Logo Przewdonik Katolicki

Harcownicy polskiego internetu

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

To oficjalny sygnał, że w tej kampanii można będzie powiedzieć wszystko

Zdawać by się mogło, że o języku polskiej polityki w dobie buzującej polaryzacji powiedziano już wszystko. Radosław Sikorski, były minister spraw zagranicznych, ogłosił, że dysponuje ekstraordynaryjną wiedzą. Oto rząd Morawieckiego miał być w pierwszym okresie wojny gotów do dzielenia terytorium Ukrainy wspólnie z Rosją. Nie przedstawił na tę tezę cienia dowodu.
Jest to powrót do bałamutnych opowieści Romana Giertycha i Tomasza Lisa, którzy wrzucili ten koncept do publicznej debaty jednocześnie z rosyjskim ministrem Siergiejem Ławrowem. Różnica jest taka, że to harcownicy polskiego internetu. Nawet Lis nie jest już tym, kim był kiedyś. Z naczelnego wpływowego tygodnika zmienił się w twitterowego trolla nazywającego Szymona Hołownię „Kałownią”. Sikorski to jednak postać innego kalibru – czołowy polityk głównej partii opozycyjnej i były szef MSZ.
To jego oskarżenie jest tyleż grube, co absurdalne. Polski rząd od pierwszej chwili wojny prowadził przeciw Rosji istną krucjatę. W jaki sposób miałby się dogadywać ze swoim wrogiem? Jak to mógłby uzasadnić? Zwolennicy Sikorskiego nie oczekują od niego nawet poszlak. Wystarczy, że mówi coś, co szkodzi rządzącym. Ważniejsze, że twierdzenie podchwyciła rosyjska propaganda. Waga postaci Sikorskiego ułatwia przedstawianie go jako wiarygodnego.
Przypomnę, że niedawno ten sam Sikorski rzucił od niechcenia na Twitterze podejrzenie wymierzone w naszego sojusznika, USA. Chodziło o sugestię, że to Waszyngton stał za uszkodzeniem urządzeń Nord Stream. To także z radością cytowali rosyjscy czynownicy przebrani za dyplomatów. Prawica zaczęła sugerować, że Sikorski obsługuje rosyjskie interesy. Moim zdaniem jest człowiekiem nadpobudliwym, niepoważnym. Możliwe, że najpierw coś wpisuje w sieci, a potem myśli.
W przypadku tej insynuacji ona ma jeszcze inny wymiar. W pierwszym odruchu niektórzy politycy Platformy zdawkowo się od niej odcięli. Tym bardziej liderzy innych partii opozycji, choćby prezes PSL. Potem jednak głos zabrał Donald Tusk, lider Sikorskiego. Przypisując mu nadmierną żywiołowość, zasugerował, że może mieć on rację. Nie było w tej wypowiedzi cienia nagany.
To oficjalny sygnał, że w tej kampanii można będzie powiedzieć wszystko. Że nie będzie granicą ani mijanie się z prawdą, ani poczucie przyzwoitości. Innym takim sygnałem jest uczynienie Sławomira Nitrasa osobą odpowiedzialną w partii za pilnowanie uczciwości wyborów. Być może w przyszłości będzie to szef kampanii PO. Nitras to brutalny zagończyk. Zasłynął z wszelkich możliwych hec, łącznie z rękoczynami. Jest radykałem, także w zapowiedziach ideologicznych. To on straszył katolików „opiłowaniem z przywilejów”.
Zatem ma być radykalnie, pyskato, grubiańsko. I oczywiście trudno tu przesądzać, że jest jeden winny. Pamiętam, jak Jarosław Kaczyński oczyszczał po krótkim czasie partyjnych represji Jacka Kurskiego z odpowiedzialności za szukanie „dziadka z Wehrmachtu” Donalda Tuska w kampanii 2005 roku. Najpierw ten gorszący, zresztą związany z naginaniem prawdy o rodzinie lidera opozycji, trick był nawet potępiony. Kaczyński ogłosił jednak, że PO jest tak brutalną partią, iż nie ma co jej chronić przed Kurskim.
Kto sieje wiatr, zbiera burzę, często po latach. Tylko że… Nie będę już porównywał półprawd do otwartego, nagiego kłamstwa. Gorzej, że to kłamstwo jest używane podczas wojny. Sikorski obsługuje nie tylko radykalnych zwolenników swojej partii, ale Putina i Ławrowa. To że mamy politykę karczemną, wiemy od dawna. Ale to przypomina XVIII wiek, kiedy sejmowi krzykacze, ale i wpływowi magnaci, pomagali państwom ościennym.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki