Logo Przewdonik Katolicki

Prewencja w uważności

Weronika Frąckiewicz
fot. Merche Portu/Getty Images

Rozmowa z ks. Jarosławem Magierskim o stanowisku Kościoła wobec śmierci samobójczej, wspierających relacjach i rodzinach, które potrzebują być zauważone

Czy w naszym społeczeństwie pożegnaliśmy się z mitami na temat samobójstwa, np. z tym, że jak ktoś odbierze sobie życie sam, to nie może być pochowany podczas liturgii pogrzebowej?
– Wydaje nam się, że dużo się zmieniło w podejściu społeczeństwa do kwestii samobójstw, jednak gdy zaczniemy wsłuchiwać się w potoczne ludzkie rozmowy, przekonamy się, że stereotypów wokół samobójstwa wciąż jest dużo. Wciąż na przykład panuje przeświadczenie, że ktoś, kto odebrał sobie życie, jest traktowany w kontekście liturgii pogrzebowej „po macoszemu”. Wiele osób wciąż jest przekonanych, że pogrzeb osoby, która odebrała sobie życie, odbywa się bez udziału księdza. Pomimo iż wydaje się, że zrobiliśmy duży krok, to wciąż jest do wykonania niemała praca, aby dotrzeć do świadomości społecznej. W mentalności wielu osób Kościół patrzy na samobójców przez pryzmat potępienia, a nie miłosierdzia.

Czy myśli samobójcze u drugiego człowieka można dostrzec, czy pojawiają się one nagle, wieszcząc nadchodzący dramat?
– Myśli rezygnacyjne są pierwszym objawem tego, że człowiek zaczyna deprecjonować siebie, co w dłuższej perspektywie może spowodować, że całkowicie zrezygnuje z życia. Jeśli środowisko, w którym znajduje się człowiek, zauważy pierwsze symptomy jego schodzenia w dół, może zapobiec najgorszemu. Jeśli jednak człowiek nie znajdzie wsparcia na etapie myśli rezygnacyjnych, to w wielu przypadkach zaczną one przekształcać się w myśli samobójcze, które w konsekwencji mogą wyewoluować w zachowania autodestrukcyjne. Jest to pewnego rodzaju proces, który możemy skutecznie przerwać. Niestety w naszym społeczeństwie bardzo często odczuwamy lęk przed konfrontacją z osobą potrzebującą wsparcia, dlatego nierzadko udajemy, że nie słyszymy pewnych stwierdzeń, komunikatów. Obracamy je w żart albo unieważniamy, klepiąc kogoś po ramieniu i mówiąc: nie przejmuj się, będzie dobrze, inni mają gorzej i też jakoś żyją. Zostawiamy człowieka samemu sobie w takiej kondycji, która może rodzić zdecydowanie gorsze konsekwencje. Myślę, że kluczem do bycia z człowiekiem w kryzysie suicydalnym jest uważność. Będę walczył o to słowo nie tylko w kontekście życia religijnego, ale także w przestrzeni codziennych relacji. Uważność to aktywne słuchanie tego, jak ktoś do nas mówi, jakie komunikaty werbalne i pozawerbalne kieruje pod naszym adresem. Jeśli będziemy uważnie podchodzić do człowieka, dostrzeżemy kryzysy, w których się znajduje, i będziemy mogli mu pomóc.

Według statystyk każdego dnia w Polsce w wyniku śmierci samobójczej umiera piętnaście osób. Tendencja ta nie pojawiła się wczoraj. Tymczasem Papageno Team działa dopiero od roku i jest pierwszą tego typu inicjatywą w Kościele w Polsce. Czy jako wspólnota Kościoła ignorujemy problem samobójstw?
– Jeśli popatrzymy na różnego rodzaju inicjatywy w poszczególnych wspólnotach diecezjalnych, to w większości z nich można znaleźć miejsca pomocy duchowej i terapeutycznego wsparcia. W wielu obszarach kościelnej mapy naszego kraju zostało to zauważone i całkiem dobrze funkcjonuje, jednak to propozycje skierowane do osób doświadczających całego spektrum kryzysów psychicznych. Papageno Team jest pierwszą inicjatywą w Kościele w Polsce, gdzie jasno zostało wyakcentowane, iż jest to duszpasterstwo skierowane wprost do osób, których dotyka szeroko rozumiany problem samobójstwa. Nie powstaliśmy, aby docierać do osób w szeroko pojętych kryzysach psychicznych. Ksiądz arcybiskup Grzegorz Ryś, kierowany pasterską wrażliwością, dostrzegł wyzwanie, jakim dla współczesności (także tej eklezjalnej) staje się kryzys suicydalny, i z dniem 18 sierpnia 2022 r. powołał do istnienia duszpasterstwo osób w kryzysie suicydalnym, po próbie samobójczej oraz doświadczonych samobójstwem bliskiej osoby. Naszymi działaniami chcemy pokazać, że mimo iż od wieków Kościół nie zmienił swojego nauczania odnośnie do samobójstwa – bo nadal, obiektywnie rzecz ujmując, jest ono postrzegane jako zło i grzech ciężki – to zdecydowanie zmieniło się postrzeganie konkretnego człowieka zmagającego się z kryzysem suicydalnym. Posługując się wiedzą z psychiatrii i psychologii, spróbowaliśmy dostrzec człowieka nie przez pryzmat świadomości czynu, wolnej woli i premedytacji działania, ale z perspektywy zawężania postrzegania, które skutecznie odbiera odpowiedzialność za podjęte decyzje. To, że w Kościele wcześniej nie podejmowano tematu, być może jest wypadkową tego, że nawet w społeczeństwie globalnym dopiero uczymy się o kryzysie samobójczym. W Polsce robimy pierwsze kroki, jeśli chodzi o prewencję i postwencję suicydalną. Skoro społecznie mieliśmy niską świadomość potrzeby zaopiekowania się tą problematyką, to w naturalny sposób kościelnie również marginalizowaliśmy tę przestrzeń. Prawdą jest, że część osób zaangażowanych w życie Kościoła ciągle jest przekonana, że życie odbierają sobie ci, którzy żyją z dala od Pana Boga. Zdecydowanie jest to nieprawdą, ponieważ kryzysy suicydalne dotykają także ludzi wierzących, a co więcej, także tych, którzy postrzegani są jako osoby głęboko wierzące. To jest przestrzeń, w której należy zatrzymać się i pomyśleć, jak do tych osób dotrzeć ze skuteczną pomocą nie tylko duchową, ale i psychologiczną.

Przekaz z kościelnych ambon jest mniej więcej taki, że życie ludzkie jest największym darem i jakiekolwiek zaprzeczanie temu jest grzechem ciężkim. Tymczasem uczestniczą z nami w Eucharystii ludzie, dla których każdy dzień jest ciężarem nie do uniesienia…
– Pojawia się pytanie, jakim językiem my, księża, posługujemy się, głosząc ludziom Ewangelię. Czy bierzemy pod uwagę, że odbiorcy tych słów mogą mieć różnorakie kryzysy i mogą zupełnie inaczej odbierać niektóre komunikaty, które kierujemy z ambony nawet w dobrej wierze? W Księdze Tobiasza jest fenomenalny przykład tego, jak wygląda kondycja osoby, która jest w pewnego rodzaju kryzysie samobójczym i wręcz modli się o śmierć. Jestem księdzem od osiemnastu lat, a nigdy nie słyszałem komentarza, który w taki sposób odnosiłby się do tego fragmentu ze Starego Testamentu. Tymczasem otwiera on niesamowitą przestrzeń do wejścia w suicydalną tematykę. Jeśli będziemy potrafili w przestrzeni kościelnej używać języka pomocowego, ewangelicznego, a nie absolutyzującego, który stoi tylko na straży wysokich wartości moralnych, będziemy w stanie dotknąć serca człowieka. Warto zdawać sobie sprawę z tego, że słowem głoszonym z ambon można pogłębić kryzys, zwłaszcza gdy ktoś teoretyzuje ponad głowami, zapominając że stoi przed nim człowiek zatopiony w poważnych problemach. Niejednokrotnie my, księża głosimy Ewangelię autorytatywnie, co sprawia, że człowiek, który jest odbiorcą, czuje, że ma nad sobą „boskiego kuratora”, a nie towarzysza, który schodzi do przestrzeni ludzkiego problemu i empatycznie spogląda na cierpiącego człowieka. Czasem brakuje mi w dzisiejszym przepowiadaniu Ewangelii wzięcia człowieka na ramiona i poniesienia go ku normalizacji. Nie potrzeba nam dziś wymądrzania się. To, że życie jest najwyższą wartością, wszyscy wiemy. Problem jest taki, że są ludzie udręczeni kryzysami, którzy w swoim dramacie, swojej traumie, w koszmarnie trudnych wydarzeniach losowych wcale tego życia w taki sposób nie odbierają, wręcz przeciwnie – widzą je jako coś uciążliwego, z czym chcieliby się rozstać. Jeśli będziemy do tych osób przemawiać z perspektywy karcera, poczują one kolejny raz, że są do niczego, że do czegoś znowu nie dorosły, a to jest bardzo nieewangeliczny sposób bycia z drugim człowiekiem.

Jak osoba, która nienawidzi swojego życia, może odnaleźć się w przestrzeni wiary?
– Słowo nienawidzi wziąłbym w cudzysłów. Osoby, które podejmują próby samobójcze, w istocie nie chcą umrzeć. One nie mają siły, nie potrafią żyć. Osoba w takim kryzysie zazwyczaj nie poczuje obecności Boga, nie czując najpierw obecności człowieka. Dla niektórych może to być niedopuszczalnym antropocentryzmem, ale uważam, że Bóg najbardziej działa przez drugiego człowieka. Nie ma lepszego narzędzia działania Boga niż drugi człowiek. Najlepszą drogą do odczucia serca Boga jest poczucie serca drugiego człowieka, otwartego, wrażliwego, słuchającego… Czasem, gdy ktoś do nas przychodzi, mamy gotową receptę na to, co człowiek powinien zrobić, aby wyjść z kryzysu. To bardzo niebezpieczne podejście, ponieważ nie da się przyłożyć jednej miary rozwiązania do wszystkich. Osoba w kryzysie przede wszystkim potrzebuje obecności, empatycznej asysty, wysłuchania, nawet takiego, które może okazać się bezsilne. Tymczasem niejednokrotnie pokazujemy, że ktoś, kto cierpi, nie ma racji. Ból emocjonalny i kryzysy próbujemy obiektywizować, aby pokazać tej osobie, że tak naprawdę nie jest tak, jak mówi. To unieważnianie sprawia, że ta osoba się zamyka. Nie ma możliwości odczucia ludzkiego ciepła, bo ktoś jej mówi, że to, z czym się zmaga, jest nieprawdziwe, nieobiektywne i nie powinna tak czuć. Myślę, że towarzyszenie bez udzielania „dobrych rad” jest kluczem do doświadczenia Boga w dalszej perspektywie. Doświadczyć rzeczywistej obecności drugiego człowieka nie jest tak łatwo w naszych wspólnotach kościelnych, które nomen omen są bardzo aktywne, jeśli chodzi o kwestie rytuałów i obrzędowości. Trudno jednak nam budować prawdziwe relacje. Pomimo że człowiek jest w Kościele, a być może udziela się w różnego rodzaju wspólnotach, to nadal czuje się samotny.

Papageno Team mocno stawia na psychoedukację. Jak rozwijać świadomość potrzeby pomocy i troski o osoby w kryzysie suicydalnym w środowiskach kościelnych, w których niejednokrotnie wiedza psychologiczna traktowana jest bardzo negatywnie?
– Dotknęła pani bardzo szerokiej i wrażliwej przestrzeni. Podejście akcentujące, że różnego rodzaju kryzysy psychologiczne można uleczyć nowenną pompejańską czy innego rodzaju pobożnymi praktykami, wciąż ma się dobrze w naszym Kościele. Nie chcę powiedzieć, że dobre praktyki religijne nie są wsparciem w kryzysie: jak najbardziej są. W różnych wspólnotach jednak można usłyszeć, że jeśli ktoś trwa blisko przy Bogu, jest zaangażowany w życie Kościoła, to niemożliwym jest, aby dopadły go jakiekolwiek kryzysy psychiczne. W Papageno Team staramy się walczyć ze stawianiem po dwóch stronach barykady pomocy duchowej i psychologicznej. Jest to jednak bardzo trudne z różnych względów. Psychoedukację w Kościele powinniśmy więc zacząć od najmłodszych lat, czyli od katechezy. Nie ma co się bać podejmowania na katechezie tematyki związanej z korelacją zdrowia duchowego i zdrowia psychicznego. Bardzo mocno kibicuję zmianom w formacji zakonnej i kapłańskiej. Potrzebne jest na tym etapie odpowiednie kształcenie z zakresu psychologii, i to nie tylko po to, aby ksiądz, który posługuje duszpastersko, wiedział, jak się poruszać w tym temacie, ale również po to, aby umiał zadbać sam o siebie. Po roku naszej działalności zaczynamy dostrzegać, jak wiele jest kryzysów psychicznych wśród osób duchownych, kleryków, sióstr zakonnych. Braki w formacji z czasów seminaryjnych czy klasztornych powodują, że księża, zakonnicy i siostry zakonne mają duży dystans do tego, aby sięgać po fachową pomoc psychologa, psychiatry czy terapeuty. A skoro sami tego się boją, to nie dziwmy się, że nie będą proponować tego tym, którym służą. Przestrzenią, w której można dostrzec kryzys człowieka, jest konfesjonał. Gdy spowiadam, zawsze mam przygotowane wizytówki osób, które są specjalistami. Jeśli tylko widzę, że to, o czym penitent mówi, jest nie tyle problemem duchowym, ile wynika z jakiegokolwiek kryzysu psychicznego, staram się pomóc. Nie mówię wówczas, aby ta osoba poszukała gdzieś wsparcia, tylko daję jej konkretny namiar na profesjonalistów. Te dwie strony wsparcia: pomoc duchowa i psychiczna w Kościele nam się rozjeżdżają. Według mnie wiara będzie zawsze czynnikiem protekcyjnym, jednak przeżywana w sposób destrukcyjny, neurotyczny może wyrządzić człowiekowi szkodę. Zdrowa wspólnota religijna i odważny duszpasterz, który potrafi zauważyć kryzys na samym początku, jest podstawą. Oczywiście żaden ksiądz bez odpowiedniego wykształcenia nie powinien „bawić” się w psychoterapeutę ani w psychologa.

Czego potrzebuje rodzina, która doświadczyła śmierci jednego ze swoich członków w wyniku samobójstwa?
– Przede wszystkim zauważenia, które nie ma nic wspólnego z etykietyzowaniem, wytykaniem palcami czy „pseudopomocą”, która nie wnosi niczego poza niezdrowym zainteresowaniem. Ogólny klimat społeczeństwa w podejściu do śmierci samobójczej skutkuje tym, że osoby, które doświadczają straty bliskiej osoby w taki sposób, niejednokrotnie chcą to ukrywać. W kancelarii parafialnej również obserwuję, że są osoby, które na pytanie o przyczyny śmierci chcą pominąć temat. Skrywają prawdziwą przyczynę śmierci, nie tylko w kontekście sytuacji parafialnej, ale także wobec otoczenia rodzinnego czy sąsiedzkiego. Są przypadki – i to wcale nierzadkie – gdzie tylko i wyłącznie najbliższa rodzina wie, co się stało, a ksiądz proszony jest, aby niczego nie ujawniał. Jestem przekonany, że utrudnia to przeżycie żałoby po stracie samobójczej bliskiej osoby, nierzadko pogłębia też traumę i sprawia, że człowiek zostaje z dramatem sam na długie lata. Kilkanaście tygodni temu organizowaliśmy Mszę św. pogrzebową po trzydziestu latach od śmierci samobójczej. Mama człowieka, który popełnił samobójstwo, trafiła na naszą stronę i zapragnęła, aby pogrzeb jej syna odbył się jeszcze raz, ponieważ pierwszy był tylko tak zwanym pokropkiem. Trauma pracowała w niej degradująco przez trzydzieści lat. Żyła w tabu, w poczuciu skrzywdzenia, niesprawiedliwego podejścia, a także z raną braku pożegnania z jedną z najbliższych osób w życiu. Oczywiście przygotowane przez nas nabożeństwo nie było pogrzebem w kontekście ekshumacji. Była to Msza św. pogrzebowa, która przebiła balonik negatywnych emocji gromadzony przez lata. Trudno to opisać słowami, ale po Mszy kobieta wyglądała, jakby ktoś zdjął jej z barków ogromny ciężar. Chyba czas to przyznać – w Kościele długo brakowało zainteresowania rodzinami, które straciły swoich bliskich w wyniku śmierci samobójczej. Ta grupa pragnie towarzyszenia, ale do bycia z nimi jako wspólnota Kościoła musimy się przygotować. Sytuacja rodzin, z którymi się spotykamy, pokazuje nam, jakie mamy społeczne podejście do tematu, bo to nie jest już tylko kwestia kościelna. Niestety generalnie obserwujemy społeczny ostracyzm. Rodzina, w której pojawiło się samobójstwo, postrzegana jest osądzająco, przez pryzmat patologii, jak gdyby ktoś odebrał sobie życie, ponieważ rodzina była środowiskiem niewydolnym, niedostosowanym. W Papageno Team przygotowujemy się do cyklicznych rekolekcji wsparciowych. Odbywać się będą weekendowo w Łodzi. Chcemy, aby były przestrzenią, w której szczególnie rodzice po stracie samobójczej dziecka będą mogli liczyć na kompetentne i profesjonalne wsparcie ze strony duchownych, ale też psychologów i terapeutów. Pomimo że informacja ta jeszcze nie pojawiła się w przestrzeni publicznej, już zgłosiło się do nas pięćdziesiąt osób. To pokazuje, że są te osoby w przestrzeni życia społecznego i wcale nie trzeba ich szukać. Wystarczy dać sygnał, że jesteśmy na nich otwarci.

Więcej informacji o samej inicjatywie można uzyskać pod adresem: www.papagenoteam.com

---

KS. JAROSŁAW MAGIERSKI
Suicydolog, psychotraumatolog, seksuolog, mediator, interwent kryzysowy, członek Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego, Polskiego Towarzystwa Zapobiegania Samobójstwom i Polskiego Stowarzyszenia Familiologicznego


---

Jeśli przeżywasz trudności i myślisz o odebraniu sobie życia
lub chcesz pomóc osobie zagrożonej samobójstwem, pamiętaj,
że możesz skorzystać z bezpłatnych numerów pomocowych:

800 70 2222 całodobowy
Centrum Wsparcia dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym

800 12 12 12 całodobowy
Dziecięcy telefon zaufania Rzecznika Praw Dziecka

116 111 całodobowy
Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży

116 123 codziennie od 14:00 do 22:00
Telefon wsparcia emocjonalnego dla dorosłych

112
Numer alarmowy w sytuacjach zagrożenia zdrowia i życia

Inne numery telefonów pomocowych znajdziesz na stronach
www.zapobiegajmysamobojstwom.pl
www.zwjr.pl/bezplatne-numery-pomocowe
www.pokonackryzys.pl

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki