Patrzy na mnie z okładki tygodnika „Polityka” twarz Tomasza Komendy. Przypomnę, jego zwolnienie z więzienia po 18 latach odsiadki za niewinność było w roku 2018 wielkim zdarzeniem. Jan Holoubek nakręcił o nim głośny film. Opowiadał w nim o wytrwałości matki chłopaka, podtrzymującej syna siedzącego za kratami na duchu. O śledczych, którym starczyło determinacji, aby wrócić do sprawy, choć mechanizmy wymiaru sprawiedliwości zwykle takich powrotów nie tolerują. Ale i o samym Komendzie, człowieku o nieskomplikowanym umyśle, którego zastraszono i zmanipulowano.
Ostatnio Komenda stał się żelaznym tematem doniesień plotkarskich portali. Że zerwał stosunki z matką. Że porzucił kobietę, która się z nim związała po jego wyjściu na wolność i dała mu dziecko. Że od świata izoluje go brat. Że podobno ciężko choruje (na raka?). Że nie wiadomo, co zrobił z pieniędzmi, które mu wypłacono jako zadośćuczynienie za krzywdę.
Plotkarskie portale... Ich natręctwo jeszcze jakoś rozumiem. Są niby od tego, żeby włazić ludziom w życie. Rozumiem, chociaż nie pochwalam. Ale poważna „Polityka”? Zajmuje się w swoim artykule wszystkimi tymi tematami, rewelacje miłosno-rodzinne powtarzając raczej po innych. I opatrując poważnymi komentarzami. Znajoma napisała na Facebooku, że przecież po wyjściu z więzienia Komenda jest osobą prywatną. Ktoś może zaprzeczyć: jego życiorys stał się publicznym. Ale czy nim pozostał? Mam wrażenie, że ta moja znajoma ma rację. Po co więc takie publikacje, jak ta w „Polityce”?
Niby trochę dla jego obrony. Plotkarskie portale wywołują wrażenie, jakby złapały pozytywną z definicji postać na kolejnych kompromitacjach. „Polityka” cytuje psychiatrę więziennego, doktora Jerzego Pobochę. „Po takich przejściach więziennych człowiek ma zespół stresu pourazowego, jak weterani wojenni. Osobie, która nie wie, co to jest więzienie, czym jest 18 lat za kratami, trudno jest sobie wyobrazić lęki, z jakimi musi się zmierzyć, choćby wtedy, kiedy po prostu idzie ulicą czy usiłuje załatwić proste z pozoru sprawy”.
Więc tygodnik współczuje, tłumaczy. Ale czy pomaga, nakręcając zainteresowanie szczegółami życia prywatnego życiowego rozbitka? Nie sądzę. Oczywiście w tym podsycaniu atmosfery uczestniczą sami bliscy Komendy, choćby matka, która zdążyła się poskarżyć Onetowi na opuszczenie przez sławnego syna. Także i jego partnerka życiowa zgłasza się z opowieściami. Nawet to rozumiem. Ludzie nie umieją sobie radzić z nieszczęściami. Sądzą, że podzielenie się nimi ze światem im pomoże. Ale czy pomaga? I czy media powinny do tego zachęcać, na tym korzystać?
Mam nieodmienne wrażenie, że odbywa się tu gra. Gra żerowania na ludzkich słabościach. Sam bohater tej historii, wciąż nagabywany telefonami, chce się dziś wyraźnie schować. Czy jest w tej chwili bohaterem pozytywnym czy negatywnym, nie ma to żadnego znaczenia. Zapewne ani takim, ani takim. Nie roztrząsajcie tego. Po prostu go zostawcie. Może kiedyś przyjdzie czas, żeby spytać, co u niego słychać. Ale to nie jest jeszcze ten czas.
Mamy w Polsce tłumy celebrytów, którzy nas zarzucają szczegółami ze swego prywatnego życia, czasem skandalami. To jednak nie jest ten przypadek. Nawet jeśli Komenda próbował się przez moment zachowywać jak celebryta, to tylko dlatego, że świat tego od niego oczekiwał. A dziś…. Dajmy mu szansę na prywatność. Dajmy mu szansę na odnalezienie siebie. Dajmy mu wreszcie spokój!