Jedna z ciekawszych dyskusji, jakie obserwowałem ostatnio, była wywołana niepozornym tekstem. Otóż w bożonarodzeniowym wydaniu „Gazety Wyborczej" znany prawnik Marcin Matczak napisał tekst pod tytułem „Chrześcijańskie symbole tych świąt nie są łatwe ani przyjemne". Tekst opatrzony był podtytułem: „Ateistyczne święta to samooszukiwanie się człowieka zagubionego w sekularnym świecie".
Najpierw parę słów o samym prof. Matczaku, który zasłynął jako zagorzały przeciwnik zmian w wymiarze sprawiedliwości proponowanych przez Prawo i Sprawiedliwość. Zarzucał PiS-owi łamanie konstytucji i demokratycznych norm, przekonując, że chodzi wyłącznie o upolitycznienie sądownictwa, a nie o jego reformę. Szybko więc stał się jedną z twarzy ruchów obrony demokracji, konstytucji i praworządności. Stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych przeciwników Prawa i Sprawiedliwości. Dlatego też jego sympatycy przecierali oczy ze zdziwienia, gdy czytali wspomniany tekst w „Wyborczej”, który był jedną wielką apologią katolickości czy chrześcijańskości świąt Bożego Narodzenia. Natychmiast zarzucono mu dyskryminowanie ateistów i dzielenie ludzi. Najzagorzalsi krytycy Kościoła i katolicyzmu zaczęli rozdzierać szaty, że „Wyborcza” tak skandaliczny tekst opublikowała, przekonywać, że Matczak ich osobiście obraził, że wymierzył im policzek itp. Lewicowa pisarka Manuela Gretkowska nie rozwodząc się zbytnio, kazała profesorowi Matczakowi „wy***lać”.
Cóż takiego napisał więc prof. Matczak? Przypomniał sens religii, że to wspólnotowe doświadczenie tajemnicy. Że miłe rodzinne zwyczaje w różnych domach nie zastąpią religii, bo religia łączy różnych ludzi właśnie. Przypomniał, że świętowanie to nie kolejny dzień wytchnienia, by nabrać jeszcze więcej sił do pracy w dzień powszedni, ale po to, by zatrzymać się nad sensem wszystkiego. Święto to nie czas maksymalizacji naszych utylitarnych celów, ładowania baterii przed trudnym tygodniem, tylko rozważania tajemnicy.
Do tego też prof. Matczak przeprowadził krytykę świąt, w których rytuały mają nas rzekomo łączyć, ale i tak wszyscy siedzą zatopieni w ekranach własnych telefonów komórkowych, przeglądając media społecznościowe. Najmocniej skrytykował TikToka, popularny serwis z krótkimi materiałami wideo, na który miliony osób wrzucają filmiki, gdy udają, że śpiewają znane przeboje, albo wygłupiają się do kamery. Porównał to wręcz do pornografii, w której wszystko musi być widoczne, na pokaz, gdzie moje „ja” ma nie mieć tajemnicy, musi być całkowicie transparentne. W tym sensie TikTok jest całkowitym przeciwieństwem świąt, w których gromadzimy się wokół tajemnicy, patrzymy na to, co ukryte, co objawiło się człowiekowi nie tyle w skromnej stajence, ile w podłej oborze, gdzieś na marginesie ówczesnego cywilizowanego świata.
W tym sensie prof. Matczak napisał ważny tekst o współczesności i o sensie świętowania. Można się zgadzać lub nie, ale reakcje nań raczej dowodzą, jak czułych dotknął on strun, jak dobrze opisał pewne zjawiska. Nie dostrzegam w nim bowiem niczego, co mogłoby kogokolwiek obrazić.