Wychodząc rankiem 28 czerwca 1956 r. do pracy, 18-letnia Stanisława Sobańska i 20-letnia Helena Przybyłek, tramwajarki, a właściwie konduktorki poznańskiego MPK, nie wiedziały jeszcze, że w Zakładach Cegielskiego wybuchł strajk. Robotnicy największych zakładów miasta wyszli na ulice, domagając się godziwych warunków pracy i płacy, obniżek cen, chleba oraz wolności. Pracownicy MPK, oprócz robotników z HCP i ZNTK, byli najliczniejszą grupą protestujących. Bunt szybko przerodził się w spontaniczny protest przeciwko komunistycznej władzy i manifestację całego społeczeństwa. Dowodem na to było zgromadzenie się około 100 tys. mieszkańców miasta przed Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, mieszczącym się w dawnym Zamku Cesarskim. Z czasem tłum podzielił się na kilka grup. Największa z nich przeszła na Jeżyce, pod budynek Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Kochanowskiego.
Zatrzymane tramwaje
Od momentu wybuchu protestu wciąż narastało napięcie, choć przez pierwsze godziny miał on pokojowy charakter. Śpiewano hymn narodowy, pojawiły się antypaństwowe transparenty, biało-czerwone chorągwie, malowano hasła na murach, stanęły tramwaje. Sobańska i Przybyłek zostały zaskoczone wydarzeniami, ale przyłączyły się do pochodu bez wahania, w służbowych mundurach. Dołączyła do nich 21-letnia Maria Kapturska, która tego dnia nie pracowała, ale także była tramwajarką. Trzy młode kobiety stanęły na czele robotniczego pochodu, maszerującego ulicami Dąbrowskiego i Kochanowskiego pod gmach Urzędu Bezpieczeństwa. Niosły ze sobą biało-czerwoną flagę. Ten moment został utrwalony na fotografii, prawdopodobnie wykonanej przez ubeckiego tajniaka. Ich zdjęcie, na tle pochodu protestujących robotników, jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych symboli wydarzeń 28 czerwca 1956 r.
Pomysłodawca powstania w Poznaniu Skweru Trzech Tramwajarek, dr Paweł Cieliczko z Fundacji Kochania Poznania, wspomina, że przez te fotografię zaczął myśleć o upamiętnieniu bohaterek w miejskiej przestrzeni. – To bardzo przejmujące zdjęcie. Przedstawia trzy młode tramwajarki, idące na czele robotniczej demonstracji z rozwiniętym na całą szerokość ulicy biało-czerwonym sztandarem. Były młode, silne, radosne, dynamiczne. Odkąd je pierwszy raz zobaczyłem, zastanawiałem się nad tym, czy wiadomo, kim one były, jaka była ich rola podczas wydarzeń 28 czerwca i jak potoczyły się ich dalsze losy – mówi Cieliczko. – Kiedy poznałem historie tych kobiet, okazało się, że to one doprowadziły manifestantów pod Urząd Bezpieczeństwa, a potem zapłaciły za to straszliwą cenę. Za tę chwilę wolności, za ten moment patriotycznego uniesienia, cierpiały przez całe życie – dodaje.
Strzały przeciw wolności
Demonstrujący zrywali z chodników drobną, ciemną kostkę i rzucali nią w gmach Urzędu Bezpieczeństwa. Ubowcy stali w oknach i od czasu do czasu namawiali do rozejścia, oblewali protestujących wodą z wężów strażackich, ale to jeszcze bardziej rozwścieczało tłum. W pewnej chwili padły strzały. Wspominając to wydarzenie, Helena Przybyłek opisywała, jak wśród manifestantów zaczęli padać ranni. „Ludzie zaczęli się rozbiegać i zatrzymywali się w pewnej odległości, tworząc wielkie półkole, ale my ze sztandarami stałyśmy twardo. Raptem widzę, że kobieta mierzy do nas z pistoletu maszynowego i niemal natychmiast prawie padają strzały. Zrobiło mi się ciepło w nogi i upadłam. Po chwili sobie uświadomiłam, że to ja otrzymałam te strzały. Bardzo krwawiłam. Sztandar się skrwawił. Pogotowie zabrało mnie na Długą. Miałam przestrzelone obie nogi. Prawa noga wisiała na skórze” – opowiada Przybyłek. Lżej ranna została Stanisława Sobańska, a jej rana na szczęście okazała się powierzchowna. Marię Kapturską kule ominęły. Wycofała się spod budynku UB, niosąc podartą i umazaną krwią chorągiew. Według wielu świadectw sztandar z rąk rannej tramwajarki wyjął 13-letni Romek Strzałkowski, który krótko po tym zginął, stając się najmłodszą ofiarą Poznańskiego Czerwca.
Po strzelaninie losy tramwajarek potoczyły się tragicznie. Uszkodzenie nóg Heleny Przybyłek było tak wielkie, że lekarze byli bezradni. Miała przestrzelone kości udowe i goleń nogi prawej oraz oderwany kawałek pięty nogi lewej. W szpitalu przebywała trzy lata. Przeprowadzono sześć operacji. Lekarze próbowali przeszczepić kość z lewej nogi do prawej, ale bez skutku. W końcu amputowano jej prawą nogę, a w lewej nigdy nie odzyskała sprawności. Przez cały czas pobytu w szpitalu przychodzili pracownicy UB i przeprowadzali śledztwo.
Stanisława Sobańska została aresztowana przez UB i przez tygodnie była przetrzymywana i bita w więzieniu na ul. Młyńskiej. Odniosła ciężkie obrażenia, które wymagały kilku operacji. „Obchodzono się z człowiekiem gorzej niż ze zwierzęciem. Człowiek nie mógł za dużo mówić. I to nie tylko bili, ale i kopali. Ja zębów nie mam, wszystkie mi powybijali. Bito mnie czymś twardym, uderzenia były takie głuche. Może to był pręt stalowy. Stawiano mnie twarzą do ściany z rękoma podniesionymi i bito po całym ciele, szczególnie z upodobaniem po nerkach, tak że moczyłam się krwią” – czytamy we wspomnieniach Sobańskiej.
Z kolei Maria Kapturska po strzelaninie na Kochanowskiego nadal brała udział w demonstracji. Gdy władza postanowiła wyprowadzić na ulice wojsko i czołgi przeciw demonstrantom, wykorzystała znajomość tramwajów i zatrzymała jeden z nich. Został później przewrócony i posłużył protestującym za barykadę. Aresztowano ją 1 lipca i wielokrotnie przesłuchiwano. Jak wspomina: „Zaprowadzono mnie na Wyspiańskiego. Tam było gorzej niż w więzieniu. Boże, jak oni mnie męczyli. Pokazywali zdjęcia. Chcieli, abym się przyznała. Dopiero jak byłam już tak zmaltretowana, że nie można było mnie poznać, stwierdzili ze śmiechem, że ta na zdjęciu to z pewnością nie jestem ja. Jak to się stało, że nie zostałam zabita”.
Skwer pamięci
W 2006 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył Stanisławę Sobańską, a także pośmiertnie Helenę Przybyłek i Marię Kapturską, Krzyżami Komandorskimi Orderu Odrodzenia Polski. Przez lata jednak historia trzech bohaterek była w Poznaniu mało znana. Z tego powodu, w 2018 r. Fundacja Kochania Poznania złożyła do miejskich władz wniosek o utworzenie skweru Trzech Tramwajarek. Rada Miasta jednomyślnie przyjęła wniosek Fundacji i zdecydowała się uhonorować bohaterki Czarnego Czwartku.
Skwer uroczyście otwarto w listopadzie 2018 r. Jego lokalizacja nie jest przypadkowa. Wcześniej bezimienne miejsce znajduje się u zbiegu ul. Dąbrowskiego i ul. Kochanowskiego, niemal naprzeciw budynku ZUS-u, z którego 28 czerwca 1956 r. zrzucono urządzenia zagłuszające zagraniczne rozgłośnie. Tuż obok mieściły się garaże UB, gdzie znaleziono martwego Romka Strzałkowskiego. Nieopodal odsłonięto pomnik Ofiar Powstania Poznańskiego, a kilkadziesiąt metrów dalej stoi dawny budynek UB, skąd padły strzały, które zmieniły życie trzech tramwajarek. – W ich osobach upamiętniamy wszystkie robotniczki: kobiety, których rola i znaczenie w wydarzeniach tamtych dni nie były dotąd wystarczająco podnoszone. Fakt, że wydarzyło się to w roku, gdy świętowaliśmy setną rocznicę wywalczenia praw przez polskie kobiety, był szczególnie wymowny – podkreśla dr Paweł Cieliczko.
Tablica pamiątkowa na skwerze umieszczona jest na cokole, wyłożonym małymi bazaltowymi kostkami, takimi jak te, które w 1956 r. pokrywały poznańskie chodniki. Te właśnie kamienne kostki były wyrywane przez demonstrantów, którzy rzucali nimi w okna Urzędu Bezpieczeństwa. Skwer stał się od czterech lat jednym z tych miejsc, w których organizowane są obchody rocznicowe Poznańskiego Czerwca. Będąc na Jeżycach, warto zatrzymać się tu na chwilę i wspomnieć poznańskie tramwajarki.
Wspomnienia tramwajarek pochodzą z publikacji: Rok 1956 – 28 czerwca: wspomnienia i refleksje 50 lat później, Andrzej Górny, 2006,
Poznański Czerwiec 1956. Relacje uczestników, Aleksander Ziemkowski, 2008.
Artykuł ukazał się w ubiegłym roku w dodatku „Przewodnik Katolicki Historia”