Rozmawiamy w sobotę 2 września o godzinie 14.00 czasu polskiego, w Mongolii zegar wskazuje 20.00. Wrócił Ojciec ze spotkania z papieżem Franciszkiem. Jak było?
– Tak, byłem na spotkaniu Ojca Świętego ze wszystkimi misjonarzami w Mongolii i z biskupami, kapłanami, osobami konsekrowanymi, pracownikami duszpasterskimi (pomagają m.in. misjonarzom w parafii). Jestem bardzo zbudowany atmosferą, jaka tam panowała. Ojciec Święty mówił ważne rzeczy, największe wrażenie zrobiły na mnie dwie kwestie.
Po pierwsze, dał nam przykład dobrego pasterza. Dobry pasterz to ten, który potrafi oddać nawet życie za swoje owce. Papież chwalił pracę misjonarzy, którą widzi tak: przybyć i zobaczyć. On ma świadomość, że kiedy przyjechaliśmy, w zasadzie nie znaliśmy kraju i nie wiedzieliśmy, jakie warunki zastaniemy. Nic tu nie było, Kościół powstawał od zera. To właśnie mnie podbudowało. Kiedy ktoś mówi o katolikach w Mongolii, zwykle podaje liczby, dane procentowe. Na tej podstawie ocenia się też pracę misjonarzy (i duszpasterzy). Papież Franciszek nie zwraca uwagi na to, że jest nas mało, rozumie nas. Dobra praca polega według niego na tym, że misjonarze pociągają ludzi do Chrystusa przykładem życia. Naszym zadaniem jest tutaj nie tyle ewangelizacja, ile praca socjalna, charytatywna i edukacyjna. Przede wszystkim pomagamy potrzebującym.
A jaka jest druga rzecz, która Ojca poruszyła?
– To świadectwa osób, które dzieliły się osobistym doświadczeniem zaraz po przybyciu do Mongolii. Ludzie mówili o swojej pracy, która była dosłownie od podstaw. Ale pracowali wytrwale, systematycznie i to przynosi efekty.
My też ciężko pracujemy w ten sposób. Pomagamy ubogim, prowadzimy domy dla dzieci z ulicy, szkoły i przedszkola. Troszcząc się o miejscową ludność, pomagamy też lokalnym władzom.
Podam jednak liczbę, bo bez tego trudno zrozumieć to, co się tu teraz dzieje. W Mongolii jest 1450 katolików, czyli mniej niż liczy przeciętna polska parafia. Liczba mieszkańców kraju to ponad 3,3 mln. Jak mniejszość katolicka jest traktowana?
– Kiedy zaczęli się pojawiać pierwsi katolicy, ludność musiała się oswoić. To było dla nich coś nowego. Wiedzieli tyle, że religia przyszła z Europy. Przez jakiś czas pracowałem jako ekonom i moje doświadczenie jest takie: na hasło „Rzym” od razu włączało się im skojarzenie – bogaci, mają pieniądze, można szukać u nich pomocy. Dziś to się już trochę zmieniło, ale na początku postrzegano nas przede wszystkim w ten sposób, licząc na pomoc finansową.
Uprzedzeń czy dyskryminacji nie doświadczacie?
– Nie, tego nie ma. W Mongolii dominuje buddyzm, ale wszyscy żyjemy pokojowo. Nie ma żadnych waśni, jedni drugim nie przeszkadzają. Problemem jest to, że czasem ludzie po Mszy Świętej idą się pomodlić… przed posągiem Buddy. Jak jedno nie pomoże, to może to drugie – nie zaszkodzi spróbować. Sam widziałem to w Darkhan.
Tak bywa na całym świecie. Katolicy modlą się o zdrowie, o potomstwo i szukają pomocy „sił nadprzyrodzonych” gdzie tylko się da. Polacy czytają horoskopy i dzwonią po radę do wróżbitów. W Libanie modlą się o cud za wstawiennictwem maronity św. Szarbela, a potem idą do szamana (co wiem od misjonarza). Ostatnie pytanie mam o Matkę Bożą Mongolską, która pochodzi… ze śmietnika. Przepiękna figura, która nie nosi złotej korony.
– Przyjazd papieża Franciszka poprzedziły cuda. W 2013 r. ludzie segregujący śmieci w Darkhan odkopali na jednym ze śmietników figurę Matki Bożej.
Papież Franciszek „od ubogich” został wybrany w marcu 2013 r…
– Tak. Pewna kobieta wzięła figurę do siebie do domu (jurty) i postawiła na zaszczytnym miejscu. Maryja stała u niej kilka lat. Kiedy dowiedział się o tym kard. Giorgio Marengo IMC (wtedy jeszcze biskup), uznał, że figura powinna się znaleźć w najważniejszym kościele w Mongolii – i tak trafiła do katedry w Ułan Bator.
Potem kardynał zainicjował akcję, która polegała na tym, że każdy katolik przyniósł dla Matki Bożej kawałek materiału wielkości 10 cm na 10 cm, w różnych kolorach. Kiedy było ich dostatecznie dużo, uszyto wielobarwną sukienkę dla Matki Bożej.
Widziałam na zdjęciach. To kolorowy patchwork!
– Z materiału ofiarowanego przez katolików. A dziś dostaliśmy od Boga kolejny dar, który wieńczy naszą pracę – wizytę Ojca Świętego. Była planowana już od dawna i nie byliśmy pewni, czy papież przyleci. Ale jest! Odbył daleką podróż do Mongolii, choć nasz Kościół liczy tylko półtora tysiąca osób.
---
O. Krzysztof Gniazdowski SDB
z Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego;
od 16 lat mieszka i posługuje w Mongolii