Logo Przewdonik Katolicki

Kara za poświęcenie

Piotr Wójcik
Laureatka ekonomicznego Nobla, Claudia Goldin, to profesor ekonomii Uniwersytetu Harvarda. fot. LAUREN OWENS LAMBERT/AFP/East News

Ekonomiczną nagrodę Nobla przyznano Amerykance Claudii Goldin, która bada przyczyny powstawania różnic w zarobkach między płciami. Zwraca też uwagę na temat ekonomii związków i rodziny, wyjaśniając czynniki wpływające na nasze decyzje finansowe i pokazując bariery strukturalne, z jakimi musimy się mierzyć.

Ekonomia przez długie lata była dziedziną zdominowaną przez mężczyzn. Do dziś widać to chociażby w mediach, gdzie zdecydowana większość wypowiadających się ekspertów ekonomicznych to panowie. Do końca XX w. dokładnie wszyscy laureaci Nagrody Banku Szwecji, nazywanej potocznie „ekonomicznym Noblem” (sam Nobel nie przewidywał nagród w tej kategorii), byli mężczyznami.
Pierwszą kobietą, która zdobyła to najwyższe w świecie ekonomii odznaczenie, została w 2009 r. Elinor Ostrom za analizę mechanizmów zarządzania dobrami wspólnymi. Dekadę później odznaczona została Esther Duflo za prowadzenie eksperymentalnych badań w terenie, głównie w Afryce, które wydatnie pomogły zrozumieć mechanizmy powstawania i trwania ubóstwa oraz poznać skuteczne metody jego łagodzenia. Obie panie otrzymały jednak Noble w towarzystwie mężczyzn, z którymi prowadziły badania.
Dopiero w tym roku po raz pierwszy w historii samodzielnie zwyciężyła kobieta. W dodatku za badania pokazujące przyczyny różnic w zarobkach między mężczyznami i kobietami. Urodzona w 1946 r. Amerykanka Claudia Goldin z Uniwersytetu Harvarda długo musiała czekać na docenienie, gdyż swoją najważniejszą pracę Zrozumieć lukę płacową: ekonomiczna historia amerykańskich kobiet wydała w 1990 r., a kluczowe badania przeprowadziła dziesięć lat wcześniej.
Jak widać, sięgająca XVIII w. ekonomia musiała mieć trochę czasu na przyswojenie faktu, że w gospodarce istotne jest nie tylko pomnażanie bogactwa, ale też jego sprawiedliwy podział. W zeszłej dekadzie na tapetę wreszcie trafiły ogólne nierówności dochodowe, dzięki czemu otwarło się okienko dla Esther Duflo. Obecnie zaczęto dostrzegać nierówne traktowanie płci na rynku pracy, więc powstała atmosfera sprzyjająca nagrodzie dla Goldin.

Trud wczesnego przemysłu
Urodzona w żydowskiej rodzinie Amerykanka postanowiła przyjrzeć się bliżej samemu początkowi nierówności płciowych w zarobkach. Sięgnęła więc aż do XVIII w. W tym celu zaczęła dokładnie studiować źródła, które były przez ekonomistów często pomijane, m.in. spisy powszechne oraz inne dokumenty urzędowe. W wyniku tych analiz doszła do wniosku, że dominujące w XX w. przekonanie o specyfice czasów sprzed powstania przemysłu jest błędne. Do tej pory uważano, że dopiero wygenerowany przez rewolucję przemysłową wzrost gospodarczy umożliwił kobietom większą samodzielność ekonomiczną. Wcześniej miały pracować niewiele i dopiero od końca XIX w. zaczęły się częściej pojawiać się na rynku pracy.
Okazało się, że było zupełnie inaczej. Pod koniec XVIII w. aktywność zawodowa kobiet nie była wiele niższa od realiów z lat 1980–1990, gdy Goldin przeprowadzała swoje najważniejsze obserwacje. Kobiety pracowały wtedy nie tylko w manufakturach tkackich, co akurat nie było tajemnicą, ale też parały się zarobkowo różnymi zajęciami rzemieślniczymi, które wykonywały w swoich domach, oraz aktywnie udzielały się w swoich rodzinnych drobnych przedsiębiorstwach. Niewielkie rodzinne firmy dominowały wtedy w gospodarce, ale wcześniej przypisywano je jako miejsce pracy zawodowej tylko mężczyzn.
To właśnie rewolucja przemysłowa przyniosła spadek aktywności zawodowej kobiet. Realia pracowników przemysłowych w XIX w. znacząco odróżniały się negatywnie nie tylko od czasów obecnych – bo to oczywiste – ale też od czasów wcześniejszych, gdy większość ludzi pracowała we własnych gospodarstwach. Praca w fabrykach była znacznie dłuższa, więc zatrudnieni tam ludzie musieli znikać z domu na kilkanaście godzin. Na rodzinach z dziećmi wymusiło to jednoznaczny podział na rodzica pracującego i opiekującego się domem. Praca w fabrykach była też bardzo ciężka fizycznie, więc kobiety nie były tam tak chętnie zatrudniane jak choćby w manufakturach tkackich.
Podejmowane wtedy przez poszczególne rodziny decyzje były z ich punktu widzenia niewątpliwie racjonalne. W ten sposób próbowały się zaadaptować do gwałtownie i diametralnie zmieniających się realiów. W niesprzyjających okolicznościach racjonalne decyzje jednostek często jednak w swojej masie prowadzą do złych konsekwencji w szerszym kontekście. Widzimy to także dziś – od czasów pandemii nieruchomości stały się jedną z nielicznych zyskownych lokat kapitału, co skłoniło majętnych Polaków i Polki do inwestowania w mieszkania. Z punktu widzenia tych osób były to decyzje zupełnie oczywiste i niekontrowersyjne. W skali kraju wygenerowały jednak duże wzrosty cen lokali mieszkalnych i ogromne problemy z ich zdobyciem wśród młodych dorosłych.

Częściowa emancypacja
Podczas rewolucji przemysłowej racjonalne decyzje podejmowane przez poszczególne rodziny w bardzo trudnych okolicznościach spowodowały redukcję aktywności zawodowej kobiet. Sytuacja zaczęła się powoli poprawiać, gdy w wyniku dalszego postępu gospodarczego pojawiło się znacznie więcej prac biurowych, administracyjnych czy usługowych. W pierwszej połowie XX w. – szczególnie w dwudziestoleciu międzywojennym – kobiety zaczęły stopniowo odzyskiwać swoje życie zawodowe, jednak w ślimaczym tempie. Ich kariery zawodowe były blokowane głównie przez brak odpowiedniego wykształcenia.
Skokową poprawę przyniosły dopiero lata powojenne, w szczególności lata 60., gdy wprowadzono instytucje państwa socjalnego, umożliwiające godzenie pracy z rodzicielstwem, i zniesiono bariery blokujące kobietom zdobycie wyższego wykształcenia. Rosła także świadomość obywatelek na temat planowania rodziny oraz znaczenia edukacji w całym przyszłym życiu. Te zmiany społeczne następowały nie tylko na Zachodzie, ale również w państwach bloku wschodniego, gdzie miały one nawet jeszcze większą skalę.
W Polsce emancypacji kobiet towarzyszyły też gwałtowna industrializacja, urbanizacja i awans społeczny chłopów, czyli większości Polek i Polaków. Polki w pierwszych dekadach po wojnie z jednej strony doświadczały znacznego poszerzenia swoich możliwości życiowych, ale z drugiej musiały przeżyć bardzo trudny okres adaptacji do obcego im miejskiego stylu życia. Ten niezwykle interesujący proces był przez lata nad Wisłą niebadany. Dopiero teraz pojawiają się pierwsze publikacje opisujące przeżycia babć milenialsów i ich rówieśniczek.
Obecnie w państwach rozwiniętych aktywność zawodowa kobiet bardzo zbliżyła się do mężczyzn – wskaźnik zatrudnienia tych drugich niemal wszędzie jest wyższy, ale to zwykle różnica kilku punktów procentowych. Pojawił się jednak problem zróżnicowania zarobków, czyli tzw. płciowa luka płacowa, obrazująca różnicę w średnich zarobkach między płciami. Według Goldin zarobki obu płci zaczynają się rozjeżdżać dopiero w okolicach 30. roku życia, gdy większość par decyduje się na dzieci. W młodszych grupach wiekowych oraz wśród osób bezdzietnych luka płacowa jest nieistotna. Dotyczy to nie tylko USA, o których pisała Goldin, ale też wielu krajów Europy Zachodniej. W Polsce akurat różnice płacowe pojawiają się już w najmłodszych grupach wiekowych, co wynika z bardzo niskich wynagrodzeń w zawodach sfeminizowanych – np. wśród nauczycielek czy pielęgniarek.
Moment pojawienia się dziecka jest tu więc niezwykle istotny. Ale dlaczego ma to aż tak duży wpływ na zarobki? Według Goldin we  współczesnej gospodarce pojawiło wiele zawodów, które dodatkowo wynagradzają długie godziny pracy, dyspozycyjność i elastyczność. Mowa przede wszystkim o sektorze finansowym, informatycznym czy o różnego rodzaju specjalistach, jednak w mniejszym stopniu ta praktyka występuje też w wielu innych grupach zawodowych. Stopniowo rozlała się na większość gospodarki.
W ten sposób nieproporcjonalnie premiowane zostały osoby „nastawione na karierę”. Wśród par znów trzeba było podjąć pewne decyzje – gdyby dwoje rodziców żyło w ten sposób, zajmowanie się dziećmi byłoby niemożliwe. Skoro kobiety i tak mają wyjęte z aktywności zawodowej co najmniej rok na jedno dziecko, w związku z ciążą i urlopem macierzyńskim, a następnie są nie w pełni dyspozycyjne z powodu karmienia piersią, to mężczyźni zostali gremialnie wytypowani do roli pracujących pełną parą. A kobiety też do roli pracujących pełną parą, tylko że w domu.

Równość korzystna dla wszystkich
W rezultacie mamy powtórkę z rozrywki, tylko że w złagodzonej formie. Kobiety pracują częściej niż podczas rewolucji przemysłowej, ale bywają gorzej wynagradzane, otrzymują mniejsze premie oraz nagrody i przede wszystkim są pomijane przy awansach. Pracodawcy odruchowo traktują je jako pracowników drugiej kategorii, gdyż są przekonani, że ich głównym zadaniem jest zajmowanie się rodziną, więc w razie czego i tak nie będą mogli na nie liczyć. Za to mężczyźni zgarniają premie i piastują coraz wyższe stanowiska. Najbardziej widać to w branżach „nastawionych na karierę” – płciowa luka płacowa w polskich finansach i informatyce jest kilkukrotnie wyższa od średniej dla całego kraju.
Jak zauważyła Goldin w zeszłorocznym wywiadzie dla „Social Science Space”, na tym układzie tracą obie strony. Kobiety muszą poświęcić ambicje zawodowe dla rodziny, a mężczyźni tracą kontakt z rodziną w imię długiej i intensywnej pracy.
Szkodliwe jest również powstające w ten sposób rozwarstwienie zarobków. Oczywiście można twierdzić, że pary same tak wybrały, kierując się swoim interesem finansowym, więc nie można się wtrącać w ich samodzielnie podjęte decyzje, zgodnie z bardzo niemądrą zasadą, że „chcącemu nie dzieje się krzywda”. Problem w tym, że życie potrafi się potoczyć bardzo różnie – czasem kobiety muszą zostać same z powodu nagłej śmierci męża, innym razem mąż okaże się po latach na tyle złym człowiekiem, że nie ma innego wyjścia, niż się z nim rozstać. Zresztą zbyt duże różnice w zarobkach między małżonkami mogą powodować napięcie i podporządkowanie jednej strony drugiej.
Zmniejszanie płciowej luki płacowej jest więc korzystne zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. Państwo ma na tym polu wiele do zrobienia. Wiele zawodów sfeminizowanych należy do sektora budżetowego. Płace nauczycielek i pielęgniarek są zależne od decyzji podejmowanych przez rządzących. W służbie cywilnej również większość zatrudnionych stanowią kobiety. Solidne podniesienie pensji w tych grupach zawodowych to konieczność, tym bardziej że w ostatnich latach waloryzacja płac w budżetówce była niższa od inflacji.
Równie istotne jest zrównywanie ról w rodzinach. Sytuacja, w której jedna strona jest całkowicie skupiona na pracy, a na drugiej spoczywa obowiązek zajmowania się domem, jest szkodliwa także dla dzieci, potrzebujących zarówno matki, jak i ojca. Wychowywanie się bez ojca może być równie szkodliwe co dorastanie w biedzie. Wprowadzone niedawno dwa miesiące urlopu rodzicielskiego zarezerwowane dla każdego z rodziców (po dwa miesiące dla matki i ojca bez możliwości przeniesienia) mogą znormalizować wśród mężczyzn zajmowanie się swoimi dziećmi, ale pracodawców raczej nie przekonają do patrzenia na obie płcie w ten sam sposób. Warto więc w niedalekiej przyszłości ten mechanizm wydłużyć.
Równie istotne jest umożliwienie obojgu rodzicom łączenia pracy z rodzicielstwem. Chodzi zarówno o tanie usługi opieki nad małymi dziećmi, jak i elastyczne godziny pracy oraz możliwość wykonywania swoich zadań spoza firmy, o ile jest taka możliwość. Potencjalnych rozwiązań jest wiele, ale ich wprowadzenie zależy przede wszystkim od przekonania nas samych, że płciowe różnice płacowe nie są w porządku.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki