Ochłonęliśmy już po marszach papieskich, które, jak Polska długa i szeroka, przeszły ulicami naszych miast. Ktoś zapytał mnie w związku z tym, czy to dobrze, że przy tej okazji wzywano do pogłębienia znajomości nauczania papieża Wojtyły. To retoryczne pytanie, stąd i odpowiedź bardzo prosta: tak, dobrze. No bo, ostatecznie, jeśli to były także marsze „w obronie”, to dobrze byłoby wiedzieć, kogo się broni…
Ale pozytywna odpowiedź nie zamyka sprawy. Przeciwnie, zmusza do kolejnego pytania, a właściwie całej serii pytań: czy dopiero wrzawa wokół jakichś nieszczęsnych dzieł telewizyjno-książkowych ma powodować refleksję, że trzeba znać Jana Pawła II? Czy gdyby nie to, to moglibyśmy bez głębszego namysłu powtarzać wciąż to samo, że wielki, historyczny, opatrznościowy, wyjątkowy był to chrześcijanin i Polak? Dlaczego bez tych spektakularnych poruszeń, wywołanych zresztą czynnikiem zewnętrznym, a nie refleksją Kościoła, nie stać nas na skoncentrowanie uwagi na przesłaniu Jana Pawła II? Jeśli już nie codziennie, to choćby w tych najważniejszych chwilach, które przeżywamy jako Kościół i jako społeczeństwo? Bo przecież format nauczania polskiego papieża jest tak głęboki, wielowątkowy i uniwersalny, że powinno się czynić wszystko, by zachęcać tych, którzy są w Kościele, ale i wszystkich nieobecnych czy religijnie obojętnych, do wspólnej refleksji wokół tego, co dla całej wspólnoty najistotniejsze. To jest testament głowy Kościoła, dlatego to na Kościele w głównej mierze spoczywa obowiązek przywoływania tego depozytu i ukazywanie jego uniwersalnego i wciąż aktualnego charakteru. Tymczasem, ostatni raz, kiedy cała Polska była autentycznie zainteresowana głosem Jana Pawła II, to był okres, w którym ważyły się losy polskiej akcesji w Unii Europejskiej, a więc blisko 20 lat temu… A przecież życie przyniosło nam – Kościołowi i całemu społeczeństwu – kolejne wyzwania: kryzys rodzin i plagę rozwodów, ogromny wzrost depresji, katastrofalny styl debaty publicznej i postępującą polaryzację społeczeństwa na tle politycznym, przemoc wśród nastolatków, kryzys migracyjny na pograniczu polsko-białoruskim, alkoholizm – by poprzestać na kilku istotnych społecznie wyzwaniach.
Dlaczego więc – wobec tych i szeregu innych dylematów – nie wchodzimy z papieżem w twórczy dialog, wciąż przeżuwając te same fakty, cytaty, anegdoty? Dlaczego nie jesteśmy już w stanie czerpać z nauk Jana Pawła II, z bezcennych przecież wskazań, jakie kierował do nas zarówno w czasach komunizmu, jak i w dobie transformacji, a także w wolnej już Polsce? Dlaczego nie zapraszamy go do rozmowy o naszych wspólnych sprawach? Jestem pewny, że św. Jan Paweł II jest z nami. Ale czy my jesteśmy z Nim?
Jeśli, jak chcą niektórzy, Jan Paweł II jest dla młodych głównie postacią memiczną, to także dlatego, że tym, którzy go słuchali, zabrakło determinacji, by powtarzane ochoczo wskazania papieża zastosować w swoim życiu i dać czytelne świadectwo. Ale dla chrześcijan nie ma drogi bez wyjścia. Ruszmy więc głową i sercem.