Logo Przewdonik Katolicki

Piłsudski pod Grunwaldem

Paweł Stachowiak
Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku | fot. Piotr Kamionka/Reporter

Coraz trudniej będzie nam rozmawiać, używając niby oczywistych odwołań do przeszłości. Dziś zapewne Jan Paweł II mówiąc: „Każdy ma swoje Westerplatte”, nie byłby powszechnie rozumiany, bo wielu jego słuchaczy nie wiedziałoby, o co chodzi z tym Westerplatte.

Niedawno został opublikowany raport z przeprowadzonych na zlecenie Instytutu Pamięci Narodowej badań świadomości historycznej Polaków „Edukacja dla pamięci”. To pierwsze na tak dużą skalę przedsięwzięcie, którego celem było poznanie stopnia wiedzy o przeszłości, prezentowanej przez mieszkańców naszego kraju. Jego autorzy zadeklarowali: „W projekcie badawczym uczestniczyło ponad sześć tysięcy osób. Skoncentrowano się na kategoriach o kluczowym znaczeniu dla projektowania polityki edukacyjnej: uczniach szkół średnich, nauczycielach historii oraz Polakach powyżej 20. roku życia”.

Historia? Zbędny balast…
Od dawna czekałem na takie badania, przedstawiające zobiektywizowany obraz historycznej świadomości Polaków. Wykładam najnowszą historię Polski na wielu kierunkach studiów: politologii, stosunkach międzynarodowych, dziennikarstwie, bezpieczeństwie narodowym i zarządzaniu państwem, mam zatem pewne doświadczenie w kwestii wiedzy historycznej ostatnich pokoleń. Nie jest ono pocieszające. Przeszłość bywa często pojmowana jako zbędny balast, wiedza martwa i bezużyteczna dla osiągnięcia lepszej pozycji w rywalizacji na rynku pracy. Historia jest dla nielicznego grona hobbystów i pasjonatów. Dlaczego zmuszać do jej zgłębiania tych, którzy chcą przede wszystkim uzyskać konkretne umiejętności, potrzebne w pracy? To powszechne przekonania moich studentów, którzy zżymają się, odnajdując w programie studiów historię. Przyznam, że ich rozumiem, choć chcę oczywiście z tym dyskutować. Zawsze mówię na pierwszych zajęciach: „Wiem, że nie przyszliście tu Państwo studiować historii”. Ta deklaracja otwiera przestrzeń rozmowy o wiedzy historycznej, będącej przecież fundamentem orientacji w kwestiach teraźniejszych. Wielu studentów zdaje się to rozumieć, choć zadawniona niechęć do historii jest trudna do przezwyciężenia.
Poziom wiedzy historycznej wśród osób legitymujących się maturą bywa szokujący. Niejednokrotnie miałem do czynienia z osobami, którym nic nie mówiła data 1 września 1939 r. Dowiadywałem się o polskich lotnikach bombardujących Londyn, o Józefie Piłsudskim – komendancie głównym AK, a nawet zwycięzcy w bitwie pod Grunwaldem. Skrajności? Może, ale nie tak rzadkie. Wciąż zadaję sobie pytanie o przerwanie ciągłości w sferze naszej pamięci. Dlaczego zdaje się zanikać wspólna przestrzeń polskiej wspólnoty pamięci? Dlaczego niemal każde wydarzenie, postać, proces historyczny itp. przestają łączyć, ale dzielą naszą wspólnotę? Odpowiedź jest prosta. Dzieje się tak wtedy, gdy historia staje się służką polityki, obiektem operacji polityki pamięci, czyli traktowania przeszłości jako zasobu treści wspomagających doraźne cele polityczne władzy. Wielu moich dzisiejszych studentów tak właśnie postrzega przeszłość, dlatego się od niej odwraca, gdyż widzi w niej jedynie zasób propagandowych uzasadnień dla partyjnej polityki.

Co nas interesuje
Czym innym są osobiste doświadczenia, czym innym wyniki badań, które pokazują obraz bardziej zobiektywizowany. Jak zatem wyglądają najważniejsze wnioski ze wspomnianych badań świadomości historycznej Polaków? Widzimy w nich wyraźną dysproporcję między poziomami wiedzy różnych pokoleń. Niektóre fakty, których znajomość może się wydawać oczywista, np. powstanie w getcie warszawskim, wybuch II wojny światowej, porozumienia sierpniowe, masakra robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r., znane są ponad połowie dorosłych Polaków. Uczniowie orientują się znacznie gorzej, np. o porozumieniach sierpniowych słyszało tylko 20 proc., nieco lepiej jest z datą wybuchu II wojny – zna ją 50 proc. młodzieży. Analiza znajomości rozmaitych wydarzeń zdaje się być skorelowana ze zmieniającymi się źródłami kształtującymi wiedzę i pamięć. O ile dla starszych pokoleń były to przede wszystkim wspomnienia świadków – najczęściej rodziców i dziadków oraz edukacja szkolna, to najmłodsza generacja, czerpie wiedzę z dzieł popkultury oraz mediów społecznościowych, choć deklaruje raczej niski poziom zaufania do nich. Ciekawym wynikiem, który nieco mnie zaskoczył, jest wysoka wśród młodych ludzi pozycja muzeów i miejsc pamięci. Choć nie są wskazywane jako źródła najważniejsze, to często wymieniano je jako najciekawsze, a jeszcze częściej jako najbardziej wiarygodne. Rewolucja muzealna ostatnich dekad, pojawienie się takich placówek jak Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Historii Żydów Polskich Polin czy Muzeum II Wojny Światowej okazały się skutecznym instrumentem poszerzenia świadomości historycznej Polaków.
Ciekawe procesy ukazuje badanie zainteresowania losami wybitnych postaci historycznych. Tutaj dysproporcje między różnymi grupami respondentów są szczególnie ostre i wielce wymowne. Jan Paweł II jest wciąż najciekawszą postacią dla osób w wieku średnim i starszym, jednak młodzież nie wykazuje już szczególnego zainteresowania postacią papieża Polaka. Zainteresowanie nim zadeklarowało tylko 2 proc. uczniów, co umiejscowiło go dopiero na 10. miejscu (został wyprzedzony np. przez Mieszka I i bohaterów Polski podziemnej). Ciekawą kwestią jest również nieobecność we wszystkich grupach wiekowych tzw. żołnierzy wyklętych (wyjątkiem są nauczyciele historii, którzy umieszczają ich na trzecim miejscu). Czyżby była to oznaka bankructwa oficjalnej polityki pamięci ostatnich lat i dowód na to, że nic tak nie szkodzi edukacji historycznej jak jej polityczna instrumentalizacja?
Kolejna kwestia, która zdaje się ważna, ale również niepokojąca, to wskaźniki tzw. postawy nieustępliwości w sporach o pamięć. Idzie tu w pewnym uproszczeniu o przedkładanie w tych sporach racji polskich, dlatego że są polskie, niechęć do wczucia się w argumenty strony przeciwnej, aprioryczne założenie, że specyficznie rozumiana polska racja stanu jest ważniejsza niż obiektywizm. Zjawisko to obserwujemy dziś na przykładzie sporu o twórczość prof. Barbary Engelking. Otóż ów wskaźnik nieustępliwości jest szczególnie wysoki w grupie nauczycieli historii i wynosi aż 58 proc., wobec 38 proc. wśród dorosłych Polaków, a ledwie 28 proc. wśród młodzieży. Twórcy badania w swych komentarzach zdają się nie zauważać tego groźnego zjawiska – postawa nieustępliwości, braku empatii, nadająca edukacji historycznej wymiar nacjonalistyczny, jest nieproporcjonalnie często spotykana wśród nauczycieli, konsekwencji czego nie muszę zapewne tłumaczyć.

Uwolnić się od polityki
To jedynie wybrane treści obecne w raporcie „Edukacja dla pamięci”. Uważny czytelnik znajdzie w nim wiele nieomówionych tutaj rezultatów badania, na podstawie których można sformułować szereg ciekawych wniosków. Jako praktyk kształcenia historycznego starszej młodzieży – studentów, chciałbym powiedzieć co z mojej perspektywy wydaje się szczególnie istotne. Nie jesteśmy już, jak niegdyś, społeczeństwem budującym swoją tożsamość na historii, coraz trudniej odwoływać się do wspólnego, ponadpokoleniowego, obszaru pamięci, nie ma w nim oczywistych zdawałoby się faktów, postaci i zjawisk. Coraz trudniej będzie nam rozmawiać, używając niby oczywistych, odwołań do przeszłości. Dziś zapewne Jan Paweł II mówiąc: „Każdy ma swoje Westerplatte”, nie byłby powszechnie rozumiany, bo jakże wielu jego słuchaczy nie wiedziałoby, o co chodzi z tym Westerplatte.
Historia, wiedza o niej, zainteresowanie nią, jeśli ma się ponownie stać ważnym składnikiem naszej tożsamości, musi zostać uwolniona od partyjnego kontekstu. Trzeba przestać zapisywać bohaterów przeszłości do dzisiejszych partii politycznych i czynić z nich instrumenty w politycznej walce. To jest grzech nie tylko prawicy, choć jej grzechy są tutaj największe. Przykład powstania warszawskiego pokazuje bowiem, że obie strony obecnego sporu mają „swoich powstańców”, których bez żenady eksploatują w plemiennych walkach. Młodzież tego nie rozumie i to zniechęca ją do zainteresowania przeszłością. Nauczyciel historii nie może być zatem funkcjonariuszem jakiejkolwiek polityki pamięci, inaczej nie trafi do młodych ludzi, którzy różnie postrzegają dzisiejszą Polskę i świat, różnie rozumieją patriotyzm i razi ich upartyjnianie historii. Niestety, autorzy tego raportu nie zadali sobie i swym respondentom pytania o relacje historii i polityki i o to, jak polityka pamięci wpływa na postawy młodego pokolenia. To mała łyżka dziegciu w tym jakże potrzebnym przedsięwzięciu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki