Trzeba więc pokonać w sobie wstydliwy skurcz gardła, który stłumionym głosem pozwala wypowiedzieć prośbę: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Owszem, trzeba ją wypowiadać wyraziście, odważnie i ufnie. Wszak pochodzi ta prośba od Boga-człowieka, a któż lepiej wie, co przystoi człowiekowi?
Uporządkowane życie zaciera często naszą wrażliwość na tajemniczą drogę kromki chleba do głodnych ust. To takie zwykłe: piekarnie, magazyny, sklepy, koszyk, sakiewka na grosz. A jednak ileż w tej codzienności i w tym ułomku mieści się przedziwnych tajemnic! Gdyby kromka chleba mogła przemówić, gdyby otworzyła swe usta i opowiedziała swoje drogi, zdumielibyśmy się, ile w niej cudów mądrości Bożej, ile wielkości i zwykłości. Zda się, złoto i błoto, radość i pot, piękno i gnój. Z misterium wszechmocnej potęgi i niemrawego trudu, z mieszaniny niebios i ziemi, z krzątaniny Oracza Niebieskiego i rolnika, w tysiącznych przemianach Bożo-ludzkiej alchemii, jawi się głodnym oczom błogosławiony dar. Któż zdoła go ocenić? Może oceni go ojciec uznojony, gdy wróciwszy ze żniwnego pola, patrzy radośnie omdlałym okiem na spożywczy zapał swych dzieci. Na pewno doceni go człowiek głodny, gdy przez odpychającą szybę śledzi bochen świeżego chleba na wystawie, a także więzień obozu koncentracyjnego, gdy oblicza pożądliwym mózgiem każdą kruszynkę niesioną do cudzych ust.
Książkę można kupić tutaj