Jak podaje na swojej stronie University of Dayton (Ohio), tylko w XX wieku pojawiły się doniesienia o 386 objawieniach maryjnych, z czego zaledwie osiem doczekało się zatwierdzenia jako pewne. W ponad siedemdziesięciu przypadkach odrzucono jednoznacznie dane wydarzenie jako nieprawdziwe, w prawie trzystu nie podjęto żadnej decyzji. Rodzi się pytanie, na podstawie jakich kryteriów dokonywany jest odsiew i kto podejmuje ostatecznie decyzję w tej kwestii?
Prawda czy złudzenie?
Sobór Trydencki orzekł, że władzę rozeznania prawdziwości objawienia ma biskup miejsca. Rzecz jasna robi to, opierając się na efektach działań powołanej specjalnie komisji specjalistów różnego rodzaju – od teologów po lekarzy. Decyzję danego hierarchy może odwołać jego następca, ale w historii Kościoła nie było takiego przypadku. Może ją także dodatkowo wesprzeć swoim autorytetem papież, co dokonywało się przez różnego rodzaju gesty pontyfików: pielgrzymkę do danego sanktuarium, ofiarowanie wotum, zgodę na podniesienie kościoła do rangi bazyliki, specjalny dokument etc.
Jakie są konkretne kryteria decyzji? Wskazał je we właściwym dokumencie papież Paweł VI w 1978 roku (zob. Normae de modo procedendi in diudicandis praesumptis apparitionibus ac revelationibus), a w 2011 ukazało się tłumaczenie tego tekstu, opublikowane przez Kongregację Doktryny Wiary. Czytamy w nim, że należy wskazać kryteria pozytywne i negatywne. Do pierwszych należą:
1. Moralna pewność, że objawienie nastąpiło, potwierdzona starannymi badaniami.
2. Konkretne okoliczności tego wydarzenia, które się odnoszą do jego charakteru, a więc: a) wiarygodność osoby lub osób widzących (ich religijność, prawowierność, ale też stabilność emocjonalna, stan zdrowia, uczciwość itp.); b) teologiczna i duchowa doktryna, przekazana podczas objawień, jest poprawna i niepodatna na błędne interpretacje; c) owocem objawień jest wzrost zdrowej pobożności, która przynosi stałe i nadzwyczaj obfite duchowe owoce.
Kryteria negatywne, a więc pozwalające stwierdzić fałszywość objawień:
1. Potwierdzenie, że objawienia nie miały miejsca (np. zostały zmyślone).
2. Błąd doktrynalny w przekazanej treści, tu jednak trzeba wziąć pod uwagę, że wizjoner mógł dodać coś od siebie lub przekazał błędnie usłyszane informacje (tak było w przypadku jednego ze zjawień w Gietrzwałdzie, kiedy to jedna z dziewcząt nie słuchała wystarczająco uważnie Matki Bożej).
3. Poszukiwanie materialnego zysku lub innych korzyści powiązanych z objawieniami (np. przyciągnięcia uwagi).
4. Objawienia dokonały się w chwili, kiedy wizjoner/wizjonerzy popełniali grzech lub poważne przestępstwo, lub były następstwem takiego działania.
5. Stwierdzenie zaburzeń psychicznych lub skłonności psychopatycznych u wizjonera/wizjonerów, zbiorowa histeria, manipulacja za pomocą socjotechnik i inne tego typu sytuacje.
Orzeczenie o prawdziwości objawień można wydać dopiero po ich ustaniu, jednak wcześniej biskup może zatwierdzić kult religijny odbywający się na ich miejscu. Co, jak łatwo się domyślić, nie jest tożsame z potwierdzeniem prawdziwości zjawień. Jest wiele sanktuariów, także w Polsce, w których cześć oddawana Matce Bożej rozpoczęła się od Jej objawienia i została zaakceptowana przez Kościół, jednak samo objawienie nie zostało oficjalnie uznane przez biskupa – takim miejscem, szczególnie bliskim mojemu sercu, jest sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr na Wiktorówkach.
Macierzyńska troska
Jak pisałam w artykule na łamach „Przewodnika Katolickiego” w październiku zeszłego roku, i co nadal podtrzymuję, Maryja nie bez powodu przychodzi w widzialnej postaci. Nawet jeśli nie mówi ani słowa, Jej spotkania z wiernymi zawsze mają na celu dobro i rozwój Kościoła. Proponuję, żebyśmy teraz przyjrzeli się kilkunastu objawieniom maryjnym i spojrzeli w ich kontekst historyczny, co pozwoli nam docenić (taką mam nadzieję) zarówno troskliwość, delikatność, jak i dalekowzroczność oraz duchową siłę Matki Bożej.
Wspomożycielka misji
Pierwszym Jej objawieniem, oficjalnie uznanym przez Kościół, jest to z Guadelupe, z 1531 r. Kluczowe w nich jest to, że Maryja objawiła się w stroju i na wizerunku doskonale czytelnym dla tamtejszych rdzennych plemion. Wizjonerem był Indianin, katechista, a więc chrześcijanin i to zaangażowany. Przyniosło to błyskawicznie olbrzymie owoce w postaci nawróceń i szybkiego przeniknięcia tamtejszej kultury chrześcijaństwem, a to z kolei wpłynęło na rozpoczęcie przemiany duchowej indiańskich społeczności. Współcześnie można się spotkać z narracją ukazującą przypłynięcie Krzysztofa Kolumba do Ameryk jako jedną z największych klęsk kulturowych dla tamtego rejonu. Owszem, tuż za nim dopłynęli tam ludzie bezwzględni i chciwi, do tego pogardzający ludnością rdzenną, odmawiający jej wręcz człowieczeństwa w imię maksymalizacji własnych zysków. Jednak przybyli tam także misjonarze, którzy przynieśli Ewangelię i, jak dominikanie Bartolomeo de las Casas i św. Ludwik Bertrand, stający w obronie uciskanych Indian. Dzięki objawieniom w Guadelupe ich misja zyskała większą szansę na powodzenie, którą zresztą wykorzystano – nie bez powodu zatwierdzenie tych zjawień nastąpiło bardzo szybko, bo już w 1555 roku, i ostało się, mimo że ich prawdziwość była badana potem jeszcze dwukrotnie.
Obrończyni katolicyzmu
Mało kto wie, że w Polsce mamy nie jedno, a dwa sanktuaria, które powstały na miejscu objawień zatwierdzonych przez Kościół. Najwcześniejszym jest Leżajsk. W 1590 roku Matka Boża objawiła się tam piwowarowi, Tomaszowi Michałkowi. Poprosiła o zbudowanie sanktuarium, w którym wierni będą mogli doznawać łask. Wizjoner przedstawił całą sprawę publicznie dopiero po drugim objawieniu. Nie uwierzono mu, został zamknięty w więzieniu i był torturowany, mimo to obstawał przy otrzymanym posłannictwie. Ostatecznie wybudowano sanktuarium, a jednym z fundatorów był leżajski dzierżawca, Kacper Głuchowski. Kiedy Michałek przyszedł do niego z prośbą o pomoc w fundacji, szlachcic był luteraninem, nic więc dziwnego, że na sugestię wspierania maryjnego kultu zareagował gniewem. Próbował nawet zabić wizjonera, ale ręka, w którą chwycił siekierę, nagle zesztywniała sparaliżowana. Przerażony uznał prawdziwość objawień, a wkrótce wrócił do katolicyzmu i wsparł gruntem oraz finansowo budowę sanktuarium.
Podobna historia związana jest z objawieniami w Siluva (Szydłów) na Litwie. Miasteczko to na przełomie wieków XVI i XVII było już całkowicie kalwińskie. Nic więc dziwnego, że kiedy pewnego dnia grupka pastuszków zobaczyła na skale płaczącą Piękną Panią z Dzieciątkiem na ręku, nie wiedzieli, kogo widzą. Powiedzieli o tym swoim przełożonym w gminie i następnego dnia na tym miejscu zebrało się wiele osób, ale katechista szydził z dzieci, że im się zdawało. W tej chwili właśnie Maryja pojawiła się po raz drugi, a zapytana, czemu płacze, odparła, że kiedyś na tym miejscu oddawano cześć Jej Synowi, a teraz ludzie tu tylko sieją i koszą. Zaczęto szukać potwierdzenia u najstarszych mieszkańców miasteczka. Jeden z nich, ponadstuletni i niewidomy, przypomniał sobie, że pomagał zakopać tam wyposażenie katolickiego kościoła. Kiedy przyprowadzono starca na miejsce objawień, cudownie odzyskał wzrok i wskazał miejsce ukrycia skrzyni. Odkopano ją i oprócz kościelnych paramentów odnaleziono także obraz Matki Bożej. Jest on do dziś czczony w sanktuarium w Siluvie. Wydarzenia te sprawiły, że miasteczko na nowo stało się katolickie, a dziś jest jednym z najważniejszych miejsc pielgrzymkowych na Litwie. Prawdziwość tych objawień potwierdził sam papież, Pius VI, w 1775 roku.
Niepokalanie Poczęta
Co najmniej trzy z maryjnych objawień odnosiły się do dogmatu o Jej niepokalanym poczęciu. Odnoszące się do niego słowa znalazły się już na medaliku, którego wykonanie Maryja poleciła za pośrednictwem s. Katarzyny Labouré: „O Maryjo bez grzechu poczęta módl się za nami, którzy się do ciebie uciekamy”. Objawienia te, na paryskiej Rue du Bac, miały miejsce w 1830 roku, a więc 25 lat przed ogłoszeniem wspomnianego dogmatu. Podczas nich Matka Boża zapowiedziała też klęski i dramaty, które miały dotknąć Francję w wyniku kolejnych wojen i wewnętrznych rewolucji. Dany przez Nią medalik i zbudowany na miejscu objawień ołtarz miały być narzędziami nawrócenia i przede wszystkim duchowej siły dla tych, którzy chcieli dochować wiary, oraz odkrycia tej ostatniej dla niewierzących. Medalikowi wiele osób zawdzięczało uzdrowienie i to połączenie tajemnicy niepokalanego poczęcia z powrotem do zdrowia duchowego i fizycznego pojawiło się także w dwóch kolejnych miejscach objawień: Lourdes (1858) i Gietrzwałdzie (1877).
Maryja przedstawiła się Bernadecie tytułem, którego prosta dziewczynka z pirenejskiej wioski, do tego mająca problemy z nauką, nie mogła znać. Podobnie w Gietrzwałdzie obie wizjonerki – nastolatki – słyszą, że ta, którą widzą, jest Niepokalanym Poczęciem. W Lourdes powstało potężne sanktuarium, do którego pielgrzymują tłumy chorych, licząc na cud, a często go doświadczając. Gietrzwałd z kolei nie dość, że umocnił okolicznych mieszkańców w ich katolicyzmie i przyniósł im duchową odnowę, to zdecydował o zachowaniu przez tamtejszą ludność polskiej tożsamości narodowej.
Wzywająca do nawrócenia i zapowiadająca czasy ostateczne
La Salette to obecnie sanktuarium w wysokich, niedostępnych Alpach francuskich. Maryja wybrała to miejsce, by w 1846 roku objawić się tam dwójce nastoletnich pastuszków, Melanii i Maksyminowi, jako płacząca. Upomniała tamtejszych mieszkańców, by powrócili do modlitwy, gorliwego udziału w liturgii i stawiania Boga w ich życiu na pierwszym miejscu. Jej łzy były wywołane zapowiedziami kar, jakie Bóg postanowił zesłać na tamte tereny (chodziło głównie o niedobór żywności). Zapowiedzi się spełniły i pod wpływem tych wydarzeń nastąpiło w tamtym rejonie wyraźne ożywienie religijne.
W roku, kiedy papież potwierdzał prawdziwość objawień w La Salette, Matka Boża objawiła się w Irlandii, w Knock. Nie była jednak sama – towarzyszyli Jej św. Józef i św. Jan Ewangelista, a obok tej grupy widać było ołtarz, na którym leżał baranek, za nim zaś krzyż w otoczeniu aniołów. Nie padło ani jedno słowo. Tym, co rzuca się w oczy, jest wizualne nawiązanie do wizji baranka z Apokalipsy św. Jana. Byłby to więc obraz otwierania siedmiu pieczęci ostatecznego sądu, a więc wskazanie na potrzebę nawrócenia ze względu na zbliżającą się paruzję. Rok ukazania się wizji był też czasem kolejnej klęski głodu dotykającej ten kraj, Maryja więc ukazała Irlandczykom wyraźnie, gdzie mają szukać pomocy.
Wątek czasów ostatecznych, w tym prześladowania Kościoła pojawia się także w objawieniach w Fatimie w 1917 roku. Maryja w nich zapowiada też, że jeśli Portugalczycy będą wierni modlitwie różańcowej, ominie ich cierpienie związane z kolejną wojną. Na szczęście wierni posłuchali rady Matki i rzeczywiście ich kraj nie ucierpiał w wyniku kolejnych konfliktów zbrojnych XX wieku.
Opiekunka i uzdrowicielka
Pokrótce wspomnę jeszcze tylko o objawieniu w Banneux w Belgii, gdzie pod koniec Wielkiego Kryzysu, w 1933 roku, Maryja przychodzi jako Pani Ubogich i zapewnia o swoim wstawiennictwie za nędzarzy, chorych i potrzebujących. Przejawem Jej wielkiej troski zarówno o stronę duchową, jak i materialną wierzących były także objawienia w Kibeho (1981–1989), podczas których nalegała na nawrócenie, pokutę i wzrost gorliwości, zapowiadając, że jeśli one nie nastąpią, dojdzie do rzezi. Niestety, ludzka opieszałość sprawiła, że do mordów doszło – wszyscy pamiętamy drastyczne doniesienia z wojny w Rwandzie.
Matka Boża wydaje się mieć upodobanie do miejsc, w których są najsłabsi, najbardziej potrzebujący, ale też prości i otwarci na Jej głos. Jedno jest pewne: wciąż przychodzi i nigdy nie traci zaufania do naszej zdolności do nawrócenia.