Logo Przewdonik Katolicki

Prawo do nieemigrowania

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Pomoc na miejscu nie oznacza wysłania wyłącznie pomocy humanitarnej, która ma przedłużyć często wieloletni pobyt w obozach dla uchodźców w Libanie, Syrii czy Turcji.

Choć temat migracji stał się jednym z wiodących wątków kampanii wyborczej, szczególnie po premierze filmu Zielona granica Agnieszki Holland – właściwie poza kilkoma mediami katolickimi prawie nie zauważono, że niedziela 24 września w Kościele katolickim była obchodzona jak 109. Dzień Uchodźcy i Migranta. Szkoda, bo przesłanie, które na ten dzień skierował papież Franciszek, wydało mi się fascynujące, ponieważ wymykało się prostym podziałom ideologicznym, które na co dzień dzielą naszą debatę publiczną, a w czasie wyborów dzielą ją jeszcze głębiej.
Przede wszystkim hasło „Wolni by wyjechać, wolni by pozostać” zwracało uwagę na kluczowy fakt – migracja rzadko jest wyborem dobrowolnym. Wiele osób zmuszonych jest opuścić swoje domy wbrew swojej woli. Apel papieża należy rozumieć tak, że wiele trzeba zrobić, by ludzie mieli prawo do nieemigrowania, by mogli pozostawać w swoich ojczyznach. Paradoksalnie ma to kolosalne konsekwencje. Bo to znaczy, że wspólnota międzynarodowa ma olbrzymią odpowiedzialność za to, co dzieje się w nawet dalekich miejscach świata, gdzie toczą się krwawe konflikty, albo gdzie dochodzi do jakichś klęsk naturalnych. Owszem, gdy migranci ruszą w drogę i zapukają do drzwi zachodniej Europy, powinniśmy dostrzec w każdym człowieka. Ale nie stoi to w żadnej sprzeczności z taką polityką międzynarodową, która sprawia, że nie będą musieli swojego domu opuszczać.
Pojęcie pomagania na miejscu zostało jakiś czas temu wykorzystane w bieżącej polityce i stało się przeciwieństwem udzielania uchodźcom pomocy, gdy przyjadą do nas. Papież jednak pokazuje, że tu nie ma sprzeczności. Ale pomoc na miejscu nie oznacza wysłania wyłącznie pomocy humanitarnej, która ma przedłużyć pobyt – często wieloletni – w obozach dla uchodźców: w Jordanii, Libanie, Syrii, Turcji czy dziesiątkach innych miejsc. Nie, chodzi o próbę zmiany sytuacji w krajach, z których często uciekają migranci. I nie mówimy tu wyłącznie o jałmużnie, ale o przemyślanych inwestycjach. Gdyby np. Europa zainwestowała miliardy euro w krajach, z których jest największa migracja, gdyby powstały w nich miejsca pracy, w których ludzie znaleźliby zatrudnienie, gdyby była tam szansa na godne życie, spadłaby chęć na podjęcie ryzyka do dalekiej podróży. Ale to wymagałoby zmiany paradygmatu myślenia. Nie w kategoriach budowy jeszcze wyższych murów czy płacenia dyktatorom za to, by zatrzymywali migrantów w Afryce czy w Azji, ale w kategoriach zmiany myślenia o gospodarce. Dotąd fabryki budowano w krajach, gdzie była tańsza siła robocza, by mieć wyższy zysk ze sprzedaży taniej wyprodukowanych produktów. A gdyby, podejmując decyzje o inwestycjach, brać pod uwagę kwestie humanitarne?
„Potrzebny jest wspólny wysiłek poszczególnych państw i wspólnoty międzynarodowej, aby zapewnić każdemu prawo do nieemigrowania, czyli możliwość życia w pokoju i godności na własnej ziemi. Jest to prawo, które nie zostało jeszcze skodyfikowane, ale które ma fundamentalne znaczenie. Jego zagwarantowanie należy rozumieć jako współodpowiedzialność wszystkich państw wobec dobra wspólnego, które wykracza poza granice państwowe” – napisał papież. I nasze myślenie również powinno przekraczać granice państwowe, a nie skupiać się na obiecywaniu, że do Polski migrantów nie wpuścimy i będziemy cieszyć się bogactwem i bezpieczeństwem, gdy ludzie będą ginąć, próbując się do Europy dostać.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki