Duża część środowisk kościelnych, a także polityków, mówi właśnie o ataku, ja mam tu jednak sporo pytań. Dlaczego? Przede wszystkim należy postawić sobie pytanie, co się właściwie wydarzyło. W sferze faktów mamy książkę Ekke Overbeeka, który przyjmuje z góry tezę, że Jan Paweł II wiedział o przypadkach pedofilii w Kościele, niektóre wręcz miał tuszować. Drugim faktem jest reportaż Franciszkańska 3 pokazany przez TVN24, w którym przedstawiono kilka spraw księży, którzy dopuszczali się przestępstw seksualnych i reakcję ówczesnego biskupa krakowskiego Karola Wojtyły, jak również relacje świadków, wspomnienia ofiar tych księży. Oczywiście na temat tych materiałów powstają kolejne, są one punktem wyjścia wielu dyskusji, rozmów, ale w sferze faktów to de facto dwie publikacje. Ich źródłem w dużej części są zachowane archiwa IPN. UB i SB bardzo interesowały się Kościołem, więc też wszelkimi sprawami obyczajowymi, a przestępstwa pedofilii były dla nich szczególną gratką. I dziennikarze właśnie docierają do archiwów IPN na ten temat, ale w aktach zachowały się też donosy o tym, jak reagowali przełożeni, proboszczowie, księża dziekani, jak reagowała krakowska kuria, co powiedzieli informatorzy o przebiegu spotkań podejrzanych z Karolem Wojtyłą, co wynikało z przejętej korespondencji.
W istocie cały spór dotyczy interpretacji dokumentów, do których dotarło kilku dziennikarzy. Overbeek wyciąga z nich bardzo daleko idące wnioski, Marcin Gutowski z TVN24 również uważa je za podstawę do poważnych pytań o odpowiedzialność Karola Wojtyły, a mój redakcyjny kolega z „Rzeczpospolitej” Tomasz Krzyżak uważa, że ówczesny metropolita zachował się – w sprawach, których akta widział – zgodnie z prawem i zasadami przyzwoitości. A zatem cała dyskusja dotyczy interpretacji akt IPN, które oglądało kilka osób, a każda z nich wyciągnęła inne wnioski.
Jeśli nazwiemy to atakiem, to właściwie czego się domagamy? Żeby dziennikarze nie zaglądali do IPN? Archiwa Kościoła nie są dla dziennikarzy dostępne, więc sięgają do tego, co jest, czyli IPN. Czy więc domagamy się, by w książkach nie stawiano – nawet niesprawiedliwych ocen? Na przykład Overbeek sugerował niejasne relacje między kard. Sapiehą i ks. Karolem Wojtyłą. Czy w wolnym kraju, w wolnej debacie mało pisze się głupot? Czy o papieżu nie pisze się złych rzeczy w internecie właściwie codziennie? Są środowiska skrajnie antykościelne, które od dawna, jeszcze nim ktokolwiek zaglądnął do archiwów, uważały Jana Pawła II za wcielenie wszelkiego zła.
Ale jeśli redaktor naczelny największej liberalno-lewicowej „Gazety Wyborczej” Adam Michnik wygłasza płomienne mowy o wielkości historycznej Jana Pawła II, jeśli posłowie w Sejmie przyjmują uchwałę w obronie dobrego imienia Jana Pawła II, to czyż nie mamy do czynienia po prostu z – owszem, brutalną, ale jednak – debatą publiczną, z pojedynkiem na zarzuty i argumenty, który przecież jest w demokracji codziennością? Może zamiast skupiać się na „obronie” czy „ataku”, zachęćmy więcej badaczy, by zajrzeli do akt i stwierdzili, jak było naprawdę, jakie tezy są uprawnione, a jakie są nadużyciem. Bo prawda historyczna nie jest ani atakiem, ani obroną, tylko próbą ustalenia faktów. Cała reszta to polityka.