma więcej osób niż pastę i szczoteczkę do zębów, całkowity zakaz używania go stanowi przemoc psychiczną. Najgorsze jest to, że wynika to zazwyczaj z lękowej postawy rodzica, więc nie będzie on dostrzegał żadnych pozytywów związanych z rozwojem nowych technologii. A przecież doskonale wiemy, że pozytywów jest mnóstwo. Drugą skrajnością jest rodzic „technoentuzjasta”. Myślę o rodzicach, którzy tylko czekają na nowe telefony, na nowe funkcje różnych sprzętów, rozwój sztucznej inteligencji. Tacy rodzice często też nie są dobrymi przewodnikami, ponieważ pozwalają dziecku w sieci na wszystko. Jako rodzice w dużej mierze nie jesteśmy dobrymi przewodnikami dziecka w wirtualnym świecie, bo cechują nas opisane skrajne postawy. Dobry przewodnik to taki, który posługuje się postawą balansu. Jeżeli przyjmiemy postawę równowagi, to nie będziemy w naszych działaniach czarno-biali, ale dostrzeżemy odcienie szarości. Będziemy wiedzieć, że w sieci jest seksting, patotreści, pornografia, pedofilia, cyberprzemoc, a brak równowagi w dostępie do nowych technologii wywołuje uzależnienie. Jednak będziemy mieć również świadomość, że dzięki internetowi możemy zaoszczędzić czas i pieniądze, a także poznać wartościowych ludzi, rozwinąć swoje pasje, edukować się i pracować. Świadomy rodzic to taki, który sam potrafi odłożyć nowe technologie i być poza siecią. Dzieci w dużej mierze uczą się przez naśladowania. Jeżeli maluch czy nastolatek widzi rodzica, który nieustannie korzysta z Facebooka, Instagrama, Snapchata czy gra w grę, to będzie powielał te same zachowania. Nie możemy dzisiaj bagatelizować świata cyfrowego. Myśląc o dziecku w sieci, nie bierzmy pod uwagę tylko ilości czasu, który ono tam spędza, ale przede wszystkim jego jakość.
Wracając do Mszy na Robloxie: kilka minut po zamieszczeniu filmiku z gry internet huczał od opinii. Czytając je, miałam poczucie, że wiele z nich zostało napisanych czy wypowiedzianych bez refleksji, zupełnie spontanicznie. Skąd my, dorośli mamy rzeczywiście wiedzieć, co jest w sieci dobre i wartościowe, skoro nierzadko sami poruszamy się tam po omacku?
– Internet jest doskonałą przestrzenią do polaryzacji poglądów. Społeczeństwo polskie jest dziś bardzo mocno podzielone. Podziały nigdy nie były tak wyraźne i tak szkodliwe jak obecnie. Jeśli chcielibyśmy szukać winnych, jednym z innych niewątpliwie byłaby sieć. Internet jest szybki, często klikamy w coś lub publikujemy opinie, nie zastanawiając się nad tym. Potem przychodzi chwila refleksji. Przychodzi mi namyśl sytuacja z koreańskim serialem Squid Game. Przez internet, ze strony dorosłych, przelała się fala hejtu. Liczba wniosków i negatywnych opinii była przeogromna. Dziś, po głębszej opinii wiemy, że obejrzany i dobrze przepracowany może być podstawą do napisania wartościowych scenariuszy edukacyjnych dla młodzieży. Gra Minecraft również bywa traktowana negatywnie, a tymczasem zawiera ona całą przestrzeń edukacyjną. Dzieciaki mogą uczyć się geografii, historii, biologii matematyki, używając Minecrafta. Uważam, że za dużo rozmawiano o nowych technologiach, a za mało o wartościach. Dobre jest to, co wypływa z dobrych wartości; to co jest tolerancyjne, altruistyczne, działa, opierając się na szacunku do człowieka i świata, wynika z umiejętnego dbania o dobro wspólne. Dobre jest to, co jest społecznie odważne i pomaga ludziom. Jeżeli nie będziemy do takich wartości wychowywać dzieci, to nie oczekujmy, że będą umiały bezpiecznie poruszać się w wirtualnym świecie. Istnieje ,,ja realne” i ,,ja wirtualne”. Te dwie postawy są ze sobą zazwyczaj powiązane. Bardzo rzadko jest tak, że ktoś jest bardzo dobrze wychowany, a w sieci jest patostreamerem, stalkerem lub szerzy treści pornograficzne. Zdarza się tak wówczas, gdy grupa rówieśnicza wywiera duży wpływ na młodego człowieka. Czasem w szkołach wynikają skandale, kiedy to przysłowiowy Janek, z natury dobry chłopak, skrzywdził kogoś w sieci. Zrobił to, bo chciał się komuś się przypodobać, miał deficyty emocjonalne, ktoś go namówił, a on nie był asertywny. Brakuje dziś programów profilaktycznych nastawionych stricte na wartości. Mamy cały system oznaczeń gier PEGI, o którym rodzice często nie wiedzą. Tymczasem każda gra wypuszczona na polski rynek musi mieć swoje oznaczenie, które dotyczy poziomu seksualizacji treści, przemocy, wulgarnego języka. Nasze czasy potrzebują uważnych rodziców. Gdy my byliśmy dziećmi, nasi rodzice zwracali uwagę na to, co robimy realnie. Uważność wirtualna nie istniała, rodzice mieli pod tym względem łatwiej. Dzisiaj rodzic musi przedłużyć swoją uważność, ale również zdawać sobie sprawę, ze internet nigdy nie jest i nie będzie tylko zły lub tylko dobry.
Czasem nawet uważnemu rodzicowi trudno jest uchwycić moment, w którym dziecko traci rozeznanie między światem realnym a wirtualnym.
– Socjologia i psychologia mówią o zjawisku imersji, w której wirtualna rzeczywistość przenika się z realnym światem i trudno określić grancie obydwóch rzeczywistości. Jest ono szczególnie charakterystyczne dla osób uzależnionych od gier. Zachowanie dziecka lub nastolatka wówczas się zmienia. Mogą pojawić się nowe zachowania, które dziecko z gry przenosi do świata realnego. W przypadku odcięcia dziecka od sieci, nawet na krótki czas, pojawia się rozdrażnienie, obniżenie nastroju. Jednak czasem zmian nie widać. U osób uzależnionych od alkoholu powolne staczanie się w dół widać jak na dłoni: zaczerwienienie twarzy, alkoholowy oddech, drżące ręce. W przypadku uzależnień behawioralnych trzeba być jeszcze bardziej uważnym. Rodzice nierzadko tacy są, tylko wstydzą się poprosić o pomoc. Często nie wiedzą, czy zmiany, które obserwują, są normalne czy patologiczne. Zawsze powtarzam wszystkim rodzicom: w przypadku jakichkolwiek wątpliwości lepiej zapytać specjalistów o opinię.
Jak złapać zdrowy balans pomiędzy byciem w sieci a życiem w świecie realnym?
– Kroków, które możemy podjąć, jest naprawdę wiele. Na początek proponuję wycofać nowe technologie z sypialni: żadnego zasypiania z telefonem. Warto całej rodzinie tworzyć przestrzeń do spędzania wspólnego czasu poza siecią. Niedawno ukazał się ciekawy raport ,,Brzdąc w sieci”, stworzony na zlecenie Ministerstwa Zdrowia. Przebadano rodziców dzieci do 6. roku życia. Jak na dłoni ukazuje on, że mnóstwo polskich maluchów jest uwikłanych w nowe technologie. Małym krokiem ku zmianie jest niedawanie dziecku nowych technologii tylko po to, aby zająć się swoimi sprawami. Mój syn Antek nadużywa nowych technologii, ale tylko wówczas, gdy jestem leniwym rodzicem (śmiech), jestem o tym przekonany. Czasem jednak potrzebuję, aby takim rodzicem być, bo jestem przemęczony lub najzwyczajniej nic mi się nie chce. I to jest normalne. Najważniejsze jednak to pilnowanie, aby z ,,zapychania dziury” czasowej nowymi technologiami nie zrobić rutyny. Dobrze całej rodzinie robi tzw. detoks cyfrowy. Umawiamy się, że raz na jakiś czas totalnie odcinamy się od świata wirtualnego lub idąc na spacer nie zabieramy telefonów. Dobrym krokiem może być blokowanie szkodliwych treści, np. stron pornograficznych. Oczywiście lepiej działać na poziomie zaufania, a nie kontroli, ale w pierwszym etapie korzystania dziecka z internetu może to być pomocne. Nie bójmy się jednak internetu, bo tak naprawdę jesteśmy w przededniu zmian. Nowe technologie tak szybko się zmieniają, że nasza rozmowa za pięć lat zapewne będzie zupełnie nieaktualna.
A co jeśli któregoś dnia wirtualny świat okaże się dużo bardziej ciekawszy niż ten realny? Czy wtedy szukanie alternatyw zatrzymania dzieci w rzeczywistości nie będzie tylko pozorowanym, bezcelowym działaniem?
– On bardzo często jest już ciekawszy, bardziej dynamiczny, kolorowy. Podstawowym pytaniem, które musimy sobie zdawać, jest to, czy bycie w wirtualu czyni z nas i naszych dzieci lepszych ludzi, uczy nas wartości. Myślę, że najważniejszą kompetencją, którą dziś powinny posiąść nasze dzieci, jest umiejętność nawiązywania relacji i dbanie o nie. Nowe technologie, jak już wspomniałem, będą bardzo mocno się zmieniały i coraz bardziej przeplatały się z naszą rzeczywistością. I niech tak się dzieje, gdyż postęp jest dobry i potrzebny. Jednak musi temu towarzyszyć rozwój kompetencji interpersonalnych, komunikacji bez przemocy, empatii aktywnego słuchania, relacyjności, uważności na drugiego człowieka. Jeżeli o to zadbamy, nowe technologie pomogą nam żyć, a nie będą do życia w kontrze.
---
MACIEJ DĘBSKI
Socjolog problemów społecznych, wykładowca akademicki, fundator i prezes Fundacji Dbam o Mój Z@sięg, autor i współautor publikacji naukowych z zakresu problemów społecznych (bezdomność, przemoc w rodzinie, uzależnienia od substancji psychoaktywnych, uzależnienia behawioralne), pomysłodawca ogólnopolskich badań z zakresu fonoholizmu i problemu cyberprzemocy