Kiedy wybierałem się na film 25 lat niewinności, byłem przekonany, że będzie to mocne doświadczenie, choć przyznam szczerze, że trochę powątpiewałem, czy reżyser i scenarzysta podołają zadaniu. Myślę, że wszyscy zdajemy sobie sprawę, że od przytoczonych w filmie wydarzeń minęło niewiele czasu. Sprawa Tomasza Komendy (w tej roli Piotr Trojan), zarówno jego niesprawiedliwego skazania i niesłusznego spędzenia niemal dwóch dekad w więzieniu, jak i jego spektakularnego uwolnienia nie schodziła z nagłówków gazet i pasków telewizyjnych w 2018 r. Niektóre wątki tej sprawy wciąż się zresztą toczą.
Cała prawda o korupcji
Może wyda się to Państwu dziwne, ale oglądając ten film, myślałem wciąż o słowach papieża Franciszka na temat korupcji. Wypowiadał się on o niej kilkakrotnie, ja myślałem konkretnie o słowach z książki Zepsucie i grzech: „Osoba skorumpowana to taka, która właśnie na takich podstępnych działaniach zbudowała swoją wartość, która idzie przez życie na skróty, oszukuje za cenę własnej i cudzej godności”. O tym właśnie mówi nam sprawa Tomasza Komendy – o grupie policjantów i prokuratorów, którym wydawało się, że ukryją swoją nieudolność, wrabiając niewinnego człowieka. Było to oszustwo, w które uwierzyło wielu ludzi, które gdy się wydało, obnażyło słabość całego systemu. Ile musiało być w tych ludziach przekonania o własnej sile, że myśleli, iż ich podstęp nie wyjdzie na jaw. Ile musiało być w nich pogardy wobec ludzi gorzej sytuowanych. Ofiarę swojej manipulacji wybrali oni bowiem nieprzypadkowo – był to prosty chłopak, cała kilkuosobowa rodzina mieszkała w kamienicy na kilkudziesięciu metrach, nie stać było ich na profesjonalną obronę, właściwie wobec policjantów i prawników byli pozostawieni samym sobie. I tu objawia się kolejna prawda na temat korupcji – mataczenia silnych i wpływowych nie uderzają w ludzi równych im, ale zawsze ich ofiarą stają się najbardziej bezbronni i ubodzy.
Miłość do granic
Świetną pracę wykonał scenarzysta filmu – Andrzej Gołda. Trudno bowiem napisać ciekawą historię na podstawie faktów, które wszyscy znamy. Pokazał on dość szczegółowo, ale nie obciążając nieistotnymi faktami to, jak doszło do aresztowania i jak przebiegła kara Komendy. Poprzez pewne symboliczne zabiegi oddał też atmosferę, tło skrzywdzonej rodziny. Choć umówmy się: nie jesteśmy w stanie zrozumieć chociażby części z tego, co przeżywała rodzina Komendów; po dwugodzinnym seansie możemy co najwyżej zapłakać z bezradności, swobodnie wyjść z kina – dla nich było to realne doświadczenie wielu lat życia. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj rola matki głównego bohatera. W postać pani Teresy wcieliła się Agata Kulesza. Serce rozrywa heroiczna walka matki o syna, stawianie czoła prokuratorom i adwokatom, wierne towarzyszenie dziecku, nieustępująca miłość, aż do granic wytrzymałości. Dlatego scena, którą widzimy na plakacie filmu, gdy syn opuszczający więzienie wpada w ramiona matki pośród tłumu dziennikarzy, jest swego rodzaju katharsis, chwilą, w której wierzymy, że wszystko da się przetrzymać dzięki miłości. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę moment swego rodzaju cywilnej śmierci, wyzwisk o byciu „matką potwora”, to w tym kontekście scena ta staje się współczesną filmową pietą, pani Teresa trzyma w ramionach syna, który w momencie odzyskania wolności zmartwychwstaje.
Prawo dżungli
Muszę też lojalnie Państwa przestrzec, że z natury rzeczy film ten jest pełen brutalności i scen drastycznych. System penitencjarny nie jest wszakże siecią luksusowych SPA, ale brudną, ciemną i w efekcie niszczącą godność ludzką rzeczywistością. Twórcy filmu nie próbowali tych miejsc koloryzować, nie wyszło z tego polskie Prison break (amerykański serial o brawurowej ucieczce z więzienia), czasem zdarza się, że pokazuje się więzienia jako niemal modelowo działającą społeczność. Tu znów – korupcja, rządy silniejszych, właściwie prawo dżungli doprowadzają młodego człowieka niemal do kalectwa. Gorsze są jednak tortury psychiczne, gnębienie za domniemane skrzywdzenie dziecka. Wciąż niedotowany system penitencjarny jest właściwie miejscem degeneracji. Żeby było jasne – uważam, że jeśli ktoś popełnił przestępstwo – musi odbyć słuszną karę. Kolejny raz przekonałem się jednak, że jakiekolwiek działania resocjalizacyjne nie działają, a nawet nie ma woli, by skutecznie wpływać na osadzonych. Więzienia są swego rodzaju przechowalnią, a warunki dyktują tam najsilniejsi.
Przerwana zmowa milczenia
Nie jest jednak tak, że po obejrzeniu filmu zostajemy zupełnie w beznadziei. Oczywiście pojawia się dobry gliniarz, Remigiusz Korejwo (Dariusz Chojnacki), i dwóch prokuratorów, którzy postanawiają wrócić do sprawy sprzed lat. Ich determinacja wydaje się równie silna, jak przed dwoma dekadami chęć usadzenia Komendy przez tych złych. To znana w kinie klisza o jedynych sprawiedliwych, którzy z narażeniem życia niemal postanawiają naruszyć od lat spetryfikowane układy. Kibicujemy im do samego końca, bo chcemy, by dobro zwyciężyło, przyłączamy się jakoś do ich drużyny. Ale czy rzeczywiście? Co zrobilibyśmy na miejscu mieszkańców wioski, w której zamordowano dziewczynę? Remigiusz musiał przede wszystkim przełamać tę zmowę milczenia. Okazało się, że gdy ludzie zaczęli mówić, podali mu prawdziwego sprawcę niemal na tacy. I tu kolejna ważna refleksja – brak odwagi, by zwracać uwagę, brak społecznej kontroli, umacnia spetryfikowane układy i możliwość skorumpowanego działania, o którym mówiliśmy wcześniej.
Portret Polski
25 lat niewinności jest portretem nie tylko konkretnej skrzywdzonej rodziny, ale też Polski począwszy od końca lat 90. W filmie możemy zaobserwować nie tylko zmianę tego, jak się ubieramy, jakie prowadzimy życie, jakiego dokonaliśmy skoku cywilizacyjnego (który zresztą onieśmiela Komendę, w świecie więziennym był on od niego odcięty). Otwarte pozostaje natomiast pytanie, jak zmieniła się nasza mentalność, czy z pełnym przekonaniem powiedzielibyśmy, że policja, prokuratura, aparat władzy nie stosują już takich metod, a jeśli już, to są to jednostkowe przypadki. We mnie nie ma takiej pewności.