Teatr inkluzywny, włączający różne grupy osób dotychczas pomijanych, jest obecnie jedną z najmocniej rozwijających się gałęzi sztuki. Wprowadzenie teatru jako metody terapeutycznej nastąpiło na Zachodzie w krajach takich jak Holandia czy Belgia; do Polski przywędrował on w połowie lat 90., naukowcy wskazują, że pierwszym ośrodkiem tworzącym spektakle wraz z osobami z niepełnosprawnością był Teatr im. J. Osterwy w Lublinie. Kolejnym etapem integracji na polu artystycznym jest tworzenie profesjonalnych instytucji kultury, w których zatrudniane są osoby z niepełnosprawnościami – słynny jest np. berliński RambaZamba Theater czy teatr Maatwerk z Holandii. U nas powoli również tworzy się dla niepełnosprawnych artystów miejsca pracy w instytucjach kultury, głośno było o otwarciu Centrum Sztuki Włączającej – prowadzonej przez Teatr 21 od 2020 r. społecznej instytucji kultury, współfinansowanej przez m.st. Warszawę, w całości poświęconej twórczości artystów z niepełnosprawnościami i włączaniu w pole sztuki, kultury i nauki różnorodnych grup społecznych. Kto widział choć jeden spektakl takiej grupy, wie, że nie tylko wartości terapeutyczne są w nich ważne. Gra aktorów wydaje się dużo bardziej autentyczna, problemy przemyślane – ta sztuka jest wzruszająca i porywająca. Na scenie odzyskują oni głos, który często jest im odbierany w sztywnym społecznym systemie.
Prawda, a nie propaganda
Krakowski Teatr „Exit”, działający od 2016 r.przy Katolickim Stowarzyszeniu Osób Niepełnosprawnych i Ich Przyjaciół „Klika”, ma już na tej scenie swoje konkretne miejsce. Jak mówił dla „Przewodnika” założyciel i reżyser tego Teatru, Maciej Sikorski: „Nie znoszę wyrażenia, że teatr lub muzyka są chrześcijańskie. To przecież prowadziłoby do tego, że jest jakaś fizyka albo historia chrześcijańska. Jesteśmy chrześcijanami i się tego nie wstydzimy, a jako chrześcijanie tworzymy sztukę, która opiera się w dużej części na Słowie Bożym. Ale chcemy, żeby to była sztuka, a nie propaganda”. Twierdzenie to wyjaśnia tematykę, którą podejmowali artyści: spektakl Ku jedności, w którym wykorzystano pieśni w języku starocerkiewnosłowiańskim, spektakle na podstawie historii biblijnej – Genesis, inspirowany Księgą Rodzaju, oraz oparty na Księdze Wyjścia Exit. Artyści wydobywają z tych znanych tekstów nowe sensy, przekazują, jak aktualne są wybory biblijnych bohaterów, jak ważne wartości, które za nimi stoją. Nie jest to zadanie łatwe – tekst biblijny bywa archaiczny, trudno zrozumiały i skomplikowany w interpretacji, nawet dla specjalistów czy aktorów zawodowych. Te pozorne bariery świetnie pokonują niepełnosprawni artyści z „Exitu”, przekazując przez pryzmat swoich emocji i wrażliwości to, co odkryli w pracy nad tekstem. To bardzo ważne, że nie pokazują oni tylko narzuconej wizji reżysera, bo w pracy z osobami o szczególnych potrzebach istnieje często pokusa, by „wtłaczać” je w swoje artystyczne wizje. Dość często zakładają one zresztą, że osoby te muszą brać udział w przedstawieniach na niskim albo infantylnym poziomie. Ich własne przemyślenia, konfrontacja ze swoimi przeżyciami prowadzą ich jednak do dojrzałych wniosków, które następnie intrygująco przedstawiają na teatralnych deskach. Właśnie takie działanie sprawia, że nie mamy do czynienia z propagandą, bo artysta odważnie przedstawiający swoją prawdę nigdy propagandystą nie będzie.
Ciemność i światło
Rzadko zdarza się, że możemy zobaczyć kulisy takiego procesu. Są to działania bardzo osobiste, wręcz intymne, bo bazują na więzi budowanej z reżyserem i innymi członkami zespołu. Możemy się temu przyglądać w filmie Droga Eliasza – zapisie trasy Teatru „Exit” do Nattavara w Laponii. Nie jest to jednak klasyczny dokument. Aktorzy z niepełnosprawnościami wyjeżdżają do Szwecji z pokazami swego filmu. Prezentują na spotkaniach nowy obraz – Eliasz. Celem ich podróży jest leżąca za kołem podbiegunowym maleńka lapońska miejscowość Nattavaara. Miejsce to w języku szwedzkim oznacza „dolinę mroku”. Czeka tam na nich Szwedka – Eva Dynyssius, której celem jest zbudowanie w swej miejscowości Domu Eliasza – miejsca spotkań chrześcijan. Po drodze pokazują swój film w różnych wspólnotach, dzieląc się podczas spotkań swoim doświadczeniem i słuchając wrażeń odbiorców – małych grup, jednak o niezwykłej dynamice. Na dwóch spotkaniach pojawia się sam przewodniczący Konferencji Episkopatu Szwecji, kard. Anders Arborelius, innym razem spotkanie prowadzi, pochodząca z Polski, pastor Kościoła Szwecji. Nie widzimy z kolei całego filmu Eliasz, a jedynie pracę Macieja Sikorskiego ze swoimi aktorami, powtarzają oni biblijny tekst i dzielą się swoimi uwagami. Marcin Konik, opisany na stronie teatru jako „wyspecjalizowany w roli Boga”, wciela się w postać proroka Eliasza, z nieudawaną powagą przestrzega lud izraelski przed nieszczęściami, jakie czekają go za odwrócenie się od Boga. Jego głos łamie się na myśl o ludziach, którzy odrzucają Boga, wszystko to jest bardzo emocjonalne, ale też pełne przejęcia, zadumy, poczucia odpowiedzialności za otaczający świat. Świat, który według twórców tonie w mroku, w nienawiści, wojnie, co w jakiś symboliczny sposób pokazane jest przez przyjazd właśnie do najciemniejszego miejsca, za kołem podbiegunowym. Eliasz, który jest prorokiem „ognia i wody”, staje się pretekstem do spotkania grupek chrześcijan, z których emanuje piękne światło – na tej prostej i czytelnej dychotomii oparty jest cały film. Artyści przybywają na zaproszenie i po to, by spotkać Evę, która chce, by w jej osadzie, wydawałoby się że pośrodku niczego, spotykali się ludzie szukający światła w świecie. Jeden z aktorów od początku pisze ikonę Eliasza – powstaje ona jako podarunek dla Evy.
Przewodnicy po krainie mroku
Sama grupa i to, co robi, staje się jednak także ikoną dla współczesnego świata: to, co słabe i bezradne, często ma moc, by udźwignąć wszystko to, z czym ludzie nie dają sobie rady. Niezwykli aktorzy – osoby po ludzku bezradne: niewidome, z niepełnosprawnością intelektualną czy cierpiący na dziecięce porażenie mózgowe – stają się przewodnikami w krainie mroku. Są to osoby, które nie mylą tropów, nie ma w nich potrzeby niezdrowej rywalizacji, błyszczenia czy taniego gwiazdorzenia. Jedyne, o co proszą, to żeby ktoś ich pokochał takimi, jakimi są, by odwzajemnił ogrom uczuć, którymi oni obdarowują świat. Nie muszą o tym mówić wprost, wystarczy uśmiech czy gest, by chcieć się do nich przytulić, by ściągnąć maski, którymi na co dzień się zasłaniamy.Droga Eliasza to film drogi, przedstawia wędrówkę przez światło i mrok, na którego końcu nad artystami rozbłyska jaskrawozielona zorza polarna. Czy ona stanie się symbolem nadziei na lepszą przyszłość? Na pewno gdy patrzy się na aktorów z „Exitu” i wraz z nimi rozgląda wokół, rozbłyska więcej światła.