Logo Przewdonik Katolicki

Wprowadzenie w tajemnicę

Elżbieta Wiater
In Other People's Skins – praca autorstwa brytyjskiego artysty Terry'ego Flaxtona w katedrze św. Jana Bożego w Nowym Jorku, 3 czerwca 2010 r. | fot. Spencer Platt/Getty Images

Katechumenat to czas prowadzenia do przyjęcia sakramentów, więc wydaje się, że wraz z ich udzieleniem powinien się skończyć. Tak nie jest, zostaje jeszcze jeden etap – mistagogia. Równie istotny jak poprzednie.

Chrzest bywa nazywany bramą sakramentów, bo do tego, żeby były one skuteczne, konieczne jest zjednoczenie się z Chrystusem w wodach chrzcielnych. Bynajmniej nie jest to jednak tylko czynność sakramentalno-prawna. Obrzęd ten otwiera zupełnie inną rzeczywistość duchową, a ta wymaga wprowadzenia, wyjaśnienia rządzących nią zasad, wskazania, na co należy zwrócić uwagę i jak się w niej zachować. Można to porównać do przeprowadzki na nowy kontynent. Dobrze mieć wtedy przy sobie kogoś, kto zna język i zwyczaje, objaśni nam choć trochę nowy świat, a przede wszystkim powie, jak się zachować, żeby dać sobie w nim radę, a nawet się rozwijać.

Nowa rzeczywistość
W katechumenacie tę część formacji nazywamy mistagogią (grec. mystagogia, czyli wprowadzenie/prowadzenie przez rzeczy tajemne). Tajemniczość nie polega tu na zupełnym braku wiedzy czy dostępu do niej. Chodzi o to, że dobrze przeżywane sakramenty wtajemniczenia zmieniają tego, kto je przyjął. Świadomie używam tu czasu teraźniejszego i to w formie czynnej – ich działanie nie kończy się z chwilą zakończenia obrzędów. Najlepiej chyba to ujął dominikanin o. Kalikst Suszyło w swoim wierszu Prośba o przedłużenie życia: „Daj mi, Panie Boże, żyć jeszcze troszeczkę, ponieważ jestem jeszcze nie do końca ochrzczony. Woda chrzcielna jeszcze nie dotarła wszędzie, gdzie dotrzeć powinna. Jeszcze jest we mnie dużo starego poganina”. Mówiąc inaczej, Bóg nie zmienia nas pstryknięciem palców, tak można co najwyżej anihilować połowę populacji, jak Thanos w finale Infinity War. Zjednoczenie z Trójjedynym, a więc osiągnięcie pełni naszego człowieczeństwa, to proces. Ma na niego wpływ wiele czynników, w tym nasza zgoda na przemianę i przekładanie ustnych deklaracji na konkretne uczynki oraz postawy. One są głównym, choć nie jedynym, tematem podczas spotkań mistagogicznych.

Ten, który działa
Podstawowym zadaniem w tym czasie jest pokazanie nowo ochrzczonym, jak korzystać z łaski, którą otrzymali. Tu ważne jest wskazanie na potrzebę modlitwy do Ducha Świętego i nauczenie, jak korzystać z Jego wsparcia. Dzięki temu będą oni mogli coraz mocniej odkrywać, że Bóg jest Bogiem żywym, a więc działającym tu i teraz, w ich biografii i we współczesnym świecie. Pamiętam jedną z uczestniczek spotkań, która oczekiwała od nas podania jej sztywnych zasad postępowania. Dla niej kompletnie puste były takie pojęcia, jak rozeznawanie czy pytanie Boga o wskazówki. Bardzo chciała być wobec Niego w porządku, ale brakowało jej doświadczenia spotkania Go jako żywej Osoby, kogoś, z kim może się komunikować. Chrzest otwiera w pełni taką możliwość, trzeba tylko opanować Boży język.
Oczywiście pozostają nasze wewnętrzne „zagłuszacze” Bożego głosu – tu od dawna podziwiam mądrość jednego ze słyszanych przez mnie kiedyś kaznodziejów, który powiedział, że diabeł siedzi na naszych ranach. Miał na myśli to, że kiedy zły chce nas wykorzystać, uderza właśnie w te miejsca, które najbardziej bolą. To sprawia, że wydaje się nam, iż poza bólem nie słyszymy albo nie czujemy prawie nic, także Ducha Świętego. Dlatego tak ważne jest poznanie samego siebie, swoich słabości i zranień, i dlatego tak ważne jest przekazanie tym, którzy dopiero rozpoczynają drogę chrześcijan, na co powinni zwracać uwagę i jak wygląda proces, który w nich właśnie się rozpoczął.

Przyziemnie
Wszelka zdrowa chrześcijańska duchowość ma zaczepienie w dwóch przestrzeniach. Jak mawia popularna internetowa mądrość, człowiek powinien być jak drzewo, którego gałęzie są zanurzone w niebie, a korzenie – w ziemi (jak widać, w sieci też czasem można znaleźć coś dobrego). Omówiłam już duchową stronę mistagogii, a więc „gałęzie”, teraz pora wejść w kwestie zdecydowanie bardziej przyziemne.
Tematami, które omawia się w okresie po przyjęciu sakramentów wtajemniczenia, są cnoty i ogólnie moralność chrześcijańska. Mówimy więc nowo ochrzczonym, co to znaczy w praktyce być chrześcijaninem. Omawiane są przykazania i płynące z nich nauczanie etyczne, mówimy też o cnotach – ich naturze, rodzajach, sposobach pracy nad ich rozwojem, a przede wszystkim o tym, dlaczego warto o nie się starać. Przybliżane są także duchowe skutki przyjęcia sakramentów oraz omawiany ich przebieg, do czego dodawana jest teologiczna interpretacja gestów i słów, z którymi podczas celebracji mieli do czynienia katechumeni lub kandydaci do bierzmowania.
Nie bez znaczenia są także wrażenia nowo ochrzczonych z jej przebiegu. Często tuż po chrzcie są oni tak oszołomieni emocjonalnie, że nie potrafią do końca wypowiedzieć tego, czego doświadczyli. Zresztą, jak napisałam wyżej, chrzest będzie się w ich życiu teraz nadal dokonywał, pogłębiał, jeśli tylko będą współpracować z łaską. Psychologia jednak mówi, i myślę, że ma tu wiele racji, że kiedy o czymś opowiadamy, kiedy to werbalizujemy, jednocześnie układamy sobie w głowie, jak patrzymy na dany temat, uwewnętrzniamy go, m.in. dlatego, że nadajemy mu intelektualną strukturę. Dlatego pochrzcielna agapa nad ranem nie jest wyłącznie miłym spotkaniem przy stole, a późniejsze spotkania podtrzymywaniem więzi towarzyskich. One, dzięki możliwości rozmowy na temat tego wydarzenia, pomagają je pogłębić, zapaść w duszę i zacząć tam owocować.
Oczywiście aspekt towarzyski też jest ważny. A dokładniej danie odczuć nowo ochrzczonym, że stali się częścią wspólnoty wierzących, że naprawdę jesteśmy teraz siostrami i braćmi. W Kościele w Polsce wciąż jeszcze, takie mam wrażenie, w wielu miejscach zmagamy się z realnym przeżywaniem wspólnotowego charakteru katolicyzmu. Wciąż zbyt mało jest miejsc, w których liturgia ma swoje dopełnienie w spotkaniu po niej – pogaduszkach pod kościołem, kawie lub herbacie po Mszy, obiedzie nie tylko rodzinnym. To dopełnienie jest istotne, ono pozwala dostrzec w naszej wierze wymiar wzajemnej miłości, do której wzywa nas Pan i którą ma rodzić doświadczenie sakramentalne – w końcu nie bez powodu jednym z określeń Chrystusa Eucharystycznego jest słowo „Komunia św.”. Komunia, a więc wspólnota, więź.

Problem z mistagogią
Jak łatwo się domyślić na podstawie tego, co napisałam, mistagogia, zwłaszcza w jej wymiarze dotyczącym poznania celebracji i rozumienia sakramentów, nie powinna się kończyć z dopełnieniem spotkań katechumenatu. Jeśli mam być szczera, uważam, że jest jedną z największych nieobecnych w kaznodziejstwie parafialnym, a szkoda. Uczestniczymy w liturgii, jesteśmy świadkami udzielania sakramentów, ale bywa, że do tych celebracji mamy podejście nieco magiczne – tak się robi, nie bardzo wiadomo, o co w tym chodzi, ale tak trzeba, żeby było dobrze. Tymczasem gesty i słowa mają swoje znaczenie i symbolikę, jest w nich ukryte też olbrzymie piękno. Obecnie na rynku wydawniczym możemy znaleźć wiele cennych publikacji przybliżających liturgię, nawet krok po kroku, jednak nie każdy będzie chciał sięgnąć po książkę, wiele osób woli raczej słuchać, niż czytać. Zresztą jeśli objaśnienie kierujemy do kogoś, kto tuż przed chwilą albo za chwilę weźmie udział w tym, co jest objaśniane, mistagogia ma większe szanse powodzenia. Jak pisałam wyżej, sakramenty to przestrzeń, w której możemy doświadczyć działania Boga, spotkać Go bezpośrednio. Tylko potrzebujemy człowieka, który by nas wprowadził do tej Betesdy.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki