Z 76-minutowego filmu nie dowiemy się wszystkiego o rodzinie Wiktorii i Józefa Ulmów – a o ich historii opowiada dokument. Sam filmowy obraz ojca rodziny, Józefa, już na tę wybiórczość wskazuje: dowiemy się zaledwie, że był amatorem fotografii. Zobaczymy też liczne, bardzo dobre zresztą, zdjęcia przez niego wykonane. I rzeczywiście, ta pasja była pewnym fenomenem, zwłaszcza że jeden z aparatów zbudował samodzielnie.
Być dla innych
Jednak Józef był również nowoczesnym rolnikiem, wciąż szukającym nowych, dziś byśmy powiedzieli, że ekologicznych i ekonomicznych, rozwiązań dla swojego gospodarstwa, jak choćby źródła energii elektrycznej (sam zbudował małą elektrownię wiatrową i jego gospodarstwo jako pierwsze w okolicy miało prąd). Propagował sadownictwo, uprawę warzyw, hodował pszczoły (skonstruował nawet specjalne ule, za co był nagrodzony), a nawet jedwabniki. Był konstruktorem, miał świetne wyczucie pedagogiczne, bardzo dużo czytał. Przede wszystkim już od młodości był jednak wybitnym społecznikiem. Angażował się głównie w organizacje kościelne, ale najbardziej chyba w tę, która przez ówczesne duchowieństwo była czasem traktowana wręcz jako antyklerykalna, wroga Kościołowi i chrześcijańskiej moralności, szkodliwa dla narodu – Związek Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. Z tą organizacją zresztą związany był również pewien kontrowersyjny kapłan, bohater i radykalnie oddany Ewangelii wizjoner – ks. Jan Zieja. Bardzo ciekawym tematem jest też formacja religijna Józefa, zwłaszcza na płaszczyźnie intelektualnej. To ona przecież doprowadziła go do sięgania po Biblię. Poruszony przypowieścią do Dobrym Samarytaninie radykalnie wdrożył ją w życie.
Fenomen rodziny Ulmów to też fenomen całej wioski Markowa. Tam żyli, aktywnie działali, edukowali, organizowali różne spółdzielnie (w tym zdrowia), zakładali pismo (również dla kobiet), nawet wiejski teatr. Dużą aktywność przejawiały kobiety. Ulmowie mocno angażowali się w parafii, ale mieli relacje również z niekatolickimi sąsiadami, z Żydami. Co ukształtowało mieszkańców tej miejscowości, że mimo widma śmierci swojej i rodziny narażali się, ratując żydowskich sąsiadów? Co stało za heroizmem tych mieszkańców wioski, którzy ukrywali Żydów również po głośnej tragedii, jaka spotkała Józefa Ulmę i jego rodzinę?
Jednym z ocalonych w Markowej Żydów był Abraham Segal. Spotykamy go w filmie. Przyjeżdżał po wojnie do Markowej, widać ogromną wdzięczność dla ludzi, którzy go ratowali. Przywiózł też z Izraela całą swoją rodzinę, z wnukami i prawnukami. Niestety zmarł przed otwarciem Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej.
Zbrodniarz jak bohater
Już tytuł filmu wskazuje, że przed widzem ukazane zostaną inne tematy niż codzienne, normalne i – co potwierdzi niedługo beatyfikacja – święte życie podkarpackiej wiejskiej rodziny. Opowiedziano o zbrodni z 24 marca 1944 r. ze szczegółami, bazując na źródłach i świadkach (w tym przejmującej relacji krewnej Ulmów i chrzestnej jednego z ich dzieci, Stanisławy Kuźniar, która dzień po zabójstwie była w ich domu i widziała m.in. poplamione krwią zdjęcia). Niemieccy zbrodniarze nie pozwolili nawet godnie pochować bohaterskiej rodziny na parafialnym cmentarzu, tylko rozkazali zakopać zwłoki na przydomowej działce. Dopiero parę dni później mieszkańcy Markowej w nocy wykopali zwłoki i włożyli je do trumien. W 1945 r. szczątki Ulmów przeniesiono na cmentarz w Markowej.
W filmie pojawia się pytanie o zbrodniarzy. Nie tyle o analizę ich osobowości i motywacji (do czego mamy pewien źródłowy dostęp, ten temat był dogłębnie analizowany przy okazji procesu beatyfikacyjnego i orzeczenia o ich nienawiści do wiary), ile losy po przegranej przez Niemców wojnie.
Eilert Dieken, porucznik żandarmerii niemieckiej. Radykalnie oddany nazistowskiej ideologii, bezlitosny i cyniczny. Osobiście wydał rozkaz zamordowania Żydów, którym schronienia udzielili Ulmowie, jak i samych Ulmów wraz z dziećmi, również najmłodszym, które zaczęło się rodzić podczas dokonywanej przez nazistów zbrodni. Prywatnie, w Niemczech – porządny ojciec i ceniony obywatel. Nie dosięgła go sprawiedliwość. W 1945 r. po wojnie wrócił do Niemiec i tam, po pół roku, kontynuował służbę w niemieckiej policji w Esens w Dolnej Saksoni. Szybko awansował na komendanta policyjnej jednostki. „Uniknął jakiejkolwiek odpowiedzialności, a był od stycznia 1941 do lipca 1944 r. szefem zbrodniczej jednostki – żandarmerii niemieckiej, która realizowała m.in. akcję Reinhardt, mordowała Polaków z partyzantki, mordowali tych, którzy konspirowali i tych, którzy ratowali Żydów” – mówi Mateusz Szpytma, historyk, wicedyrektor IPN, prywatnie krewny Ulmów, który bardzo przyczynił się do poznania i popularyzowania ich historii.
W niemieckim, kilkutysięcznym miasteczku prawdopodobnie nikt nie wiedział o zbrodniczej wojennej działalności Diekena. Był cenionym obywatelem, cieszył się aż do śmierci w sędziwym wieku uznaniem i szacunkiem. Umarł w 1960 r. Jego grób zastano zadbany na lokalnym cmentarzu. Dzieci uważały go za wspaniałego ojca. Twórcy filmu wraz z Mateuszem Szpytmą dotarli do córki Diekena. To było poruszające spotkanie. Starsza kobieta była przekonana, że ojciec był wręcz bohaterem, a w Polsce planowane jest jego uhonorowanie…
Mariusz Pilis dotarł także do obecnego burmistrza Esens, Haralda Hinrichsa. Włodarz miasta zapoznał się z historią Ulmów. Przejmujące było widzieć jego poruszenie i pokorę. W zeszłym roku wraz z żoną przyjechał do Markowej, byli przy grobie rodziny Ulmów, gdzie oddali im hołd. Zwiedzili także poświęcone im muzeum. Burmistrz zapewnił, że będzie w Niemczech opowiadał ich historię.
Poczucie niesprawiedliwości
W filmie mocno wybrzmiała niesprawiedliwość. Pytania stare jak historia ludzkości, obecne też w Biblii. Dlaczego słońce wstaje nad złymi i dobrymi? Dlaczego złym dzieje się dobrze? Tu przychodzi mi na myśl Psalm 37: „Nie unoś się gniewem z powodu złoczyńców ani nie zazdrość niesprawiedliwym, bo znikną tak prędko jak trawa i zwiędną jak świeża zieleń. (…) Widziałem, jak występny się pysznił i rozpierał się jak cedr zielony. Przeszedłem obok, a już go nie było; szukałem go, lecz nie można było go znaleźć”. Słowa Psalmu ciekawie ilustruje kadr z filmu Pilisa – po jakimś czasie okazuje się, że grób Diekena zniknął, została tylko trawa. „Miej ufność w Panu i postępuj dobrze, mieszkaj w ziemi i zachowaj wierność” – poucza psalmista.
Pytanie o to poczucie niesprawiedliwości jakiś czas temu miałem okazję zadać ks. Manfredowi Deselaersowi podczas organizowanej przez KAI konferencji „Rodzina Ulmów – świadectwo i testament”. Ten ksiądz z Niemiec, od lat pracujący tuż przy obozie Auschwitz, stwierdził, że ta niesprawiedliwość oczywiście nie jest dobra, tak się po prostu stało. Osądził Bóg, u Niego jest ostateczna ocena. Jednak tym, co my możemy robić, jest patrzenie w przyszłość. Chodzi o to, by pamięć o historii Ulmów pomogła nam budować wspólnie lepszy świat. To jest potrzebne, by zło się nie powtórzyło.