Logo Przewdonik Katolicki

Co się z nami stało?

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Co się z nami stało, że zupełnie prozaiczna sytuacja urasta do rangi wydarzenia, a zwykłe kulturalne gesty do miana zdrady narodowej

Kilka dni temu zostałem zaproszony na śniadanie prasowe z Rafałem Trzaskowskim. Prezydent Warszawy chciał przy kawie w restauracji kilkadziesiąt metrów od Sejmu opowiedzieć o trzeciej edycji jego inicjatywy Campus Polska. Śniadania prasowe to dobra okazja do nieformalnej rozmowy między dziennikarzami a politykami różnych opcji, zwyczajem jest, że nie nagrywa się ich trwania, a wypowiedzi potem autoryzuje, by mówcy mieli większą swobodę. Dlatego to dość częsta praktyka.
Jednak to było wyjątkowe, ponieważ w chwili, gdy część uczestników (dziennikarzy, polityków PO, ale też wolontariuszy Campusu Polska) zasiadła do stołu, część czekała przy barze na kawę, do restauracji wszedł prominentny polityk PiS, były szef Kancelarii Premiera, minister Michał Dworczyk. Po chwili konsternacji podszedł doń poseł PO Sławomir Nitras i wytłumaczył, że to zamknięte spotkanie Platformy. Dworczyk nie protestował, podszedł do prezydenta stolicy i przywitał się. Nitras poprowadził go do wyjścia i pożegnał, jednak na zdjęciach, które część dziennikarzy zdążyła zrobić i wrzucić do mediów społecznościowych, wygląda, jakby go nie tyle odprowadzał do drzwi, tylko obejmował. A że sytuacja była dość komiczna, na zdjęciach wszyscy się uśmiechają.
I wtedy rozpętała się burza. Zwolennicy PO oburzali się w sieci, że Nitras obejmuje Dworczyka, a przecież Donald Tusk obiecał rozliczenie polityków PiS. Część osób pisała, że cała ta wojna PO i PiS to tylko jedno wielkie przedstawienie, a tymczasem w kuluarach politycy obu partii wspólnie biesiadują. Po stronie sympatyków obozu władzy emocji było trochę mniej, ale niektórzy zastanawiali się, czy Dworczyk nie poszedł układać się z Platformą, obawiając przegranych przez PiS wyborów. W jednej chwili sieć zalała fala spekulacji i spiskowych teorii, co to wszystko miało znaczyć, przy czym wersję prawdziwą, czyli przypadkowe wejście polityka PiS na spotkanie dziennikarzy z politykami PO, większa część użytkowników mediów społecznościowych uznała za najmniej prawdopodobną.
O spotkaniu napisały po chwili agencje, media obiegły też plotki, że szef PO Donald Tusk był bardzo sytuacją zirytowany, ponieważ właśnie dwa dni wcześniej zorganizował w stolicy marsz, w którym wzięło udział pół miliona osób, by zaprotestować przeciw rządom PiS. A teraz zdjęcia uśmiechniętych Nitrasa i Dworczyka osłabiają całą mobilizację. Obaj posłowie zostali zmuszeni do wydania oświadczeń, że spotkali się zupełnie przypadkiem. Nitras „przepraszał” za to, że zachował się wobec Dworczyka kulturalnie.
Obserwowałem tę medialną burzę i zastanawiałem się, dokąd doszliśmy w naszej polsko-polskiej wojnie? Co się z nami stało, że zupełnie prozaiczna sytuacja urasta do rangi wydarzenia, a zwykłe kulturalne gesty do miana zdrady narodowej. No bo owszem, największemu zdrajcy ręki się nie podaje, wyklętemu ze wspólnoty nie przysługują standardowe zachowania i znaki dobrego wychowania. Ale przecież to byli posłowie na Sejm, każdego wybrali do pracy Polacy, pewnie mają inne poglądy, wizje, wartości. Ale reprezentują jeden naród. Chyba że zaszliśmy tak daleko, że już tego jednego narodu nie ma?
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki