Klęska Trzeciej Rzeszy w 1945 r. sprawiła, że stolica Niemiec podzielona została na dwie części. Najcenniejsze pozostałości pruskiego dziedzictwa znalazły się na wchodzie, czyli w stolicy Niemieckiej Republiki Demokratycznej. W Berlinie Zachodnim zaś pozostał jedynie Zamek Charlottenburg. Po zjednoczeniu nawet rezydująca tam poprzednio piękna egipska królowa Nefretete przeniosła się na wschód, gdzie dziś jest podziwiana w mieszczącym się tutaj Nowym Muzeum. Jednak największa tego typu placówka, jaką jest znajdujące się nieopodal Muzeum Pergamońskie, w związku z koniecznymi pracami remontowymi pozostanie zamknięte na przynajmniej 14 lat.
Podobny los spotkał leżącą kilkaset metrów od Wyspy Muzeów katedrę św. Jadwigi. Kościół miał jednak nieco więcej szczęścia, bo trwający od pięciu lat remont dobiega stopniowo do końca. Było to wielkie przedsięwzięcie, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę chociażby niewielką liczbę wiernych. W ubiegłym roku w 65 parafiach stołecznej diecezji zamieszkiwało jedynie 370 tys. osób, a liczbę uczestniczących w niedzielnych Mszach szacuje się jedynie na 6,3 proc. W efekcie decyzji o przebudowie całkowicie zrekonstruowane zostało wnętrze kościoła. Swoistym zwieńczeniem tego etapu była konsekracja nowego ołtarza. Odbyła się ona w dzień Wszystkich Świętych. Przewodniczący uroczystości, metropolita berliński abp Heiner Koch, przywołał przypadającą tego dnia bardzo ważną rocznicę: dokładnie przed 250 laty, 1 listopada 1773 r., kościół został konsekrowany.
Dwa warunki
Leżąca w sercu miasta świątynia była świadkiem wielu ważnych wydarzeń. Z czasem zmieniała się też jej rola w strukturze Kościoła w Niemczech. Geneza powstania świątyni jest, jak się wydaje, stosunkowo tyle mało znana, co interesująca dla polskiego czytelnika. Do powstania kościoła przyczynili się bowiem w niemałym stopniu właśnie nasi rodacy, napływający już w XVIII w. do Berlina z Wielkopolski, a przede wszystkim ze Śląska. Byli to w zdecydowanej większości katolicy. Szybko odkryli oni, że w metropolii nad Sprewą były jedynie zbory ewangelickie. Nic więc dziwnego, że zdecydowali się na złożenie petycji do władz państwowych o zgodę na wzniesienie katolickiej świątyni. Przychylając się do prośby katolików z Polski, król Prus Fryderyk II wyraził zgodę. Postawił jednak dwa warunki. Po pierwsze patronką kościoła miała być wywodząca się z Frankonii, a całym swym życiem związana z Trzebnicą św. Jadwiga. Po drugie zaś w Poznaniu powstać miała świątynia dla niemieckich protestantów. Obydwa warunki spełniono. Nad Wartą zbudowano kościół Świętego Krzyża, dziś kościół Wszystkich Świętych na poznańskiej Grobli, którego budowę ukończono w 1783 r.
Berliński kościół św. Jadwigi konsekrowany został 10 lat wcześniej, a aktu konsekracji, zgodnie z życzeniem pruskiego króla, dokonał jego przyjaciel bp Ignacy Krasicki, ówczesny ordynariusz diecezji warmińskiej. Nie wiemy oczywiście, z kim nasz wielki poeta spotykał się na dworze pruskiego króla. Do grona jego bliskich przyjaciół zaliczał się wszak również Wolter – patron francuskich wolnomyślicieli, jedna z czołowych postaci tamtejszego Oświecenia. Sam Fryderyk II wolał ponoć rozmawiać po francusku niż po niemiecku. Z polskim poetą mógł się bez wątpienia porozumiewać w obydwu językach. Pewnie dziwić go musiało, gdy się od niego dowiedział, iż specyfiką polskiego Oświecenia było to, że w gronie jego czołowych przedstawicieli znaczną grupę stanowiły osoby duchowne, jak choćby: Franciszek Bohomolec, Adam Naruszewicz, Stanisław Staszic czy Hugo Kołłątaj. Jak można wyczytać w starych źródłach, w związku z konsekracją kościoła książę polskich poetów, zgodnie z życzeniem pruskiego monarchy, zatrzymał się na dłużej w poczdamskim pałacu Sanssouci. Bywał zresztą często w pruskiej metropolii. Kolejna jego wizyta w mieście nad Sprewą miała się jednak okazać ostatnią. Ignacy Krasicki, już wówczas arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski, zmarł tu 14 marca 1801 r. Pochowany został w podziemiach berlińskiego kościoła. Dopiero po 28 latach, z inicjatywy abp. Teofila Wolickiego, jego doczesne szczątki spoczęły w „jego” gnieźnieńskiej archikatedrze.
Kamienie z całego świata
Dokonując aktu konsekracji berlińskiego kościoła Świętej Jadwigi biskup-poeta nie mógł przypuszczać, że z czasem świątynia urośnie do rangi katedry. Tym bardziej, że była to pierwsza świątynia katolicka zbudowana na terenie państwa pruskiego od czasu wystąpienia Marcina Lutra. Jej projektantem był wybitny twórca, nadworny architekt króla Fryderyka II, Georg W. Knobelsdorff, a pierwowzorem budowli był rzymski panteon. Mimo że ciągu swoich dziejów świątynia była poddawana różnego rodzaju pracom remontowym, w żaden sposób nie zmieniły one jej zewnętrznego wizerunku; z czasem przekształceniom ulegało wnętrze. Katedra została także poważnie zniszczona w wyniku alianckich nalotów w marcu 1943 r. Dopiero w połowie lat 50. podjęto jej odbudowę.
Najważniejsza zmiana dokonała się jednak w ostatnich latach. Elementem absolutnie dominującym stał się nowy, właśnie poświęcony ołtarz. Ma on formę półkuli, która w jakiś sposób uzupełnia kopułę wieńczącą sklepienie kościoła. To, jak w bardzo emocjonalnym przemówieniu stwierdził berliński metropolita, wskazuje na połączenie nieba z ziemią. Posadowienie ołtarza w centrum świątyni sprawia, że jest on doskonale widoczny z każdego jej miejsca. Ważący ponad dwie tony ołtarz wykonano z mieszanki piasku, żwiru i białego cementu. Pomieszczono w nim, jak pokreślił berliński metropolita, kamienie z różnych części świata. Wychodząc naprzeciw prośbie swojego biskupa, przynieśli je ludzie na pamiątkę swej radości bądź cierpienia. Jest ich około dwóch tysięcy. Pochodzą nie tylko z terenu Niemiec. W ołtarzu znajdują się kamienie z Ukrainy, Iranu, Iraku, Izraela czy Palestyny. Są tu nawet fragmenty berlińskiego muru. Przynosili je katolicy, protestanci, muzułmanie, a także osoby niewierzące.
Dziś sąsiadują one z relikwiami patronki kościoła – św. Jadwigi. Te znajdują się w berlińskim kościele od samego początku jego istnienia. Pozłacany relikwiarz ofiarowała berlińskiemu kościołowi w dniu jego konsekracji kapituła kościoła Świętego Krzyża z Wrocławia – miasta, które nosiło wówczas nazwę Breslau. W trakcie nabożeństwa abp Koch w mensie ołtarzowej umieścił niewielki ich fragment.
Trudne czasy
Przedstawiając historię swojej katedry, berliński metropolita nawiązywał oczywiście do dzieła patronki kościoła i wzorem polskiego papieża przywołał m.in. jej zasługi dla polsko-niemieckiego pojednania. Nawiązując do 250. rocznicy konsekracji kościoła, przypomniał inną datę. Za rok bowiem przypada 900. rocznica erygowania diecezji lubuskiej. Powstała ona za panowania Bolesława Krzywoustego i swym zasięgiem obejmowała tereny leżące w widłach Warty i Odry oraz ziemie na zachód od Odry, sięgając niemalże aż po Sprewę, ale z pewnością nie po Berlin. Pierwsza bowiem wzmianka o osadzie Cölln, leżącej na terenie dzisiejszego Berlina, pochodzi z 1237 r. Nawiązując do chrześcijańskiej historii ziem dzisiejszej metropolii berlińskiej, abp Koch z rozrzewnieniem przypominał, że na terenie dzisiejszej Brandenburgii i tzw. Pomorza Przedniego, czyli terenów między Berlinem i Bałtykiem, działało w przeszłości około stu klasztorów. To jednak dawne czasy. Diecezja lubuska już dziś nie istnieje, za to Berlin stał się siedzibą biskupa. Stało się to, jak na Europę Środkową, stosunkowo niedawno, bo dopiero w 1930 r., po wydzieleniu diecezji ze struktur metropolii wrocławskiej.
Jak się miało okazać, początki berlińskiego biskupstwa przypadły na bardzo trudne czasy. Już trzy lata później tamtejsza katedra miała być świadkiem wydarzenia, które zostało później uznane jako jeden z pierwszych ekscesów rodzącego się faszyzmu. 10 maja 1933 r. w centrum Berlina, na ówczesnym placu operowym, aktywiści NSDAP, przy licznym udziale członków Hitlerjugend, dokonali spalenia dziesiątek tysięcy książek, których autorami byli pisarze i intelektualiści szczególnie nielubiani przez faszystowską władzę. Znaczną grupę autorów stanowili niemieccy Żydzi. O tym epizodzie, który wydarzył się niemalże na schodach katedry, wspomniał abp Koch, wskazując na plac Augusta Bebla. Dziś bowiem imię tego działacza niemieckiej socjaldemokracji nosi miejsce, gdzie palono dzieła znienawidzonych przez hitlerowski reżim niemieckich intelektualistów.
O ile berlińscy biskupi zachowali daleko idącą powściągliwość odnośnie do jego oceny, to właśnie w katedrze św. Jadwigi pracował wówczas ks. Bernard Lichtenberg. Jako kanonik tutejszej kapituły wielokrotnie modlił się za prześladowanych Żydów, potępił też akt palenia książek. Zapłacił za to cenę najwyższą. Po wielomiesięcznych przesłuchaniach w hitlerowskim areszcie, zmarł w drodze do obozu w Dachau. W 1996 r., w trakcie pielgrzymki do Niemiec, bohaterskiego księdza beatyfikował Jan Paweł II. Dziś jego doczesne szczątki spoczywają w podziemiach berlińskiej katedry. Dokładnie rzecz biorąc, spoczną tam ponownie niebawem, bo na okres remontu zostały czasowo przeniesione do kościoła Matki Boskiej Królowej Męczenników. Powrócą tam najpóźniej pod koniec przyszłego roku, kiedy to po kilkuletnim remoncie katedra św. Jadwigi zostanie ponownie otwarta.
Bez kapelusza
Decyzją polskiego papieża w 1994 r. Berlin stał się stolicą kościelnej prowincji, do której przyłączono diecezję drezdeńsko-miśnieńską oraz najmniejszą niemiecką diecezję w przylegającym do Polski Görlitz. Oczekiwano, że z racji stołecznej lokalizacji „strażnikom” kultu św. Jadwigi przysługiwać będzie kardynalski kapelusz. Godności tej dostąpił, i to nawet przed podniesieniem Berlina do rangi metropolii, jedynie Georg Sterzinsky oraz jego następca Rainer Maria Woelki. Urzędujący w berlińskiej katedrze od 2015 r. abp Heiner Koch jak na razie nie doczekał się takiej nominacji. Śledząc papieskie decyzje w tym zakresie, można oczekiwać, że berlińska katedra długo jeszcze pozostanie bez kardynała. Może jeszcze dłużej niż mieszkańcy niemieckiej stolicy i turyści z całego świata będą czekać na otwarcie berlińskiego Pergamonu.