Przekazanie ich wybranym do chrztu jest świetnym momentem także dla ochrzczonych „od zawsze”, by poczuć wagę wypowiadanych w tych formułach słów. To szansa na zatrzymanie się nad nimi i chwilę refleksji nad zdaniami tak dobrze znanymi, że wypowiadanymi często automatycznie, z rozpędu. Jednak to nie jest zasadniczy powód stworzenia specjalnych obrzędów przekazania. Aby go znaleźć, trzeba się najpierw przyjrzeć, co przekazujemy.
Wyznanie wiary
Symbol wiary, czy inaczej Credo, to podanie streszczenia doktryny Kościoła. Pamiętam, jak uczyłam się do egzaminu z teologii fundamentalnej. Elementem tego działu jest religiologia, czyli charakterystyka głównych religii świata. Po przebrnięciu przez te wszystkie koncepcje miałam w głowie totalny zamęt, co jest prawdą i w co sama wierzę. Szukając pomocy, stanęłam na środku mojego pokoju i po prostu głośno wyrecytowałam wyznanie wiary. Poskutkowało, świat wrócił do harmonii, przynajmniej ten pod moją czaszką. Opowiadam to jako przykład, że jeśli mamy problem z określeniem, czy dane nauczanie jest chrześcijańskie, czy nie, Credo jest świetną miarą i przy okazji „ściągą” pozwalającą stale mieć w głowie podstawowe prawdy naszej religii: wiarę w Trójjedynego Boga, Stwórcę, wcielonego Zbawiciela i Ducha, który ożywia i odnawia oraz zwołuje i jednoczy Kościół. Całość kończą, dla obcokrajowców masakryczne do wymówienia, wnioski praktyczne, czyli wiara w „świętych obcowanie, grzechów odpuszczenie, ciała zmartwychwstanie, żywot wieczny”.
Jego nazwa „symbol” odwołuje się do greckiego sposobu potwierdzania umów – na znak ich zawarcia łamano pieczęć i każdy zabierał swoją część. Kiedy chciał potwierdzić swoje prawa do czegoś wynikającego z tej umowy, przynosił swoją część i składał ją (grec. symballein) z częścią należącą do drugiej osoby. Jeśli pasowały, jego żądania były słuszne. Credo to nasza, ludzka część symbolu, który złamaliśmy z Bogiem. Dlatego tak ważne jest, żeby była właściwa, odpowiadała części, którą jest On sam.
Tekst dłuższy wyznania wiary, tzw. Credo Nicejsko-Konstantynopolitańskie, kształtowało się przez prawie cały IV wiek, a w następnym była dogrywka, w postaci sporu o tytuł Bogurodzicy. Ortodoksyjni biskupi ze względu na wierność temu nauczaniu tracili diecezje, szli na wygnanie, a niektórzy stracili nawet życie. Toczyły się zażarte spory, wylano mnóstwo atramentu, a dyskusje o relacjach między naturami Chrystusa rozpalały umysły nawet przekupek. Trudno, żeby było inaczej, skoro od właściwego sformułowania nauki zależało życie wieczne wierzących, a chrzest przecież przyjmowano po to, by wejść do wieczności z Bogiem. Nie było i nie jest obojętne, w jaką doktrynę wierzymy, bo to ona jest źródłem, z którego wyprowadzamy wnioski dotyczące tego, jak żyjemy.
Wypowiedzenie tego tekstu jest też oddaniem Bogu chwały, bo stanowi wyznanie Jego, objawionej nam, wielkości, sprawiedliwości i miłosierdzia. Świetnie rozumiał to św. Piotr z Werony, który ugodzony ostrzem zabójcy opłaconego przez heretyków resztką sił napisał na ziemi palcem umoczonym we własnej krwi: „Credo”. Wierzę. Za zawarte w tym krótkim tekście treści w ciągu wieków zginęły setki tysięcy ludzi. Tak, szli na śmierć umocnieni przez Ducha i ze względu na miłość do Chrystusa, ale postrzeganych tak, jak o tym mówimy, odmawiając wyznanie wiary. To gęsty tekst, ciężki od znaczeń, ale też swojej historii.
Ojcze nasz
Modlitwa Pańska z kolei jest cenna przede wszystkim dlatego, że dał ją nam Jezus. Odmawiamy dłuższą wersję, tę zapisaną przez św. Mateusza w Kazaniu na górze. Jeśli będziecie mieli kiedyś czas, przyjrzyjcie się strukturze tych zebranych mów. Z pewnością rzuci się wam w oczy to, że Ojcze nasz to centralny tekst. Zgodnie z zasadami retoryki hebrajskiej na takim miejscu umieszczano najistotniejsze treści. Już to wskazuje, jak ważna była ta modlitwa, także w nauczaniu Pana. Ma ona niesłychanie piękną konstrukcję i jest sama w sobie arcydziełem, niesłychanie bogatym w treść już na poziomie retorycznym. Jednak najistotniejsze w niej jest wskazanie na Boga jako ojca wspólnoty wierzących. Nie kogoś obcego, odległego, ale tego, który daje i podtrzymuje życie. To bardzo osobisty tekst, wymagający doświadczenia wiary, by go zacząć rozumieć, ale też budujący wiarę, w miarę uwewnętrzniania go.
Dla pierwotnego Kościoła był tak cenny, że przekazywano go dopiero katechumenom. Poza chrześcijanami nikt nie powinien był znać tej modlitwy, bo była ona zastrzeżona dla tych, którzy przez wiarę i chrzest upodobnili się do Chrystusa. Tylko tacy mogli mówić do Boga: „Ojcze”. Dlatego dopiero w ramach przygotowań do chrztu uczono Modlitwy Pańskiej i początek tego procesu wyznaczany był przez specjalny obrzęd.
Przekazanie Symbolu wiary
W tygodniu po pierwszym skrutynium katechumenom przekazuje się Credo. Może to odbyć się w ramach Mszy lub liturgii słowa Bożego. Przeznaczone są na nią odpowiednie czytania, po których przewidziana jest krótka homilia na temat wyznania wiary. Po niej kapłan mówi: „Niech przystąpią wybrani, aby od Kościoła przyjąć Symbol wiary”. Ci stają w centralnym miejscu kościoła, a kapłan wypowiada zachętę, którą kończy stwierdzeniem, że te słowa, które usłyszą, są „krótkie, ale zawierają wielkie tajemnice. Przyjmijcie je i zachowajcie szczerym sercem”. Następnie cała wspólnota recytuje wobec nich Symbol wiary. Po tym kapłan zaprasza wiernych do modlitwy w ciszy nad katechumenami, o to, by Bóg i Pan otworzył wnętrza ich serc i bramy swojego miłosierdzia, tak by mogli zjednoczyć się w chrzcie z Chrystusem. Po tej cichej modlitwie celebrans wyciąga nad katechumenami ręce i ich błogosławi, po czym odsyła.
Przekazanie Modlitwy Pańskiej
Ono następuje w tygodniu po trzecim skrutynium, a więc krótko przed Wigilią Paschalną. Znowu wybrani są wywoływani na środek, po czym celebrans czyta fragment Ewangelii wg św. Mateusza zawierający Ojcze nasz (zob. Mt 6, 9–13). Następnie w homilii wyjaśnia wagę i znaczenie tego tekstu. Po niej wzywa wspólnotę do cichej modlitwy wstawienniczej nad wybranymi. Po jej zakończeniu wyciąga ręce nad katechumenami i ich błogosławi, prosząc przede wszystkim o wiarę i zrozumienie, dzięki którym będą mogli zostać odrodzeni w wodzie chrztu.
Może dziwić prostota tych obrzędów, ale myślę, że wynika ona z niechęci do zagłuszania Ducha Świętego nadmiarem słów i gestów (zresztą cenię liturgię Kościoła zachodniego za ten ascetyzm). Dzięki temu też nie ma tu miejsca na manipulacje czy gry psychologiczne, jest za to dużo ciszy, w której może wybrzmieć przeczytane i wypowiedziane słowo. Ważny element to, obecna przecież także w skrutyniach, modlitwa wstawiennicza wspólnoty. Ona buduje więź, bo zarówno wybrani czują się otoczeni wsparciem, jak i wierni odkrywają swoją odpowiedzialność za przygotowujących się do inicjacji chrześcijańskiej. Dzięki temu ci jeszcze niedawno nieznani ludzie stają się kimś rozpoznawalnym i ważnym.
Przyjmując Modlitwę Pańską, zostają wezwani do odkrywania swojego Bożego dziecięctwa, a ucząc się i przyswajając jako swój Symbol wiary, by go potem wyznać, okazują swoją dojrzałość. I tak, w kolejnym wymiarze, chrześcijaństwo okazuje się religią godzącą paradoksy.