Logo Przewdonik Katolicki

Jesteśmy mostem

Agnieszka Kostuch
Lapidarium z ocalałych macew na cmentarzu żydowskim w Trzemesznie fot. Renata Pałucka

Przyszedł taki moment, kiedy poczułam, że tak nie powinno być: że macewy wydobyte ponad 20 lat temu z krawężników chodników leżą na terenie przedsiębiorstwa komunalnego, a nie na cmentarzu.

Kiedyś, pisząc o książce Patrycji Dołowy Skarby. Poszukiwacze i strażnicy żydowskiej pamięci (2022), użyłam z niej cytatu – „Co dostałem od Żydów?” – jako tytułu recenzji. Wynikło z tego małe zamieszanie, bo korektorka uznała, że zrobiłam literówkę. Podobnie zareagowali niektórzy znajomi, którzy wiedzieli o mojej społecznej działalności na rzecz przywracania pamięci o dawnych żydowskich mieszkańcach Trzemeszna, z którego pochodzę. Tamta sytuacja stała się impulsem do złożenia deklaracji, że kiedyś napiszę tekst o tym, co ja dostałam od Żydów. Teraz tę obietnicę spełniam.

Historia nieznana
Od początku mojego społecznego zaangażowania się na rzecz odnowienia cmentarza żydowskiego w Trzemesznie, czyli od początku 2021 r., co jakiś czas spotykałam się z pytaniem, dlaczego się tym zajmuję? Odpowiadałam podobnie: po prostu przyszedł taki moment, kiedy poczułam, że tak nie powinno być, że wydobyte z krawężników chodników ponad 20 lat wcześniej macewy leżą na terenie przedsiębiorstwa komunalnego, a nie na cmentarzu. Potem okazało się, że już nawet nie tam, bo ktoś zdecydował o ich przewiezieniu na teren śmietniska. Nie wiadomo, co dalej by się z nimi stało, gdyby nie dwójka lokalnych redaktorów, którzy je tam odnaleźli, a następnie wykonali dokumentację fotograficzną. Nikt przed nimi tego nie zrobił, mimo że zaraz po ich wydobyciu z krawężników fakt ten był zgłoszony konserwatorowi zabytków. Informacja o tym odkryciu pojawiła się w lokalnej prasie, ale nikt ich przez ponad 20 lat nie zinwentaryzował. Apel wystosowany w 2014 r. przez miejscowego nauczyciela historii, ówczesnego radnego miasta, do lokalnych władz o wykonanie z nich lapidarium spotkał się wówczas z obojętnością.
Już wtedy domyślano się, że „poszatkowane” macewy trafiły do krawężników chodników za sprawą nazistów. Była to standardowa polityka okupanta, który od września 1939 r. rozbierał budynki synagog i dewastował cmentarze żydowskie, przeznaczając materiał z rozbiórek na budowlane „inwestycje”.
Trzy lata temu nie miałam pojęcia o organizacjach działających na rzecz ochrony dziedzictwa żydowskiego w Polsce i działałam intuicyjnie. Stwierdziłam, że stan cmentarza i macew powinien zainteresować potomków trzemeszeńskich Żydów i zaczęłam ich szukać poprzez portale genealogiczne. Trafiłam na człowieka, którego przodek pochodził z nieodległego Gniezna, a rodzina mieszkała również w Trzemesznie. Był on genealogiem, historykiem i bardzo entuzjastycznie zareagował na moją chęć przywrócenia macew na cmentarz żydowski. Pamiętam, jak dziwiłam się, że nazywa to memory project. Dla mnie to był po prostu odruch serca, rodzaj sprzeciwu wobec traktowania cmentarza jako widma i wykluczania tamtych ludzi z pamięci zbiorowej społeczności.
Szybko zrozumiałam, że muszę pozyskać akceptację społeczności dla moich działań. A żeby tak się stało, ludzie powinni poznać historię żydowskiej społeczności. Sama przez większość swojego życia jej nie znałam. Nikt mi o niej nie opowiadał, kiedy mieszkałam w Trzemesznie. Dopiero w ostatnich latach teren zielonego pagórka przy wyjeździe z miasta zaczęłam identyfikować z cmentarzem żydowskim. Przyczyniła się do  tego powieść historyczna Jolanty Pietz Cień zegara słonecznego (2019), opowiadająca o koegzystencji w XIX-wiecznym Trzemesznie (niem. Tremessen) trzech narodowości: polskiej (katolickiej), niemieckiej (w większości ewangelickiej) i żydowskiej. W monografii miasta znalazłam niewiele informacji na temat społeczności żydowskiej (w dodatku część z nich okazała się błędna). Musiałam podjąć się pracy w archiwach, czym dotąd się nie zajmowałam.
Jednocześnie towarzyszyła mi poważna wątpliwość, czy mam prawo podejmować takie działania, nie mając wykształcenia w tym zakresie. Rozwiał je wspomniany historyk Jason B. Bley, mówiąc: „Gdybyśmy czekali na specjalistów w każdej takiej sprawie, czekalibyśmy wieki”. I na potwierdzenie swoich słów przytoczył metodę badawczą, którą stosują mormoni. Do odczytywania starych dokumentów angażują wolontariuszy--amatorów. Dopiero efekty ich pracy są weryfikowane przez specjalistów.

Pierwsze owoce
Dzięki zdobytym w archiwach na całym świecie materiałom zaczęłam pisać artykuły o społeczności żydowskiej w Trzemesznie i publikować je na lokalnym portalu informacyjnym i w innych miejscach w internecie. Początkowo spotykałam się z hejterskimi komentarzami, ale przyjęłam taktykę rzeczowego odpowiadania na stawiane w nich zarzuty i wyjaśnianie przekłamań z odwoływaniem się do źródeł. Hejt ucichł.
Trafiłam na Sławomira Pastuszkę, historyka, judaistę i genealoga, zaangażowanego na rzecz ratowania cmentarzy żydowskich w Polsce, szczególnie na  Górnym Śląsku. To on, jako pierwszy z szeroko rozumianego środowiska żydowskiego i działającego na rzecz ochrony dziedzictwa kulturowego, odpowiedział na mój apel o wsparcie moich działań. Podjął się przetłumaczenia niemieckich i hebrajskich inskrypcji z macew, co było krokiem milowym w uzyskaniu wiedzy na temat pochodzenia macew i osób, z których grobów pochodziły. Odszukane przeze mnie akta zgonów nie pozostawiły wątpliwości, że macewy pochodzą z cmentarza żydowskiego w Trzemesznie. Na początku 2021 r. zwróciłam się również do Komisji Rabinicznej ds. cmentarzy w Warszawie z prośbą o interwencję u lokalnych władz. Doszło do rozmowy burmistrza Trzemeszna z rabinem Michaelam Schudrichem, a 1 czerwca 2021 r. do ich spotkania w Trzemesznie.
Owocem tych wszystkich działań stało się powołanie we wrześniu 2021 r. przez burmistrza Zespołu ds. uporządkowania i upamiętnienia Cmentarza Żydowskiego w Trzemesznie, do którego zostałam zaproszona. Gmina Trzemeszno, na wniosek zespołu, postarała się o grant ze Stowarzyszenia Żydowski Instytut Historyczny w Warszawie na przeprowadzenie inwentaryzacji i odnowienie macew, skutkiem czego udało się połączyć ze sobą wiele części. Zimą 2021 r. została przeprowadzona akcja uporządkowania zieleni na cmentarzu. W akcję byli zaangażowani wolontariusze, w tym uczniowie miejscowych szkół, a sfinansowano ją z grantu otrzymanego z Fundacji Dziedzictwa Kulturowego.
Kolejnym krokiem na polu edukacji w zakresie historii o trzemeszeńskich Żydach i ochrony dziedzictwa żydowskiego było utworzenie strony internetowej www.zydzi-trzemeszno.pl. Ruszyła w lutym 2022 r. i była w dużej mierze działaniem pro bono wielu osób, które udało mi się pozyskać dla tego projektu.
Ostatnim etapem było pozyskanie grantu przez Fundację Kierunek Kultura z Trzemeszna (jego członkowie należą do wspomnianego Zespołu ds. Cmentarza) ponownie ze Stowarzyszenia ŻIH na oczyszczenie macew i budowę lapidarium. Wiosną tego roku macewy wróciły na cmentarz. W ostatnich miesiącach miasto odwiedzili potomkowie Żydów mieszkających w Trzemesznie w XIX w.
21 września zorganizowano oficjalne otwarcie lapidarium, które – dzięki obecności księdza i rabina – stało się także niezwykłą lekcją ekumenizmu.

Dlaczego to robimy?
Moje doświadczenie pracy społecznej (z tego, co się orientuję, wielu innych społeczników też) wiązało się i wiąże z poświęceniem ogromu czasu, za który nigdy nie otrzymaliśmy żadnego wynagrodzenia. Więcej: koszty podróży do archiwów, na spotkania, koszty zakupu skanów lub oryginałów dokumentów pokrywamy z własnej kieszeni. Dlaczego to robimy? Czy faktycznie jesteśmy – jak to przewrotnie określił prezes stowarzyszenia, który walczy o byt dla regionalnego muzeum w miejscowości, gdzie mieszkam – frajerami?
Dla mnie czymś bezcennym jest wdzięczność i przyjaźń ludzi, którzy nie mogą fizycznie opiekować się grobami swoich przodków, którym przywróciliśmy brakujące elementy w historii ich rodzin, znajomość ich korzeni, które zostały wyrwane, zatarte przez Holokaust lub jeszcze wcześniej, na skutek emigracji zarobkowej. Mieszkając w miejscowościach, z których pochodzili ich przodkowie, stajemy się mostem między nimi a tym miejscem, w którym są groby ich bliskich, ślady życia przodków, a czasami czuję, że również ich duchy. Wierzę, że nasza praca jest częścią tikkun olam – naprawy świata.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki