W ciągu ostatnich stu lat poziom wody w Bałtyku podniósł się o 20 centymetrów. Naukowcy przewidują, że zjawisko to przyśpieszy i do końca tego stulecia morze podniesie się o kolejne 60, a może nawet 100 centymetrów. To oznacza, że podczas sztormów Gdańsk i inne miasta wybrzeża zaczną być regularnie podtapiane. W nieco dłuższej perspektywie z mapy Polski może zniknąć Półwysep Helski, a pojawi się wyspa Hel.
Zespół polskich naukowców sprawujący funkcję doradczą do spraw kryzysu klimatycznego przy prezesie PAN wydał komunikat ostrzegający przed konsekwencjami zmian klimatycznych i powodowanych przez nie wzrostów poziomu morza. Czytamy w nim między innymi:
„Nieuchronny charakter i narastające tempo wzrostu poziomu morza pokazują bezpośrednio niebezpieczeństwo, jakie niesie ze sobą postępująca antropogeniczna zmiana klimatu. W razie niepowodzenia w redukcjach emisji, w być może już bliskiej perspektywie historycznej trzeba będzie zmierzyć się z problemem stopniowej utraty infrastruktury w obecnej strefie przybrzeżnej i przygotować się na postępujące zalewanie coraz większej powierzchni lądu”.
Woda puchnie
Są dwie przyczyny podnoszenia się poziomu Bałtyku. Pierwszą jest wytapianie się lądolodu Grenlandii, Antarktydy oraz lodowców górskich. Drugą jest samo nagrzewanie się wody morskiej, w wyniku którego dochodzi do zjawiska zwanego rozszerzaniem się termicznym – woda po prostu zwiększa swoją objętość. O ile ostatecznie do końca wieku podniesie się poziom Bałtyku, będzie zależało od emisji gazów cieplarnianych na świecie. Jeśli pozostanie ona na obecnym poziomie, to możemy się spodziewać podniesienia o jakiś metr. Jeśli zaś uda się zatrzymać ten proces, to będzie to około 60 centymetrów.
– Do końca XXII wieku będzie to kolejny metr, może dwa, jeśli nie będziemy próbować zatrzymać ocieplania się klimatu. To by oznaczało w zasadzie trwałe zalanie całej historycznej części Gdańska – mówi prof. Jacek Piskozub, oceanolog z Instytutu Oceanologii Polskiej Akademii Nauk, współautor wspomnianego komunikatu.
Wzrost poziomu morza oznacza, że woda może wtargnąć dużo głębiej w ląd oraz pokonać zapory, których nie przekracza przy niższym stanie wody. Dlatego analizując zagrożenie powodziowe, należy zwrócić uwagę na to, jak wysokie są ekstremalne (najwyższe w ciągu roku) stany oraz jak często występują wezbrania sztormowe, podczas których względny poziom morza może przejściowo wzrosnąć o kilkadziesiąt centymetrów, w ekstremalnych przypadkach nawet do dwóch metrów. Wezbrania sztormowe na naszym wybrzeżu mają charakter lokalny i są na ogół efektem przechodzenia ośrodka niżowego, podczas którego występuje silny wiatr.
Zalewane i erozja
Wzrastające poziomy wody w Bałtyku powinny być powodem do obaw. Przy obecnym tempie obszary pomiędzy Gdańskiem a Elblągiem oraz okolice Szczecina będą regularnie podtapiane. Okresowo zalewana będzie coraz większa powierzchnia Pomorza i Żuław, a podtopienia będą sięgać po Tczew i Malbork.
Zagrożenie wezbraniami sztormowymi samego Gdańska jest bardzo realne – i to w nie tak odległym czasie. Za jakieś 25 lat, do 2050 r., będzie to się zdarzało sporadycznie, ale pod koniec wieku woda będzie wdzierać się do miasta przy każdym spiętrzeniu sztormowym.
– W pierwszej kolejności podtopienia będą dotyczyły znajdującego się na wschodnim brzegu Motławy tzw. dolnego miasta, które jest najniżej położoną częścią Gdańska. Woda będzie podtapiać też inne nadmorskie, nisko położone fragmenty miasta, w tym park Reagana. Taki scenariusz jest równie aktualny dla takich miast, jak: Ustka, Kołobrzeg, Świnoujście i Międzyzdroje – mówi prof. Jacek Piskozub. – Można powiedzieć, że zagrożone czasowymi zalaniami są wszystkie miejscowości portowe leżące nad Bałtykiem. A także te, które są położone w jego pobliżu i połączone z nim rzekami.
Przykładem jest Szczecin, który jako miasto portowe ma nabrzeże przystosowane do cumowania statków, a nie wały przeciwpowodziowe i tym samym jest niechroniony. Dlatego też te części miasta, które są położone nad Odrą, także mogą być zalewane.
Oprócz zalań zagrożeniem związanym ze wzrostem poziomu morza jest nasilona erozja wybrzeża, czyli sytuacja, w której wymywanie materiału tworzącego brzeg następuje szybciej niż jego osadzanie przez fale. Problem ten w największym stopniu dotyczy ujścia Wisły, obszaru pomiędzy Władysławowem, Łebą i Ustką, a także okolic na zachód od Kołobrzegu.
Morze zabierze ląd
Procesu zmian na Bałtyku nie można już zatrzymać. Pozostaje więc adaptacja, czyli inwestycje przeciwzalewowe w konkretnych miejscach wybrzeża. Jeśli chodzi o Gdańsk, to dobrym pomysłem może być budowa wrót przeciwsztormowych na Martwej Wiśle.
– Niestety, takiej konstrukcji nie da się postawić na Odrze, by uchronić Szczecin i pobliskie nadodrzańskie miejscowości, bo to rzeka płynąca wartkim nurtem. Jej zamknięcie z powodu sztormu nawet na dwa dni skończyłoby się wzrostem poziomu rzeki i jej wylaniem się z koryta, więc osiągnięty efekt byłby odwrotny do zamierzonego – wyjaśnia prof. Jacek Piskozub. – Na plażach będzie też trzeba budować kolejne wały przeciwsztormowe, a w portach podnosić nabrzeża. Będziemy też musieli zdecydować, których fragmentów lądu bronimy, a które zdecydujemy się oddać morzu.
Szczególnie trudna przyszłość czeka Półwysep Helski. Warto w tym miejscu przypomnieć, że już w latach 80. ubiegłego wieku miał miejsce sztorm, który przerwał ciągłość półwyspu. Naukowcy przewidują, że w tym stuleciu sytuacja się powtórzy i wezbrane podczas sztormu wody Bałtyku odetną część półwyspu od reszty kraju. Można temu zapobiegać, budując leżące równolegle do siebie wały przeciwsztormowe, które będą też chronić biegnącą środkiem półwyspu drogę i linię kolejową. Alternatywą dla takich inwestycji jest pogodzenie się ze zmianami.
– Być może sensowniej będzie pozwolić Helowi zostać wyspą i zamiast w wały zainwestować w kilka promów, które będą wozić mieszkańców i turystów na ląd – mówi prof. Jacek Piskozub.
Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie już zrealizowało lub ma w planach szereg inwestycji, np. na Żuławach, w rejonie Zatoki Puckiej, w Gdańsku, Szczecinie, które mają chronić pomorskie tereny przed powodzią. Jednak inwestycje w strukturę przeciwpowodziową mogą się okazać niewystarczające i nieopłacalne. Budowa ogromnych wałów przeciwzalewowych może i tak nie uchronić terenu północnej Polski przed powodziami. Coraz bardziej realny staje się scenariusz, w którym mieszkańców terenów zagrożonych trzeba będzie przesiedlać. Niewykluczone, że niektóre fragmenty lądu nad Bałtykiem utracimy bezpowrotnie.
Poziom Bałtyku
Wzrost poziomu morza nie oznacza jednak, że mieszkańcy wszystkich bałtyckich wybrzeży są lub wkrótce będą w tarapatach. Pomiary prowadzone lokalnie, z użyciem umieszczonych na wybrzeżach wodowskazów, pokazują, że w Zatoce Botnickiej poziom morza względem lądu opada. To efekt „wynurzania się” Skandynawii po tym, jak w czasie ostatniego zlodowacenia lądolód obciążył ją tak bardzo, że została wciśnięta w głąb płaszcza Ziemi, a po zniknięciu lądolodu zaczęła się unosić. Nie dotyczy to polskiego wybrzeża, które obniża się w tempie około 1 mm na rok w rejonie Zatoki Gdańskiej oraz nawet 2 mm na rok w rejonie Żuław. Jak wynika z pomiarów prowadzonych przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej – Państwowy Instytut Badawczy, względny poziom morza w Świnoujściu rósł od lat 50. XX w. w średnim tempie 1,75 mm na rok, a we Władysławowie 2,01 mm na rok.
Mapy zagrożenia powodziowego
W prowadzonym przez Wody Polskie Hydroportalu można znaleźć mapy przedstawiające aktualne obszary ryzyka i zagrożenia powodziowego, także ze strony morza, które uwzględniają istniejące umocnienia i scenariusz ich awarii. Widać na nich, że szczególnie zagrożonymi terenami są Żuławy Wiślane, Gdańsk, Darłowo, Dziwnów, Kamień Pomorski, Świnoujście, wybrzeże Zatoki Szczecińskiej, okolice jezior Łebsko, Gardno, Resko Przymorskie oraz inne tereny wzdłuż wybrzeża.