Logo Przewdonik Katolicki

Ucieczka od wolności?

Elżbieta Wiater
fot. Halfpoint/Adobe Stock

Trzecia prośba Modlitwy Pańskiej dla wrażliwego współczesnego ucha może brzmieć jak prośba o dyktaturę. Nie dość, że chwilę wcześniej domagaliśmy się monarchii, to teraz jeszcze chcemy doskonałej realizacji woli Panującego.

Wydawałoby się więc, że chrześcijanie mają mentalność niewolników. Wrażenie to jednak blednie, kiedy zajrzymy do oryginału Nowego Testamentu. Tu trzeba wiedzieć, że w grece są dwa rzeczowniki, które oddajemy łacińskim voluntas i polskim „wola”. Jak widać, pierwotne rozróżnienie zatarło się już przy przejściu Biblii ze Wschodu na Zachód, ale na szczęście istnieją słowniki. A precyzja greki w tym zakresie, połączona ze znaczeniami nadanymi przez tłumaczy, którzy stworzyli Septuagintę, koryguje zapędy do postrzegania wierzących w Chrystusa jedynie w kategoriach tłumu szukającego guru.

Zagubione w przekładzie
Grecy rozróżniali między boule a thelema. Pierwsze ze słów, uogólniając, oznacza wolę w rozumieniu prawnym – decyzję, projekt, rozważanie, ciało doradcze (po grecku rzymski senat to była właśnie boule). Drugie jest o wiele ciekawsze, ponieważ nawiązuje do czasownika oznaczającego m.in. rzucanie magicznego uroku, ale też olśnienie – wywołanie zachwytu, który z nieodpartą siłą popycha lub pociąga do jakiegoś czynu, wreszcie słowa opisującego natchnienie. Chodzi więc o czynność, która angażuje w pełni – i to z nieodpartą siłą – całą osobę. Samo thelema zaś to wola w znaczeniu pragnienia (nawet pożądania!), czegoś, czemu da się oprzeć jedynie z największą trudnością albo i wcale. Tłumacze Septuaginty wykorzystali to słowo, by oddać pojęcie oznaczające wolę Bożą, bo hebrajskie racon bliższe jest pojęciu „pragnienie” niż „decyzja prawna”.
Zarówno Mateusz, jak i Łukasz zapisują trzecią prośbę Ojcze nasz, używając właśnie thelema. Nie chodzi więc o zrealizowanie się woli politycznej, projektu, zapisów kodeksu prawnego, ale pragnienia Boga, które ogarnia Go całego. Brzmi to dość paradoksalnie – skoro jest wszechmocny, dlaczego mamy się modlić o wypełnienie Jego woli-pragnienia, w dodatku takiego, w które jest całkowicie zaangażowany?

Czego pragnie Bóg
Proponuję, żeby poszukać odpowiedzi na to pytanie, zadając kolejne: czego pragnie Bóg? Na szczęście Biblia udziela nam na nie bezpośredniej odpowiedzi i to w kilku miejscach. Chyba najbardziej bezpośrednio zostało to ujęte przez św. Pawła: „Albowiem wolą Boga jest wasze uświęcenie” (1 Tes 4, 3). Warto spojrzeć na szerszy kontekst tego zdania. Apostoł stwierdza to, kiedy pisze o potrzebie nawrócenia, co istotne – dzięki mocy, którą Tesaloniczanie otrzymali, przyjmując Jezusa jako Pana. Tu pojawia się kluczowa dla trzeciej prośby dynamika, mianowicie może ją naprawdę szczerze wypowiedzieć tylko ktoś, kto zaufał Bogu, w wyniku czego oddał się w Jego ręce, pozwolił sobie na zależność od Niego.
Czym jest wspomniane przez Pawła uświęcenie, pięknie tłumaczy Księga Powtórzonego Prawa: „Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo” (Pwt 30, 19). Bóg pragnie dla nas pełni życia, a bez zjednoczenia z Nim, Źródłem i Pełnią życia, jest to niemożliwe.
Jednak On nie może zbawić nas bez nas, jak napisał św. Augustyn. Zresztą o tym właśnie mówi także zacytowany przed chwilą werset – Bóg mówi: „Wybierajcie”. Oczekuje od nas decyzji, nie chce uczynić z nas niewolników, ale chce, byśmy byli Jego przyjaciółmi, dziećmi. Kiedy więc wypowiadamy prośbę: „Bądź wola Twoja”, zawarta jest w nich decyzja na przyjęcie Bożego pragnienia, a On pragnie świętości ludzi. Dał nam siłę do jej rozwijania, jednocząc się z każdym z nas, przez wiarę, w chrzcie. Jeśli jednak my odmawiamy Mu wiary albo ją deklarujemy, ale nie dążymy do życia jak najpełniej wypływającymi z niej wymaganiami – Bóg da nam to, po co w ten sposób wyciągamy ręce.
Nie przez przypadek w Księdze Kapłańskiej rozdział o świętości życia codziennego zaczyna się od wezwania: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz” (Kpł 19, 2). A Jezus w Kazaniu na górze, mówiąc o praktycznych wskazaniach co do sposobu chrześcijańskiego życia, a przede wszystkim potrzebie życzliwego stosunku także do nieprzyjaciół, powiedział: „Bądźcie więc doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5, 48). W obu przypadkach doskonałość/świętość odwołuje się do pierwotnego znaczenia hebrajskiego kadosz – oddzielony, radykalnie inny. Inny przez swój sposób bycia, który radykalnie realizuje miłość. Jednak każde działanie wymaga decyzji, a tej Bóg nie chce za nas podejmować. Da nam wszystko, czego będziemy potrzebowali do stania się takimi jak On, ale uszanuje też naszą odmowę.

Troska wzajemna
Nie modlimy się zresztą tylko za samych siebie. Kilka lat temu byłam na rekolekcjach w ciszy w opactwie tynieckim. Podczas jednego z kazań o. Szymon Hiżycki OSB powiedział, że benedyktyni stają na modlitwie przed Panem także za tych, którzy się nie modlą, bez względu na to, dlaczego tego nie robią. Te słowa zapadły we mnie i często wracają – oddawać Bogu chwałę, stawać przed Nim nie tylko w swoim imieniu, ale też tych, którzy zabłąkali się daleko od Pana. Jego pragnienie obejmuje każdego człowieka, kiedy więc odmawiam Modlitwę Pańską, modlę się też o to, by zrealizowało się ono w każdym z nas. Nawet w tych, do których mój stosunek najlepiej opisuje żydowskie błogosławieństwo dla cara, padające na początku Skrzypka na dachu: „Niech Bóg go błogosławi i zachowuje – jak najdalej od nas”. Cóż, jak widać przede mną także jest jeszcze droga do przejścia.

Czasownik też ma znaczenie
Trzecia prośba także zaczyna się od czasownika w stronie biernej, nazywanej passivum theologicum, czyli oznaczającej, że działającym ma być Bóg. Polskie „bądź” to w grece genetheto. Tego samego orzeczenia w takiej samej formie gramatycznej użyto w Septuagincie do przełożenia polecenia, jakie pada z ust Boga w pieśni o stworzeniu (zob. Rdz 1): „Niech się stanie”. Myślę, że pokrewieństwo tych tekstów nie jest przypadkowe. Na początku Księgi Rodzaju czytamy o akcie stwórczym, który jednak nie kończy się na wypowiedzeniu zapisanych tam słów. On wciąż trwa, a my, ludzie, mamy w siebie wpisane powołanie uczestniczenia w tym nieustannym stwarzaniu świata, osiąganiu przez niego własnej doskonałości. Jest on naznaczony grzechem, czasem wydaje się nam, że jest na nim tylko zło i cierpienie, jednak trzecia prośba Modlitwy Pańskiej pokazuje wyjście z otchłani.
Jest nim wołanie o nowe stworzenie, którym mamy się stać przez uświęcenie, czy jak powiedzieliby prawosławni mnisi – przebóstwienie. Tak, może to być krzyk w ciemność, kiedy nie widzimy przed sobą żadnego rozwiązania, a obraz Boga zaciera się w naszej pamięci lub staje się podobny do portretów malowanych przez tworzącego w XX wieku malarza, Francisa Bacona, zafascynowanego złem i brzydotą. Wtedy dobrym patronem będzie dla nas ślepiec Bartymeusz, ten spod Jerycha (Mk 10, 46–52). Otoczony głosami domagającymi się, by umilkł, mający tylko okruch w postaci zapewnienia, że właśnie przechodzi Pan, krzyczy w ciemność, coraz głośniej, jakby chciał przekrzyczeć tych, którzy próbują go uciszyć. I zostaje wysłuchany. Może dlatego wspomniani tu już wschodni mnisi wybrali sobie jako podstawę do jednej z ulubionych formuł Modlitwy Jezusowej jego wołanie: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Jemu one przywróciły wzrok, praktykujących tę modlitwę prowadzą do przebóstwienia – realizacji w życiu ich i tych, za których się modlą, wielkiego pragnienia Boga.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki