Logo Przewdonik Katolicki

Rusza proces mecenasa

Małgorzata Bilska
il. A. Robakowska/PK

Rozmowa z Tomaszem Krzyżakiem - kierownikiem działu krajowego „Rzeczpospolitej”, absolwentem polonistyki na UKSW, a także studiów podyplomowych „Profilaktyka przemocy seksualnej wobec dzieci i młodzieży” w Centrum Ochrony Dziecka Akademii Ignatianum w Krakowie

9 kwietnia ukazał się Twój artykuł na temat zarzutów, jakie prokuratura postawiła w 2013 r. Arturowi Nowakowi, prawnikowi znanemu z filmu Tylko nie mów nikomu braci Sekielskich. Artur Nowak w mediach piętnuje Kościół, jest bojownikiem o dobro dzieci. Czego tekst dotyczy?
– Poważnych zarzutów, o których on sam publicznie nie mówił: płatnej protekcji, nadużycia funkcji, ujawnienia tajemnicy służbowej, powoływania się na wpływy w instytucjach państwowych, utrudniania postępowania karnego. Zdaniem śledczych adwokat – razem ze współoskarżonym prokuratorem Karolem K. – założyli tzw. spółdzielnię, której celem było osiągnięcie jak największej „korzyści majątkowej”. Adwokat w sposób nieuprawniony miał pozyskiwać od prokuratora informacje z postępowań przygotowawczych, które ten prowadził, a następnie ustalał z nim korzystne dla swoich klientów decyzje. Chodziło np. o to, by dana osoba nie została oskarżona o przemyt narkotyków, a tylko o ich posiadanie, co jest zagrożone niższą karą pozbawienia wolności. W innej sprawie mecenas miał „załatwić umorzenie” postępowania w odniesieniu do mężczyzny, któremu zarzucano znęcanie się nad byłą partnerką oraz seksualne wykorzystanie ich wspólnego dziecka.

Dlaczego wciąż nie ma wyroku?
– Bo choć akt oskarżenia trafił do sądu ponad cztery lata temu, do dziś nie ruszył proces. Oskarżeni wraz z pełnomocnikami twierdzą, że dowody ich rzekomych przestępstw zostały nielegalnie pozyskane przez funkcjonariuszy CBA i prokuraturę – z podsłuchiwania ich rozmów. W przypadku adwokata – także z klientami. Dotychczas sprawa krążyła między sądami a prokuraturą, które toczyły między sobą spór prawny. Ostatecznie jednak – o czym dowiedziałem się już po publikacji tekstu – proces ruszy. Na 25 kwietnia sąd rejonowy w Gdańsku wyznaczył termin posiedzenia wstępnego. A to pierwszy krok do tego, by całą sprawę wyjaśnić.

Czy ma to wpływ na wiarygodność Artura Nowaka jako prawnika – obrońcy ofiar przemocy seksualnej? Dla niektórych Twój artykuł to „kara” za ostrą krytykę Kościoła.
– Nigdy nie miałem zamiaru nikogo karać, od  nikogo też nie dostałem na niego „zlecenia”. To nieudolna próba obrony. Jestem dziennikarzem, a rolą dziennikarzy jest informowanie społeczeństwa o sprawach dla niego ważnych. Jeśli piszemy o przestępstwach, których dopuszczają się duchowni wobec dzieci, o zaniedbaniach biskupów itp., to nie możemy milczeć, gdy na adwokacie zaangażowanym w te właśnie sprawy ciążą poważne zarzuty. Przemilczanie tego byłoby manipulacją.
Adwokat reprezentujący czyjeś interesy ma być czysty jak łza. Fakt, że może mieć na sumieniu poważne przestępstwa, podważa zaufanie do niego – a więc i jego wiarygodność. Może w tej sytuacji powinien ograniczyć swoją aktywność? Tylko co ze sprawami, które prowadzi? Ktoś mu zaufał, liczy na jego pomoc. To trudne, ale coś trzeba zrobić. Myślę, że powinno mu zależeć na tym, by jak najszybciej oczyścić się z zarzutów.

Mecenas Artur Nowak reprezentuje w sądzie ofiary przemocy seksualnej, w tym braci Pankowiaków. W filmie Sekielskich powiedział, że jest ofiarą księdza. W świetle nowej wiedzy, ale też historii Marka Lisińskiego, może warto przyjrzeć się tej historii?
– Dążenie do prawdy powinno być jednym z najistotniejszych priorytetów w pracy dziennikarza. To dotyczy też osób – i ufam, że tak jest – które wyjaśniają przestępstwa seksualne w Kościele. Ale dojście do prawdy bywa bardzo trudne. Wykorzystywanie seksualne dzieje się w ukryciu, pomiędzy dwiema osobami, z których jedna (dziecko!) jest zastraszana, manipulowana itd. Dlatego często mówi o traumie dopiero po wielu, wielu latach. Nie można się temu dziwić. To długi proces.
Mecenas Nowak o swoich krzywdach opowiedział jako osoba dorosła, jego relacje zostały zbadane przez kompetentne osoby w Kościele. Uznano, że jest osobą pokrzywdzoną. Nie mam podstaw, aby to podważać. Przypadek Marka Lisińskiego wydaje mi się jednostkowy. Swoją historię wymyślił kilka lat temu, gdy Kościół w Polsce dopiero uczył się wyjaśniania takich spraw. Nie podważa to wiarygodności ofiar.
Nie widzę jednak powodów, dla których o jednych przestępstwach można pisać, a na inne mamy nagle spuścić zasłonę milczenia. „Niech wasza mowa będzie: tak, tak, nie, nie”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki