Dopiero co opisywałem tu wojnę na słowa, jaka wybuchła wokół ostatniej rocznicy powstania w warszawskim getcie. A właściwie nie wokół rocznicy, a wokół wypowiedzi, które jej towarzyszyły.
Ponieważ najmocniej przemawiała w duchu potępiania postaw Polaków wobec Żydów w czasie II wojny światowej profesor Barbara Engelking, szefująca pracom badawczym nad Holokaustem, pojawił się temat domniemanej jednostronności tych badań. Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek zagroził obcinaniem funduszów takim placówkom jak Instytut Socjologii i Filozofii PAN, gdzie działa zespół prof. Engelking. Napisałem, że nie jestem entuzjastą takich starć między światem polityki i światem nauki.
Słowo szybko stało się ciałem. Czarnek odmówił temu Instytutowi jakichś dodatkowych pieniędzy (na podwyżki płac). Posypały się protesty, ogłoszono zbiórkę na „niepokornych naukowców”. Historyk profesor Antoni Dudek chwalił się na Facebooku wpłatą, powtarzając maksymę Woltera o konieczności obrony cudzych poglądów, których sami nie wyznajemy. Parlament Europejski przysłał delegację, która miała sprawdzić, czy naruszana jest w Polsce wolność nauki. Czarnek podobno potraktował europosłów brutalnie, bo wypomniał zbrodniczą przeszłość Niemcom.
Ja opinii przez kilka tygodni nie zmieniłem. Ale też mam poczucie, że doszliśmy do jakiejś kwadratury koła. Stanęliśmy przed dylematem rozstrzygania między złym i jeszcze gorszym. Ręczne sterowanie przez rząd badaniami naukowymi to coś niepożądanego. Trudno też oczekiwać aby naukowcy kierowali się w swojej pracy poglądami aktualnej większości parlamentarnej.
I na tym można by skończyć. A jednak… Co wtedy, kiedy uczelnie czy instytuty naukowe stają się bastionem jednostronnych poglądów? Kiedy naukowcy zmieniają się w zaangażowanych bojowników jakiegoś stylu myślenia? W naukach ścisłych to raczej niemożliwe. Ale w humanistyce? Czemu nie? To znamienne, przecież prof. Engelking nie ogłosiła w rocznicę powstania w getcie żadnych ustaleń badawczych. Przedstawiła czysto publicystyczną opinię, raczej trudną do udowodnienia: Polacy w większości nie współczuli Żydom mordowanym w getcie.
Czy to nagromadzenie jednostronnych poglądów, tak intensywne, że badania zmieniają się w przyjmowanie tez z góry założonych, może być w jakiś sposób korygowane przez polityków? Zdradliwa to i niebezpieczna pokusa. Ale wobec tej jednostronności uczonych większość społeczeństwa też stoi jakoś tam bezbronna. Świat polskiej nauki jest w bardzo wysokim procencie liberalno-lewicowy lub lewicowy. To pozostający w mniejszości uczeni-konserwatyści doznawali tam rozmaitych nieprzyjemności, łącznie z postępowaniami dyscyplinarnymi czy z odmowami udostępniania sal na wykłady. Co zresztą minister próbował zmienić przeforsowaną jesienią 2012 roku ustawą o wolności akademickiej. Czemu kibicowałem, nawet jeśli styl, w jakim Czarnek pozował na prawicowego twardziela, mnie równocześnie raził.
Oczywiście receptą jest kreowanie pluralizmu w świecie nauki. Nieprzypadkowo z ustaleniami zespołu prof. Engelking polemizowali badacze z Instytutu Pamięci Narodowej. Tyle że możliwości wspierania takiego pluralizmu przez polityków są raczej ograniczone.
To napięcie jest w jakiejś mierze wpisane w logikę naukowego świata i w kształt polskiego społeczeństwa. Dochodzę do momentu, w którym powinienem wskazać systemowe recepty. Ale możliwe, że za bardzo ich nie ma. Że mogę jedynie ogłosić swoją intelektualną bezradność. Nie pochwalam odmowy finansowania niemiłych znaczącej części Polaków segmentów świata nauki. Ale jeśli przedstawić takie decyzje jako przejaw rozpaczy?