Przyzwyczailiśmy się myśleć, że przed Benedyktem XVI abdykował jedynie Celestyn V – poza nimi nie mamy więc innych przykładów, jak funkcjonować może w Kościele ktoś, kto wcześniej był w nim papieżem. Historia nie jest jednak tak prosta. Było w niej kilku innych byłych papieży, choć w ich przypadku abdykacja nie była do końca dobrowolna, a życie po abdykacji – bardzo różne.
Pod strażą
Zacznijmy jednak od Celestyna. Pietro del Morrone od początku niespecjalnie nadawał się do rządzenia Kościołem w czasach, w których żył. Był franciszkańskim mnichem, pobożnym i dobrym, ale niewykształconym i bez obycia w świecie. Kościół w XIII wieku odgrywał wielką rolę w polityce, miał ogromną siłę społeczną i materialną. Na jego czele oczekiwano więc wytrawnego gracza, który poradziłby sobie z dyplomatycznymi sporami. Trudno powiedzieć, czy kiedy wybierano na papieża dobrodusznego miłośnika kontemplacji, ktoś marzył o zmianie modelu papiestwa na bardziej ewangeliczny, czy pojawiła się wśród elektorów wizja Kościoła prostego, duchowego, dalekiego od ziemskiej władzy. Historycy podejrzewają, że Pietro del Morrone był po prostu pobożnym człowiekiem, co do tego wszyscy byli zgodni – a że konklawe trwało już ponad dwa lata, potrzeba było nowego kandydata, który przerwie pat. Liczono również na to, że rozpocznie nową, duchową erę w dziejach Kościoła. To się zdecydowanie nie udało.
Celestyn sam był świadomy swojej nieudolności. Jego pierwszym pomysłem było to, żeby formalnie pozostawać nadal papieżem, ale zajmującym się głównie modlitwą – tak, żeby faktyczne rządy sprawowali trzej kardynałowie. To okazało się niemożliwe. Wówczas Celestyn nakazał sprawdzenie, czy możliwa jest papieska abdykacja. Kiedy otrzymał odpowiedź, w obecności kardynałów odczytał formułę rezygnacji, złożył insygnia papieskie i poprosił o wybór nowego papieża.
Celestyn planował wrócić do życia jako pustelnik, ale jego następca, Bonifacy VIII, obawiał się go trochę. Podejrzewał, że ktoś może manipulować nieudolnym Celestynem, a może nawet użyć go do wywołania schizmy. Dlatego postanowił trzymać go pod strażą – a kiedy Celestyn uciekł, został zamknięty do końca życia w pustelni, w ciasnej celi. Większych dowodów na to, że traktowano go surowo, nie ma – ale samą niewolę trudno uznać za traktowanie przyjacielskie.
Kardynał biskup legat
Byłym papieżem został również Grzegorz XII. Był przełom XIII i XIV wieku, a sytuacja w Kościele była bardziej niż skomplikowana. Papieży było w zasadzie dwóch: w Rzymie Urban VI (kardynałowie wybrali go, a potem uznali, że to był wybór nieważny) – a w Awinionie Klemens VI. Spór między ich frakcjami był polityczny, a nie teologiczny, faktem jest jednak, że papieże nałożyli na siebie wzajemnie ekskomuniki, a przy okazji podzielili cały ówczesny świat – do tego stopnia, że konflikt zakończył się walką zbrojną między armiami papieży. W ten sposób zaczęła się tak zwana „wielka schizma zachodnia”.
Próby zakończenia tej schizmy przez lata były nieudane. Obie strony wybierały kolejnych papieży, którzy upierali się przy legalności swojej władzy, ekskomunikując i siebie nawzajem, i kolejnych kardynałów. Ostatecznie, po latach wojen i klątw, papież Grzegorz XII wyraził gotowość abdykacji tylko po to, żeby wreszcie zażegnać wieloletni i gorszący spór. Abdykował 4 lipca 1415 roku. Po abdykacji przestał nosić pontyfikalne szaty. Zadeklarował, że nie będzie po raz kolejny ubiegał się o papieski tron. Został kardynałem-biskupem i dożywotnim legatem Ancony. Honorowo uważano go za tego, który zajmuje w Kościele pierwsze miejsce po papieżu.
Siłą na pokutę
Ciekawa jest również historia abdykacji Benedykta IX z roku 1045. Sam zresztą fakt, że znalazł się on na tronie Piotrowym, jest z dzisiejszej perspektywy niezrozumiały. Stało się tak, bo jego ojciec, hrabia Alberyk III, konsul i władca Rzymu, przekupił wyborców i zaledwie dwudziestoletni Teofilakt (jeszcze jako osoba świecka) stał się papieżem Benedyktem IX. Na dodatek był nim aż trzy razy. W czasie pierwszego pontyfikatu nie był szanowany głównie ze względu na rozwiązły tryb życia, jaki prowadził. Pisano o nim, że był łajdakiem, interesował się magią, a opisy jego aktywności zdecydowanie opatrzone powinny być notką „18+”. Po powstaniu, jakie przeciwko niemu wybuchło w 1044 roku, uciekł z Rzymu – unikając w ten sposób śmierci z rąk spiskowców.
Papieżem (czasem uważanym za antypapieża) został wówczas Sylwester III. Benedykt IX, dzięki wojskowemu wsparciu cesarza niemieckiego Konrada II, wrócił i ekskomunikował go, a potem wygnał z Rzymu. Dwa miesiące później jednak sam abdykował – żeby papieżem mógł zostać jego ojciec chrzestny, Jan Gracjan (czyli Grzegorz VI). Motywacje tej abdykacji podaje się różne: chodziło albo o to, że Benedykt IX sprzedał swój tytuł wujowi za tysiąc funtów srebra – albo o to, że chciał się ożenić z piętnastoletnią kuzynką.
Kilka lat później, w kolejnym konklawe, jak piszą: „przy pomocy entuzjastycznego ludu i łapownictwa”, Benedykt IX trafił na papieski tron po raz trzeci! Tym razem szybko, bo po zaledwie kilku miesiącach, siłą usunął go z niego król Henryk III. Zdetronizowany papież nadal uważał się za papieża – przez pewien czas tak podpisywał się w dokumentach, choć nikt jego władzy nie uznawał. Życie dokończył jednak prawdopodobnie w klasztorze jako pokutnik, wyrzekając się roszczeń do godności papieskiej.
Byle nie wykorzystali
Papieży, którzy żyli czasem długie lata po tym, jak przestali sprawować swój urząd, było więcej. Nie wszystkie ich losy są dobrze znane. Grzegorz VI został zdetronizowany za symonię, czyli handel godnościami kościelnymi i sakramentami – po abdykacji przebywał w więzieniu. Antypapież Jan XXIII więziony był w Niemczech, zmarł na wygnaniu. Niezależnie od tego, czy papieże byli detronizowani, czy sami dobrowolnie abdykowali, starano się mniej lub bardziej delikatnie wyeliminować ich z bieżącego życia Kościoła. Oczywiste było, że były papież może być zaczątkiem schizmy, że niezwykle łatwo może stać się narzędziem w rękach przeciwników urzędującego papieża. Choć czasy mocno się zmieniły i nie ma dziś mowy o tak jawnych skandalach czy politycznym uwiązaniu Kościoła, nietrudno zauważyć, że próby wykorzystania Benedykta XVI przeciwko papieżowi Franciszkowi miały miejsce również w XXI wieku. Problem nie jest więc nowy i trudno jest oczekiwać, że rozwiąże się sam. Jeśli zatem nie ma mowy o więzieniu kogokolwiek czy skazywaniu go na banicję, a z byłymi papieżami możemy mieć do czynienia już nie tylko w sytuacjach wyjątkowych – jest to dobry czas na prawne uregulowanie statusu papieża emeryta. Znając historię, rozumiemy, że trzeba to zrobić w trojaki sposób. Tak, żeby uszanować wyjątkową godność papieża emeryta. Tak, żeby odebrać mu możliwość wpływania na działania następcy. Wreszcie tak, żeby nikt nie był w stanie wykorzystać papieża emeryta do podziału Kościoła i wprowadzenia w nim zamętu.
Umarły dla świata
Jak dokładnie te rozwiązania będą wyglądać? Tego nie wiemy. Nie wiemy, czy Franciszek zdecyduje się je wprowadzić. Nie wiemy, czy będą miały formę ostateczną, czy będą raczej szkicem, wyznaczeniem kierunku, który precyzować się będzie z czasem.
Możliwości – zgodnie z dzisiejszą wiedzą – jest przynajmniej kilka.
Pierwszą z nich może być emerytura w stylu Benedykta XVI. Emerytowany papież zostaje w pobliżu Watykanu, w klasztorze. Zachowuje prawo do noszenia białej sutanny. Zachowuje również swoje imię. Przestaje nosić jedynie paliusz, który jest symbolem władzy, bo władzy już nie pełni. Formalnie pozostaje emerytowanym biskupem Rzymu, z emeryturą biskupią (nie kardynalską). Wycofuje się z życia publicznego i poświęca się modlitwie.
Wydaje się, że w tym modelu wskazane byłoby raczej radykalne odcięcie się od świata tak, by momentem „publicznej śmierci” papieża emeryta był moment uroczystego zakończenia jego pontyfikatu. Owo odcięcie dotyczyć powinno również spotkań osobistych – ewentualnie objęcia treści tych spotkań tajemnicą tak, żeby emeryt w żaden sposób nie wpływał na życie Kościoła. Kolejnym i ostatnim momentem, w którym świat by go zobaczył, byłby już tylko pogrzeb. Wszystkie dzieła napisane po abdykacji mogłyby być publikowane dopiero po jego śmierci.
Emeryt równy emerytom
Drugą możliwością jest pozostanie papieża emeryta w Rzymie w roli biskupa emeryta, analogicznie do emerytów w innych diecezjach świata. Nie usuwa się on z życia publicznego, ale rezygnuje z używania białej sutanny i papieskiego imienia, żeby nie wprowadzać wśród wiernych zamieszania. Emerytowany biskup Rzymu mógłby mieszkać na terenie miasta lub diecezji, nadal – za zgodą urzędującego papieża lub wikariusza Rzymu – uczestnicząc w posłudze, odwiedzając parafie, bierzmując i udzielając innych sakramentów.
W ten sposób wprawdzie jego głos w Kościele nadal byłby słyszalny, w wywiadach, kazaniach, książkach. Teoretycznie mógłby mieć wpływ na kształt Kościoła – ale byłby głosem pozbawionym szczególnego autorytetu. Byłby głosem równym głosom innych biskupów czy kardynałów: nawet jeśli krytycznym, to jednym z wielu, już nie jedynym w swoim rodzaju. Zasadne byłoby tu być może wprowadzenie zasady niezabierania głosu na temat trwającego pontyfikatu – i niewypowiadanie się na temat pontyfikatu własnego, już zakończonego. Znów obowiązywałaby zasada: „papież umarł – żyje tylko biskup”.
Otwarte tu pozostałyby również pytania o formę pogrzebu takiego emerytowanego papieża czy o jego udział w kolejnym konklawe, jeśli abdykowałby przed skończeniem 80. roku życia.
Poza Rzymem
Trzecim możliwym rozwiązaniem jest wyjazd emerytowanego papieża z Rzymu. Wprawdzie urzędujący biskupi mają obowiązek rezydencji w swojej diecezji, ale nie dotyczy on emerytów. Taki wyjazd również wiązałby się z rezygnacją z papieskiego tytułu, białej sutanny i imienia, a jednocześnie dawałoby to nowemu papieżowi wolność sprawowania władzy, bez moralnego i emocjonalnego obciążenia obecnością poprzednika. Jednocześnie w dość radykalny sposób utrudniałoby to watykańskiemu dworowi zawiązywanie koterii: dla Watykanu papież emeryt byłby „jak umarły”, daleko i pozbawiony jakichkolwiek wpływów. Takie rozwiązanie wymagałoby z jednej strony zgody emeryta na wyjazd (to nie może być banicja, a emerytowany biskup ma prawo pozostawać w swojej diecezji, tu: w Rzymie). Z drugiej strony wymagałoby zobowiązania Kościołów lokalnych do otoczenia emeryta właściwą troską, tak by nie byli pozostawieni samym sobie. Nadal jednak w lokalnych episkopatach, jako kardynałowie i biskupi emeryci, mogliby służyć radą, pomocą, wsparciem. W zmieniającym się świecie myślenie o starości kardynała Ratzingera spędzonej w Bawarii czy starości kardynała Bergoglia spędzonej w Argentynie zdaje się, że nie jest absolutną science fiction.
Niebezpieczeństwa
Wydaje się, że ważniejsze od samego modelu (który może być mieszanką tych trzech albo i rozwiązaniem radykalnie innym) jest zdanie sobie sprawy z ewentualnych problemów, które sytuacja emerytury papieskiej rodzi – a tym samym próba ominięcia kolejnych niebezpieczeństw.
Będzie wśród nich na pewno ryzyko zdeprecjonowania powagi urzędu papieskiego, co może się stać, jeśli emeryt zwyczajnie wracać będzie do „kardynalskiego szeregu”.
Będzie wśród nich groźba powtórki z historii i obwoływanie kolejnych antypapieży, tym razem w różnych częściach świata, prowadzące do schizm.
Będą pytania o utrzymanie byłego papieża i o to, kto za takie utrzymanie oraz zapewnienie mu bezpieczeństwa odpowiada.
Będą wreszcie pytania o władzę nad papieżem emerytem. Do dziś w Kościele nie jest uregulowana do końca kwestia jurysdykcji nad emerytowanymi biskupami. Jeśli zdarza się sytuacja konfliktowa, kiedy emerytowany biskup zaczyna głosić rzeczy niezgodne z doktryną Kościoła, nikt nie ma nad nim pełnej władzy i nie może go powstrzymać. Urzędujący biskup może jedynie zakazać mu głoszenia na swoim terenie, poza tym zostaje bezradny. Czy ktoś mógłby powstrzymać emerytowanego papieża, gdyby – hipotetycznie – zaczął głosić herezje?
Te pytania są ważne, między innymi dlatego, że wciąż wydłuża się średnia długość życia, a to oznacza, że emerytowanych biskupów będzie coraz więcej. Bardzo możliwe jest też, że papież Benedykt nie będzie jedynym emerytowanym papieżem, jakiego poznaliśmy. Jak będą wyglądały zatem szczegółowe rozwiązania? Na to pozostaje nam tylko czekać, bo z pewnością jesteśmy świadkami rzeczy nowych.