Logo Przewdonik Katolicki

Zrozumieć rzeczywistość

Piotr Jóźwik
Fot. Zuzanna Szczerbińska

Nie ma już powrotu do modelu, w którym kobieta „zostanie w domu” i nie będzie pracować zawodowo. Dominującym modelem nie będzie też rodzina wielodzietna

Kilka tygodni temu przez kraj przetoczyła się dyskusja o rodzicielstwie. Zapoczątkował ją list abp. Marka Jędraszewskiego na Wielki Post. Metropolita krakowski napisał w nim m.in. o „prawdziwiej zapaści demograficznej, która dotknęła nasz naród”. „Ta dramatyczna sytuacja w dużej mierze wynika ze sposobu, w jaki we współczesnej kulturze (…) przedstawia się wielodzietną rodzinę (…). Wraz z tym w parze idzie przekaz o konieczności «realizacji siebie» (…). Temu wszystkiemu towarzyszy obraz człowieka, który żyje jedynie teraźniejszością i który ciągle się bawi (…). Natomiast niezmiernie rzadko ukazuje się ludzi, dla których największą radością są ich dzieci i dla których fakt bycia rodzicem jest źródłem szczęścia i dumy” – napisał abp Jędraszewski.
Reakcją na list pasterski był list matki-katoliczki „szczerze zadziwionej spłyceniem problemu malejącej dzietności”. Katarzyna Zarosa – matka trojga dzieci – zwróciła uwagę na zupełnie inne problemy, tzn. stworzenie sensownych warunków, żeby mieć gdzie i za co te dzieci wychowywać: na problemy z dostępnością mieszkań (zdolność kredytowa!), na ich wielkość czy na kłopoty natury formalnej z uzyskaniem zasiłku macierzyńskiego, a nawet na brak przewijaków w przykościelnych toaletach. „Jasne, zwracanie uwagi na wzorce kulturowe ma sens i należy to robić. Ale problem (…) polega na tym, że na tym poprzestaje. Co więcej, skupia się tylko na etapie przed urodzeniem, a nie na tym, co dzieje się z matką, dzieckiem i rodziną już po przyjściu na świat kolejnego potomka” – napisała.
Odpisała jej… inna matka-katoliczka. Aleksandra Gajek – żona i mama czwórki dzieci – w swoim liście przywołała dane, według których brak odpowiednich warunków finansowych czy obciążenie finansowe wcale nie są głównymi przyczynami, dla których młodzi ludzie nie chcą mieć dzieci. W czołówce znalazły się inne odpowiedzi: „Nie czuję potrzeby posiadania dziecka”, „Chcę być niezależny/a, wolny/a”, „Chcę się skupić na sobie/swoich potrzebach”. Przy okazji nawiązała do sytuacji w Czechach. Otóż „Polacy znacznie bardziej niż Czesi cenią pracę zawodową (za bardzo ważną uznaje ją 52 proc. Polaków, a tylko 35 proc. Czechów), natomiast mają znacząco inne podejście do posiadania dzieci. Aż 58 proc. Czechów uważa, że wychowanie dzieci to powinność wobec społeczeństwa, a tego samego zdania jest tylko 22 proc. Polaków”.
Żaden z tych listów osobno nie udzieli nam kompleksowej, wyczerpującej odpowiedzi na pytanie, jak to jest z naszą (nie)chęcią do rodzicielstwa. Ale w każdym odnajdziemy cenne wskazówki. W tym numerze „Przewodnika" pytamy właśnie o kobiety. W rozmowie z Małgorzatą Bilską prof. Mirosława Grabowska, długoletnia szefowa Centrum Badania Opinii Społecznej, wyjaśnia zmiany, jakie możemy zauważyć w postawach młodych kobiet. Nasze mamy i babcie akceptowały bardzo wysokie wymagania we wszystkich swoich rolach – pracowały zawodowo na cały etat, do tego były paniami domu, a także żonami i matkami. Nie skarżyły się na to, choć dobre wypełnianie tak wielu ról jest często nie do pogodzenia. I tu właśnie nadeszła wielka zmiana: młode pokolenie kobiet ma odwagę dziś przyznać, że jest im trudno. To automatycznie wywołuje pytania o poziom zaangażowania się panów – chodzi oczywiście o kwestie odpowiedzialności za dom i za wychowanie dzieci, ale nie tylko. Osobna sprawa to stworzenie przez państwo takich ram, w których godzenie roli matki i pracy zawodowej będzie – szczególnie w pierwszych latach życia dziecka – łatwiejsze. A chociaż w Polsce dużo mówi się o znaczeniu rodziny i wartości macierzyństwa, nasz system ekonomiczno-społeczny okazuje się wyjątkowo nieprzyjazny dla matek – pisze w swoim artykule Piotr Wójcik, analizując niedawny raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego „Mama wraca do pracy”.
Na rzeczywistość nie ma się co obrażać. Jak mówi prof. Mirosława Grabowska, procesów społecznych, które zmieniają sytuację kobiet, bać się nie trzeba. „Każdy ma dobre i złe strony. Nikt nie jest w stanie go zatrzymać lub nim sterować”. Dlatego wydaje się, że nie ma już powrotu do modelu, w którym kobieta „zostanie w domu” i nie będzie pracować zawodowo. Dominującym modelem nie będzie też rodzina wielodzietna. Postarajmy się zatem dobrze zrozumieć procesy, z którymi mamy do czynienia. Bo tylko wtedy będziemy potrafili dać na nie dobrą odpowiedź.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki