Logo Przewdonik Katolicki

Oazy normalności w zrujnowanym świecie

Anna Druś
fot. Caritas

Rozmowa o budowaniu normalności w podnoszącej się z ruin po długiej wojnie domowej Syrii z Dominikiem Derlickim, szefem misji Caritas Polska

Na co dzień mieszka pan w Syrii?
– W Bejrucie, stolicy Libanu, ale do sąsiedniej Syrii jeżdżę regularnie do miejsc, w których Caritas Polska realizuje swoje projekty wraz z lokalnymi partnerami.

Jak teraz wygląda codzienność życia w tym rejonie? O Syrii od 13 lat mówiło się wyłącznie w kontekście trwającej wojny domowej, którą potem przykryły w naszej świadomości następne wydarzenia: pandemia, wojna w Ukrainie, konflikt w Strefie Gazy.
– Konflikt się trochę wyciszył, ograniczył terytorialnie do pewnych miejsc kraju. W większości miast Syrii jest w tej chwili spokojnie, nie ma bezpośredniego zagrożenia życia. Gdy jednak kraj powoli zaczął się podnosić z popiołów, wtedy nadeszło tragiczne trzęsienie ziemi z lutego tego roku, co przywróciło wszystko do stanu zero. Oprócz zniszczonych szkół czy placówek medycznych najbardziej ucierpiała infrastruktura, szczególnie instalacja do przesyłania prądu, co sprawia, że w gniazdkach energia jest jedynie przez dwie godziny dziennie. Ludzie muszą mieć albo agregaty, albo jakoś inaczej organizować prąd. Są obszary, na których czas bez prądu trwa 16 godzin każdego dnia. Syria będzie się odbudowywała latami.
Sytuacja ludzi w Syrii jest tragiczna. Kraj pogrążony jest w kryzysie ekonomicznym, politycznym, społecznym. Pomocy humanitarnej, czyli takiej, która umożliwia przeżycie z dnia na dzień, ciągle potrzebuje ponad 15 mln ludzi. Panuje hiperinflacja, tylko w tym roku koszty życia wzrosły o 60 proc., podczas gdy pensje zazwyczaj stoją w miejscu, mimo różnych akcji pomocowych rządu. Ponad 50 proc. społeczeństwa jest zadłużone, żeby kupować jedzenie i podstawowe produkty.

W jaki sposób Syryjczykom pomaga Caritas Polska?
– Zaraz po trzęsieniu ziemi było wielkie pospolite ruszenie różnych organizacji humanitarnych, aby natychmiast pomóc Syryjczykom, którzy ucierpieli. My również się w to włączaliśmy, dostarczając paczki żywnościowe czy materace do spania dla tych, którzy stracili domy. Teraz jednak już czas doraźnych akcji się zakończył, a my nieprzerwanie działamy, realizując nasze wieloletnie projekty. Przede wszystkim program „Rodzina rodzinie”, który zaczął się wiele lat temu i w szczytowym momencie wspierał ponad 10 tys. ludzi, dając im comiesięczne wsparcie finansowe na realizację najbardziej podstawowych potrzeb. Nadal w tym programie w samej Syrii jest kilka tysięcy rodzin. „Rodzinę rodzinie” realizujemy jednak też w Palestynie, Iraku i Libanie.
Innym naszym programem jest „Szkoła szkole”, gdzie wspieramy w najróżniejszy sposób placówki edukacyjne, remontując zniszczone budynki, prowadząc szkolenia dla nauczycieli, kupując sprzęt komputerowy, książki do bibliotek.
Jest również program mikrograntów dla drobnych przedsiębiorców, czyli przysłowiowa „wędka oprócz ryby”. Oprócz, bo ciągle zbyt wielu ludziom potrzebna jest pomoc, żeby przeżyć. Chcemy jednak równocześnie rozwijać ich własną samodzielność i przedsiębiorczość.

Kim są ci drobni przedsiębiorcy?
– Najróżniejsi rzemieślnicy od piekarzy, mechaników samochodowych, poprzez dentystów, cukierników, taksówkarzy po właścicieli małych firm transportowych. Do tej pory ufundowaliśmy ponad 500 biznesów w dwóch różnych lokalizacjach Aleppo i Damaszku – stolicy Syrii. I co ważne, nie zwalniamy tempa. Cały czas sprawdzamy kolejne biznesplany i dołączamy kolejnych beneficjentów.

I to działa? Udaje im się potem w tak trudnych warunkach utrzymać te biznesy?
– Tak! Podam przykład, który szczególnie wyrył mi się w pamięci. Gdy w 2021 r. odwiedzałem Aleppo, spotkałem młodego chłopaka, absolwenta lokalnego uniwersytetu, bezrobotnego, bo nie było dla niego nigdzie pracy. Miał jednak dziewczynę, z którą bardzo chciał się ożenić, jednak z powodu braku perspektyw, jej rodzice na ślub się nie zgadzali. Gdy jednak rozmyślał, co tu dalej począć, przypomniał sobie, że jego ojciec miał przed wojną zakład samochodowy. Ojciec zginął w czasie wojny, ale chłopak bardzo chciał iść w jego ślady. Zgłosił się do nas po pomoc, przedstawił biznesplan, otrzymał wsparcie. Gdy go po jakimś czasie odwiedziłem, zobaczyłem dobrze prosperujący warsztat i jego – rozpromienionego. Nie tylko tym, że zarabia pieniądze i już może się utrzymać, ale też tym, że widząc jego sukces, rodzice narzeczonej zgodzili się ją wydać za niego. To są ludzie naprawdę strasznie doświadczeni przez los: wojna, bieda, kryzys, polityka – wielu nie ma nadziei na poprawę sytuacji. A temu chłopakowi naprawdę się udało. Choć prowadzi tylko mały warsztacik w zrujnowanej części miasta, to wystarczyło, by odmienić jego życie, przywrócić godność i dać nadzieję na możliwość układania sobie życia w Syrii.

Inne przykłady?
– Jest ich mnóstwo! Mieliśmy też kiedyś wśród beneficjentów parę starszych ludzi na emeryturze. Całe życie pracowali jako nauczyciele, wychowywali dzieci, które potem wyjechały za granicę. Przyszła wojna i ruina, więc z głodowych emerytur od rządu nie byli w stanie się utrzymać. W desperacji ta pani poszła więc na kurs krawiecki, po czym zgłosiła się do nas z prośbą, żebyśmy jej ufundowali sprzęt niezbędny do prowadzenia zakładu krawieckiego: maszyny do szycia i inne. Zaczęła szyć we własnym mieszkaniu, zamówienia spływały i to umożliwiło im wreszcie samodzielne utrzymanie.

Takie historie pokazują, że pomoc ma sens!
– Nasza pomoc przywraca tym ludziom godność, nie czyni ich do końca życia odbiorcami jałmużny. Naszym, Caritas Polska, celem jest najpierw niezbędna pomoc, a potem umożliwienie samodzielnego życia naszym beneficjentom.

Co jest obecnie waszym najważniejszym dążeniem w działaniach dla Syrii?
– Chcemy pomóc im budować normalność, choćby namiastki normalności znanej z Zachodu, np. taką, że dzieci posyła się do szkoły albo na zajęcia pozalekcyjne. Prowadzimy dla dzieci świetlice, gdzie mają warsztaty dziennikarskie, gdzie uczą się badania krwi pod mikroskopem albo segregacji śmieci. Wiemy, że „normalność” Zachodu długo tu jeszcze nie nastąpi, ale staramy się ochronić i ocalić, co się da. Musimy pamiętać, że przed wojną Syria była krajem przebogatym kulturowo, jedną z kolebek chrześcijaństwa. Nadal są tam przeróżne wyznania i tradycje chrześcijańskie, przechowywana jest Tradycja sięgająca czasów Jezusa i apostołów. Dlatego to niezwykle przykre, że taki cenny skarb z powodu wojny i innych kataklizmów dotykających Syrię odchodzi w zapomnienie. Widzimy to, ponieważ bardzo wielu naszych beneficjentów w Aleppo to chrześcijanie. Jeśli nie zrobimy czegoś teraz, jeśli teraz nie pomożemy im w budowaniu ich normalnego życia – oni wszyscy stąd wyjadą. Już teraz po trzęsieniu ziemi zostało ich około 20–30 tysięcy.

Wielu ludzi, w tym ja, ma w pamięci taki obrazek z czasów największego zaostrzenia wojny domowej w Syrii: w zbombardowanym Aleppo chrześcijanie postawili na placu wielką choinkę, taki symbol normalności w dzikich czasach. Jak dziś wygląda tam życie wiary?
– To z pewnością rzeczywistość, która bardzo napawa mnie otuchą. Ponieważ podczas gdy w innych krajach, też na Bliskim Wschodzie, różne grupy chrześcijan ze sobą walczą, próbując udowodnić wyższość jednych nad drugimi – tu w Syrii, w Aleppo jest dokładnie odwrotnie. Każdy z ośmiu czy dziewięciu działających tu Kościołów współpracuje z innymi, kwitnie wzajemna pomoc i współpraca. Wierni zakładają między sobą rodziny. Nie ma dla nich różnicy, kto jest jakim chrześcijaninem. Widać to było w czasie trzęsienia ziemi: wszyscy wszystkim udzielali schronienia, zarówno różni chrześcijanie między sobą, jak i muzułmanie.

Czy do Syrii mogą już wkraczać jakieś międzynarodowe korporacje, żeby inwestować? Czy ciągle ten kraj odwiedzają wyłącznie organizacje humanitarne?
– Problem z Syrią polega na tym, że kraj ten jest objęty sankcjami gospodarczymi, więc tak naprawdę nawet dostarczanie pomocy jest wyzwaniem logistycznym i operacyjnym. Wyraźnie to było widać po tym lutowym trzęsieniu ziemi, gdzie obrazki z odkopywania ludzi z pomocą wielu ratowników i ciężkiego sprzętu pochodziły w mediach tylko z Turcji. W Syrii – z powodu sankcji – nie dało się zorganizować takiej pomocy, brakowało tego ciężkiego sprzętu, trudności logistyczne były ogromne. Sytuacja polityczna Syrii jest bardzo skomplikowana, a sankcje bezpośrednio uderzają w jej mieszkańców, pogłębiając powojenny kryzys.

Rozumiem, że chodzi o sankcje nałożone z powodu trwającego reżimu Baszszara al-Asada?
– O różne sankcje różnych państw. Osobne ma Unia Europejska, osobne Stany Zjednoczone i tak dalej. Najogólniej mówiąc jest to odstraszasz dla wszelkich podmiotów międzynarodowych, które chciałyby coś robić w Syrii, także dla organizacji charytatywnych. Z powodu różnych sankcji od różnych krajów różne banki – mające inne kraje pochodzenia – mają problem z przekazaniem choćby środków pomocowych między kontami. Ale też odnosi się to do przesyłania tam pomocy materialnej – jedne środki można przewozić, inne nie. Gdy trwa taka paranoja czy sankcyjna nagonka, banki i inne podmioty boją się to przesłać, bo a nuż jest to objęte jakimś wyjątkiem u jakiegoś państwa? To paraliżuje działania. Pomoc humanitarna przecież nie powinna być objęta żadnymi sankcjami. Wprawdzie po trzęsieniu ziemi zostały wprowadzane pewne okresowe ułatwienia, ale ich uprawomocnienie zajęło tyle czasu, że w praktyce ja nie zauważyłem żadnych ułatwień.

---

Dominik Derlicki
Szef misji Caritas Polska w Libanie i Syrii; w latach 2016–2021 kierował projektami humanitarnymi i rozwojowymi w Tanzanii i Zambii, a także walczył z pandemią koronawirusa w Ugandzie; absolwent etnologii Uniwersytetu Warszawskiej, prowadził badania etnograficzne w Turcji i na Bałkanach; autor artykułów i przewodników po Bliskim Wschodzie; mieszka w Bejrucie

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki