Na stronie Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Łodzi można znaleźć informacje o różnych zawodach. Wśród mnóstwa gotowych do wydrukowania w ramach poradnictwa zawodowego ulotek o poszczególnych zajęciach, znalazła się również ta zatytułowana „Duchowny wyznania rzymskokatolickiego”. Autor opracowania opisał m.in. zadania zawodowe, warunki podjęcia pracy w zawodzie, wymagania psychofizyczne, przeciwwskazania do wykonywania zawodu, możliwości i szanse zatrudnienia. Wymienił też szkoły, dając namiary do trzech seminariów duchownych w Łodzi, Łowiczu i Warszawie.
Kilka czy dwadzieścia?
Niestety nie wiadomo, skąd zaczerpnięto zawarte we wspomnianej ulotce informacje. A szkoda, bo przygotowana przez Urząd Pracy propozycja informuje potencjalnych zainteresowanych m.in. o początkach pracy księdza. Można w niej przeczytać, że po ukończeniu studiów i otrzymaniu święceń kapłańskich duchowny „z reguły rozpoczyna pracę jako wikary”. Według łódzkiego urzędu, w tym czasie praktycznie zapoznaje się z obowiązkami księdza i nabiera doświadczenia, odprawiając Msze i inne nabożeństwa, udzielając sakramentów, a także ucząc religii. „Wikariusze z reguły pracują przez kilka lat w różnych parafiach. Zakończeniem wikariatu jest objęcie funkcji proboszcza” – zapewnia ulotka. Wymienia też „kolejne stopnie awansu w hierarchii kościelnej”: proboszcz, dziekan, biskup, arcybiskup oraz najwyższe stanowisko w hierarchii – Biskup Rzymski, czyli papież (sic!).
Co ciekawe, informację, że wikariuszem parafialnym ksiądz jest tylko przez kilka lat w trakcie swego kapłaństwa, można czasami znaleźć nawet w mediach kościelnych. Dlaczego więc metropolita poznański abp Stanisław Gądecki w niedawnym liście do kapłanów swojej archidiecezji napisał, że księża „z powodów systemowych” są „skazani na prawie dwadzieścia lat bycia wikariuszami”?
Zastępca, współpracownik
Łacińskie słowo vicarius oznacza zastępcę, następcę, ale także… niewolnika niższego stopnia. Ks. Tadeusz Pawluk w komentarzu do Kodeksu prawa kanonicznego, promulgowanego przez św. Jana Pawła II w 1983 r., wyjaśnia, że ustanowienie wikariuszy parafialnych było następstwem terytorialnego i liczebnego rozrostu parafii oraz związanego z tym zwiększenia obowiązków pasterskich proboszcza.
Nie od razu wikariuszy wysyłali do parafii biskupi. Proboszczowie sami szukali sobie współpracowników. Sobór Trydencki (1545–1563) nakazywał biskupom troskę o to, aby proboszczowie korzystali z pomocy wikariuszy, jeśli sami nie mogą podołać obowiązkom duszpasterskim. Stopniowo jednak lepszym rozwiązaniem okazało się mianowanie przez biskupów wikariuszy i wysyłanie ich do konkretnych parafii, w których uznawali to za potrzebne. Praktykę taką usankcjonował Kodeks prawa kanonicznego z 1917 r. Co ciekawe, zgodnie z nim biskup miał przed nominacją wysłuchać zdania proboszcza (obecnie może, ale nie musi).
Pracę wikarych docenili ojcowie Soboru Watykańskiego II (1962–1965). W Dekrecie o pasterskich zadaniach biskupów w Kościele Christus Dominus napisali, że wikariusze parafialni, jako współpracownicy proboszcza, „wkładają codziennie wybitną i czynną współpracę w posługę duszpasterską, pełniąc ją pod władzą proboszcza”. Według Vaticanum II z tego względu między proboszczem a jego wikariuszami winno mieć miejsce bratnie współżycie i zawsze powinna kwitnąć wzajemna miłość oraz poważanie. „Niech się też wzajemnie wspierają radą, pomocą i przykładem, roztaczając opiekę nad parafią w zgodności dążeń i zespoleniu wysiłków” – zalecili ojcowie soborowi.
Nauka po święceniach
Obowiązujący aktualnie Kodeks prawa kanonicznego wikariuszom parafialnym poświęca niewiele miejsca. Mówi jednak wyraźnie, że obowiązki i prawa wikariusza parafialnego określone są, oprócz kanonów KPK, statutami diecezjalnymi, a także pismem biskupa diecezjalnego, i zaznacza, że „sprecyzowane zostają poleceniem proboszcza”. Kodeks stwierdza też, że wikariusz parafialny z racji urzędu zobowiązany jest wspomagać proboszcza w całej posłudze parafialnej, a także zgodnie z prawem zastępować proboszcza, jeżeli sprawa tego wymaga. To nie wszystko. Wikary powinien regularnie przedstawiać proboszczowi zamierzone lub podjęte poczynania duszpasterskie, „tak by proboszcz i wikariusz albo wikariusze mogli wspólnymi siłami zapewnić wypełnianie obowiązków duszpasterskich w parafii, za którą są razem odpowiedzialni”.
To oczywiste, że po przyjęciu święceń kapłan jest pełen entuzjazmu i zapału do pracy duszpasterskiej. Jednak, jak zwrócił uwagę we wspomnianym liście abp Gądecki, seminarium duchowne „zasadniczo nie przygotowuje do umiejętności podejmowania praktycznych wyborów w życiu kapłańskim”. Zauważył, że ksiądz dopiero po święceniach uczy się na przykład, jak poukładać zajęcia w ciągu dnia, tygodnia i roku (modlitwa, praca, odpoczynek). Dlaczego? Ponieważ w seminarium prawie wszystko miał poukładane przez innych. Był regulamin, byli przełożeni…
Zderzenie z systemem
Metropolita poznański odnotował coś jeszcze. Nazwał to „zderzeniem z systemem”. Chodzi m.in. o odkrycie, że Kościół jest także organizacją, która działa mniej lub bardziej sprawnie. Że nie wszystkim w nim zależy na Ewangelii, ale po prostu chcą się dobrze ustawić. Że stanowiska obejmują niejednokrotnie nie ci, którzy najlepiej się na nie nadają. Że brakuje braterstwa, szczerości, pomocnej dłoni, pojawia się natomiast rywalizacja o funkcje i tytuły, o wpływy w Kościele i poza nim.
Kodeks prawa kanonicznego stwierdza, że ordynariusz miejsca powinien zatroszczyć się o to, by proboszcz i wikariusze „praktykowali w miarę możliwości jakąś formę życia wspólnego w domu parafialnym”. W praktyce jednak kształt tego wspólnego życia zależy w ogromnej mierze od proboszcza, pozostałych kapłanów, a także osób świeckich zaangażowanych w codzienne funkcjonowanie parafii. W rezultacie może się okazać, że nie wszyscy są tak samo traktowani, że na przykład przygotowywane posiłki nie uwzględniają nie tylko smaków wszystkich mieszkańców plebanii, ale również kwestii zdrowotnych.
Ponad trzydzieści godzin
W obecnej sytuacji w Polsce wikariusze parafialni niejednokrotnie okazują się przede wszystkim katechetami szkolnymi. Bywa, że uczą po trzydzieści lub więcej godzin tygodniowo. Na pracę duszpasterską w parafii, na dobrze przygotowane spotkania w grupach formacyjnych brakuje nie tylko czasu, ale także sił. Z upływem lat pracy w kolejnych parafiach pojawia się przemęczenie, znużenie, a niejednokrotnie znudzenie powtarzalnością zadań, działań, problemów do rozwiązania. Nawet liturgia może stać się rutyną, którą niektórzy wikarzy próbują przełamać, wprowadzając podczas celebrowania rozmaite, czasem nawet niezgodne z przepisami, udziwnienia. To może być jeden z sygnałów, że w życiu wikarego dzieje się coś niedobrego, że – jak napisał abp Gądecki – przestał się rozwijać.
KPK mówi, że wikariusz jest zobowiązany rezydować w parafii. Można jednak niejednokrotnie spotkać księży, którzy po pospiesznym wypełnieniu parafialnych obowiązków co wieczór wsiadają w samochód i gdzieś wyjeżdżają, wracając późno w nocy. To również może być czytelnym sygnałem, że dzieje się coś niedobrego. Podobnie jak skupianie się na tzw. duszpasterstwie kominkowym, ograniczającym się do częstego odwiedzania nawet nie kilku, ale tylko jednej rodziny w aktualnej parafii lub na terenie którejś z poprzednich. Bywa, że pojawia się na dodatek nadużywanie alkoholu, hazard albo inne uzależnienia.
Odpowiedzialność dla rozwoju
Z pewnością symptomy kryzysu, który przeżywa wikary, powinien dostrzec proboszcz i starać się współbratu w kapłaństwie pomóc. Ale również parafianie nie powinni ignorować wyraźnych sygnałów, że ksiądz pracujący w ich wspólnocie przestał się rozwijać, że nawet przy ołtarzu jest znużony lub rozdrażniony, a codzienne zajęcie traktuje jak niewolniczy kierat. Powinni go otoczyć modlitwą, ale również spróbować udzielić mu pomocy w miarę swych możliwości. Zarówno pomocy duchowej, jak i na przykład psychologicznej, gdy zachodzi taka potrzeba. Przede wszystkim nie mogą takiego kapłana pozostawić samemu sobie.
Sytuacja, w której bycie wikarym traktowane jest jako „poczekalnia” do uzyskania dużej samodzielności, jaka wiąże się z funkcją proboszcza, nie należy do rzadkości. W niektórych diecezjach w Polsce księża zostają proboszczami dopiero w okolicach 50. roku życia. To dla wielu z nich zdecydowanie za późno. Jak zauważył w swym liście do kapłanów abp Stanisław Gądecki, wikarzy „najlepsze lata przeżywają często jak dzieci zależne od swoich rodziców”. Okres życia, który większość ludzi spędza na podejmowaniu bardzo ważnych decyzji (dom, rodzina, doskonalenie zawodowe), większość polskich księży spędza na posłuszeństwie przełożonym. „Bez posiadania osobistej i całkowitej odpowiedzialności za prowadzone dzieła człowiek nie jest w stanie się rozwijać” – wskazał metropolita poznański, konstatując, że praca kapłanów w zespole, w którym obecny jest proboszcz i wikariusze, wymaga „nowego przemyślenia”.
Dekanaty bez wikarych
Może się wydawać, że problem z wikariuszami, zbyt długo oczekującymi na powierzenie im parafii, po jakimś czasie w Polsce sam się rozwiąże w związku z malejącą liczbą księży. Już dziś są w naszym kraju diecezje, w których proboszczami zostają kapłani z o wiele krótszym stażem niż ten opisywany przez abp. Gądeckiego. Nie znaczy to jednak, że sprawa rozwoju księży straci aktualność. Coraz częściej mamy do czynienia z całymi dekanatami, w których nie ma ani jednego wikarego. Paradoksalnie okazuje się, że brak wikarych też może być problemem, zwłaszcza w dużych parafiach. Wiadomo, że będzie ich przybywać, ponieważ niektórzy z polskich biskupów już łączą w swych diecezjach parafie, a inni takie działania zapowiadają. Wikariusze, pracując w zróżnicowanych parafiach, przygotowują się do zadań proboszczów. Jeśli czas od święceń do nominacji proboszczowskiej będzie bardzo krótki, może się okazać, że kapłan trafi do parafii o charakterze, którego nie miał okazji poznać.
Bycie wikarym to czas w życiu kapłana, który może i powinien być dobry oraz owocny. To jeden z potrzebnych etapów w jego rozwoju w wielu sferach, z duchową na czele. Pozytywne doświadczenia z czasów wikariatu pomagają być dobrym proboszczem. Złe mogą sprawić, że ksiądz do końca życia nie tylko sam będzie nieszczęśliwy, ale również unieszczęśliwi wielu ludzi, którzy znajdą się na jego drodze.