Odwiedzałem kiedyś jako wolontariusz hospicjum, byłem też kilka razy w dziecięcym szpitalu onkologicznym. Pamiętam towarzyszący mi lęk. Przede wszystkim o to, czy będę umiał odpowiedzieć na pytanie o sens cierpienia albo o śmierć. Pierwsze, czego się nauczyłem przy ludziach chorych i cierpiących, to świadomość, że wobec choroby i cierpienia nie ma prostych odpowiedzi. Po drugie, nauczyłem się, że od słów ważniejsza jest obecność. Doceniłem wtedy umiejętność milczenia. Milczącej obecności przy drugim. Wreszcie, po trzecie, zauważyłem, że to, co trudne, przeżywa się lepiej, jeśli towarzyszy temu nadzieja. Najlepiej zakotwiczona w czymś nieprzemijalnym, albo może lepiej Kimś, kto zawsze jest.
Kiedy czytamy Pismo Święte, od jego pierwszych stron dowiadujemy się, że Bóg wszystko stworzył jako dobre. W zamyśle Boga nie ma cierpienia. Człowiek jest stworzony z miłości i do miłości. W świecie stworzonym przez Boga człowiek czuł się dobrze, miał harmonijne relacje ze swym Stwórcą i pozostałym stworzeniem, wreszcie ze sobą samym. Ten naturalny porządek zaburzył grzech, który jest w swej istocie wystąpieniem przeciwko porządkowi stworzenia. Stąd w miejsce porządku wkrada się nieporządek, w miejsce miłości – nienawiść, w miejsce życia – śmierć. Konsekwencją nieporządku jest też cierpienie. Trudno więc z punktu widzenia wiary uznać cierpienie za coś dobrego, a w konsekwencji – trudno celowo wyszukiwać sobie cierpienie, jakby miało być najlepszą drogą do Boga. Jak słusznie zauważa Dariusz Piórkowski SJ, Jezus „nie biegł z radością na Golgotę, jakby w niej samej upatrywał upragnionego szczęścia”. Przyglądając się Bogu, jakiego objawia Chrystus, i samemu Chrystusowi, który przyjmuje i podejmuje cierpienie, pytamy o sens (a może bezsens?) cierpienia w perspektywie wiary (s. 12).
By nie poprzestać jedynie na rozważaniach teologicznych (skądinąd potrzebnych), publikujemy w tym numerze rozmowę Anny Druś z Pawłem Grabowskim, twórcą Hospicjum Proroka Eliasza (s. 14). Pytamy, jak teorię przekuć w praktykę. Jak tym, czego dowiadujemy się z Ewangelii, żyć na co dzień. Jak na wzór Chrystusa uczyć się przyjmować i podejmować cierpienie? Ale też jak towarzyszyć tym, którzy chorują, cierpią, starzeją się, umierają…
Nie ma się co oszukiwać: cierpienie towarzyszy człowiekowi na różnych etapach życia i w różnych wymiarach. Nieraz cierpi ciało, nieraz psychika, nieraz duch. Nie znam kogoś, kto nie chciałby wyeliminować cierpienia ze swego życia czy w ogóle z życia. I tak, trzeba robić wszystko, by cierpienie minimalizować, by dbać o porządek społeczny, by na miarę naszych możliwości przywracać porządek stworzenia. W jakiejś mierze wyrazem takiego wołania była encyklika Jana XXIII Pacem in terris. Gdy świat stał na krawędzi wojny nuklearnej, papież wzywał do pokoju, do wejścia na drogę pojednania. A zatem wzywał do tego, co jest wpisane w ludzkie serce od początku: pragnienia harmonii, porządku. Pisze o tym Monika Białkowska (s. 20).
Utopią byłoby uznać, że jesteśmy w stanie przywrócić światu pierwotny porządek. To uczyni Pan, gdy ostatecznie zaprowadzi swoje Królestwo, o co modlimy się w Modlitwie Pańskiej: „przyjdź Królestwo Twoje”. Dopóki to się jednak nie stanie, jesteśmy w drodze ku… i na tej drodze każdy z nas, na miarę swoich możliwości, powinien żyć zasadami tego Królestwa.
Ks. Artur Stopka słusznie przypomniał, że Wielki Post dzieli się na czterotygodniowy okres pokuty i dwutygodniowy okres pasyjny (s. 18). Piątą niedzielą Wielkiego Postu rozpoczęliśmy ten drugi etap, a Niedzielą Palmową otwieramy Wielki Tydzień. Będziemy coraz intensywniej wchodzić w tajemnicę cierpienia, męki i śmierci Chrystusa. Jednak nie po to, by się na tym zatrzymać. Lecz po to, by zgodzić się na obecność w naszym życiu i cierpienia, i śmierci, jednak w pespektywie nadziei, którą niesie zmartwychwstanie Jezusa. Ostatecznie przecież jesteśmy powołani do szczęścia.