Logo Przewdonik Katolicki

O krok za daleko

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Publicysta może już teraz napisać wszystko. To zresztą recepta na wyróżnienie się w tłumie innych publicystów

W „New York Timesie” ukazał się tekst, który zaskoczył nawet mnie, choć widziałem i czytałem niejedno. Para twórców i szefów „Kultury Liberalnej”, Jarosław Kuisz i Karolina Wigura, wezwała władze amerykańskie do zredukowania lub wręcz odmowy pomocy militarnej dla Polski. Ściślej mówiąc, uzależnienia tej pomocy od „przywrócenia w Polsce demokracji”.
Tak to skomentował na Facebooku były prezes PAP Robert Bogdański, kierując to do Karoliny Wigury: „Nie muszę pani tłumaczyć, że Polska znajduje się w bezpośrednim zagrożeniu wojennym i forsownie się zbroi, gdyż atak może nastąpić w najbliższym czasie. Rozumiem, że pani mieszka obecnie w Berlinie, czuje się zdecydowanie bezpieczniejsza i sądzi, że bezpieczeństwo Polski może być przedmiotem akademickiej dyskusji. Otóż tak nie jest. Dla kogoś kto – jak ja i moi bliscy – mieszka w Polsce, nie jest to temat do intelektualnych spekulacji, tylko kwestia życia lub śmierci. Państwa tekst nie będzie miał oczywiście żadnego znaczenia ani dla obecnej administracji USA, ani dla ewentualnej administracji republikańskiej. Gdyby jednak było inaczej, wówczas Państwa czyn wypełniałby w zupełności znamiona zdrady narodowej. Mają państwo szczęście, że jest tylko śmieszny”.
Karolina Wigura czyni teraz tematem odrębnej dyskusji hejt, jaki spotkał oboje autorów. Słowa padające w odpowiedzi bywają faktycznie brutalne, jak to w necie. Niemniej mam wrażenie, że została przekroczona jakaś kolejna granica. Polityk, nawet najskrajniejszej opozycji, o coś takiego by nie kołatał, nawet jeśli jest wytrenowany w skarżeniu się Unii Europejskiej na niskie standardy „pisowskiej demokracji”. Czy nie zakołacze jutro, pojutrze? Pewności nie ma.
Publicysta może już teraz napisać wszystko. To zresztą recepta na wyróżnienie się w tłumie innych publicystów. Wszystko już było? No to wam pokażemy, że nie wszystko. Czy ci autorzy nie rozumieją, że doradzają nie tylko narażenie na szwank polskiego bezpieczeństwa, ale i ukraińskiego? Bardzo często transakcje z Ameryką zapełniają lukę wytwarzaną przez polskie dostawy dla rządu w Kijowie.
Mnie zaskoczyło coś jeszcze, choć pewnie nie powinno. Bardzo długo Kuisz i Wigura uważali się nieomal za symetrystów. Za ludzi dialogujących z takimi jak ja. Napominali opozycję, tak jak ja próbuję napominać obecnie rządzących. Możliwe, że ta rola ich zmęczyła, wydała się jałowa. A może zapragnęli być prymusami pośród ekstremistów. W każdym razie wypłukiwanie grona tych, którzy próbowali zrozumieć rozmaite procesy społeczne, zamiast reagować wygrażaniem i straszeniem, to dziś zjawisko zatrważające. Są i tacy, co się wciąż nie poddają, ale to już garsteczka. I zaryzykuję twierdzenie: jeszcze mniejsza garsteczka po stronie „obozu postępu”.
Mógłbym sięgać po odległe przykłady. W międzywojennej Polsce wolność polityczna była naprawdę łamana, czasem pałkami po grzbietach opozycji. Mimo to istniała odpowiedzialność za własne niepodległe państwo. Jeszcze w roku 1939 opozycja proponowała obozowi sanacji wspólny rząd. Wojskowi i cywilni politycy rządzący II RP tę ofertę małodusznie odrzucili. O takich radach opozycji dla zagranicy nie było naturalnie mowy. To byłoby naprawdę uznane za zdradę, pomimo autentycznych rachunków krzywd. Sami opozycjoniści mieliby poczucie, że rzucają młodemu państwu kłody pod nogi. A dzisiaj?
Dzisiaj poczucie jakiegokolwiek obciachu zanikło. Jest logika spektaklu, licytacji, kto głośniej krzyknie. Kuisz i Wigura nie do końca do takich ról pasowali? No to postanowili pasować bardziej jeszcze niż inni. Co teraz? Kto wymyśli coś jeszcze skrajniejszego?
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki