Logo Przewdonik Katolicki

Na stole Jezusa

Monika Białkowska i ks. Henryk Seweryniak
fot. imagedb.com, CUKMEN/Adobe Stock

Duża część pożywienia Arabów, zamieszkujących dziś Palestynę, jest taka sama jak jedzenie starożytnych Hebrajczyków. Można by pomyśleć, że w warstwie kulinarnej Stary Testament pisano współcześnie.

Monika Białkowska: Zima. Pandemia. Kolejne ograniczenia. I jeszcze mróz i śnieg, i deszcz. Ani jechać gdzieś w świat, ani lecieć. Najbardziej tęskno mi chyba do różnych kuchni, do smakowania czegoś znów po raz pierwszy. I do kuchni Afgańczyków w Grecji też mi tęskno. To jest w sumie zabawne, że ludzie potrafią tęsknić za jedzeniem, za smakami: i tymi egzotycznymi, i tymi domowymi, z dzieciństwa…

Ks. Henryk Seweryniak: Ważny jest dla nas smak i ważne jest jedzenie, nie ma co ukrywać. Nie tylko dlatego, że pozwala nam przeżyć, ale też dlatego, że sprawia jednak pewną przyjemność, należy jakoś do smaku życia. I z Jezusem zapewne nie było inaczej. Taki zapach chleba na przykład… Do dziś pamiętam, jak mama piekła chleb w piecu chlebowym, jak najpierw wyrabiała ciasto w wielkiej dzieży, jak ten świeży chleb smakował, czasem suchy, czasem posmarowany śmietaną. Ja już mojego chleba z dzieciństwa nie posmakuję. Ale na Bliskim Wschodzie zachowała się technika wyrobu chleba jeszcze z czasów Jezusa.

MB: Podejrzewam, że to może być taki sam chleb, jaki jadłam u Afgańczyków. Duże, płaskie placki, chrupiące, gorące, pachnące. Uchodźcy wypiekali je nawet w obozach dla uchodźców w Grecji, kiedy jeszcze wolno w nich było rozpalać ogień…

HS: Ale nie tylko sam chleb jest tu ważny. Duża część pożywienia Arabów zamieszkujących dziś Palestynę jest taka sama jak jedzenie starożytnych Hebrajczyków. Można by wręcz pomyśleć, że przynajmniej w warstwie kulinarnej Stary Testament pisano współcześnie. Ubodzy jedli chleb jęczmienny, a bogaci – pszenny. To właśnie ten pszenny nazywa się lehem.

MB: I od niego pochodzi nazwa Betlejem: bet lehem, dom chleba. Pszennego chleba.

HS: Pamiętasz na pewno tę przypowieść o Królestwie Bożym, które ma być podobne do zaczynu. Kobieta wzięła zaczyn i włożyła go w trzy miary mąki. Jezus mocno tu przesadza: jedna miara mąki to czterdzieści litrów. Jeśli pomnożysz przez trzy…

MB: … to żadna kobieta ręcznie takiego ciasta nie wyrobi.

HS: Ale za to mamy obraz tego, jak potężna jest siła Królestwa Bożego! Przy okazji musimy pamiętać, że do chleba nie zawsze używano zakwasu. Chleb na Paschę był niekwaszony, na pamiątkę ucieczki Izraela z Egiptu, kiedy to ciasto nie zdążyło się zakwasić. Ale taki chleb, macę, jedzono tylko tego jednego dnia. Zachowały się oczywiście piece, w których chleb wypiekano.

MB: I nie były to chleby podobne do naszych: to były duże, płaskie placki, których się nie kroiło. Wystarczyło odrywać po kawałku i moczyć w jakimś sosie. Jako sztućców też czasem takiego kawałka chleba używano. Ale chleb nie był przecież jedynym jedzeniem.

HS: Wiemy z Ewangelii, że Jezus jadł i pił normalnie, nie udręczał się jakoś mocno w tej kwestii – zarzucano Mu nawet, że jest żarłokiem i pijakiem. Z Ewangelii znamy też podstawowe produkty, znajdujące się w tamtym czasie na stole: chleb, rybę, jajko.

MB: „Jeśli któregoś z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona?” (Łk 11, 11–12). Chleb i ryby są oczywiste, ale to jajko mnie intryguje. Hodowali już wtedy ptactwo czy wybierali tylko jajka dzikim ptakom? W Polsce, w Biskupinie przynajmniej, ślady udomowienia drobiu są dużo późniejsze, z wczesnego średniowiecza…

HS: Nasza część świata jest w kwestiach rolnictwa mocno opóźniona. Oni już za czasów Jezusa mieli bób i rośliny strączkowe, do nas dotarły one dopiero w XII wieku, przypuszczam, że nie bez wpływu wypraw krzyżowych. Kury raczej mieli. Mieli też gołębie.

MB: Racja. Zapomniałam, że przecież składali w ofierze w Świątyni synogarlice. Skoro składali, skoro nimi handlowali, to musieli też je hodować.

HS: Dzikim ptakom jajka pewnie też podbierali. I miód wybierali dziki, bo wiadomo, że go znali, a nic nie wiemy o żadnych pasiekach. Hodowali kozy, owce, krowy, więc z mięs mieli to wszystko plus jeszcze dziczyznę. Ale mięso jedzono raczej na wielkich, uroczystych biesiadach, nie na co dzień. W przypowieści o synu marnotrawnym pojawia się motyw zabicia koźlęcia z okazji jego powrotu do domu. Wszyscy na pewno jedli mięso raz w roku: baranka na Paschę. A w inne uroczyste okazje zapewne tylko bogatsi.

MB: Na samych korzonkach przeżyć się nie da. Niektórzy twierdzą, że to możliwe, ale jakoś im nie wierzę. Ludzie z czasów Jezusa mieli pod ręką wielki zbiornik smacznego mięsa – mieli jezioro.

HS: Mieli jezioro, dlatego to właśnie ryby były tym zasadniczym elementem ich diety. W Jerozolimie była Brama Rybna, przy której sprzedawano ryby z połowów. Niektórzy przywozili ryby aż z Tyru, ale rzadziej, bo Żydzi bali się morza, woleli łowić na jeziorze.

MB: Jezioro było też jednak bliżej…

HS: Odległość miała tu znaczenie, biorąc pod uwagę wysokie temperatury. Żeby uchronić ryby przed zepsuciem, suszono je. Ponoć w Magdali sprzedawano też coś w rodzaju konserw rybnych, choć, prawdę mówiąc, nie wiem, jak to mogło wyglądać.

MB: Wspomniał ksiądz wcześniej o dziczyźnie. Nigdy tam nie byłam, ale jakoś nie kojarzyłam Ziemi Świętej z lasami i polowaniami. Zostały po nich jakieś ślady archeologiczne? Broń, groty strzał?

HS: Lasy są, i w Starym Testamencie są opisy polowań na różne zwierzęta. Dziczyznę sobie wówczas bardzo ceniono. Polowano na ptaki, ale też na sarny, na zające czy dzikie króliki. Łapano wróble. I świerszcze jedzono również. Oprócz tego na stołach było wtedy mnóstwo różnych jarzyn, uprawianych w przydomowych ogródkach: sałata, ogórki, pory, cebula, czosnek, soczewica, bób. Były melony, figi, winogrona. Niektóre źródła mówią, że właśnie na Golgocie, poza murami miasta, ludzie mieli takie małe ogródki, w których mogli wyhodować sobie owoce i warzywa. 

MB: Coś w rodzaju naszych działek za miastem.

HS: Tak to właśnie mogło wyglądać. Lubili też orzechy, pistacje, migdały, całe bogactwo tego było. Jadali za to tylko dwa razy dziennie. Pierwszy posiłek był około południa, a drugi wieczorem. Ten drugi był gotowany, podawany zwykle w jednym naczyniu, bez oddzielnych talerzy dla każdego. Jedzono rękoma, dlatego tak starannie należało je przedtem umyć.

MB: I stołów nie było. Powiedzmy to wyraźnie, bo mocno wbił nam się obraz Leonarda da Vinci o ostatniej wieczerzy. Jezus przy stole nie siedział. Do dziś w tamtej części świata do stołu siada się rzadko. Oglądałam ostatnio opowieść chłopaka z Iranu: owszem, przy stole jedzą na szybko, jakieś śniadanie przed szkołą. Ale kiedy są goście, kiedy jest rodzinny obiad, to wtedy siadają na podłodze.

HS: W Izraelu zamiast stołu rozkładali na podłodze matę, zwykle po prostu skórę. Bywało, że pojawiał się jakiś rodzaj stolika, ale nie był wyższy niż trzydzieści centymetrów. Gotowali w naczyniach miedzianych i cynowych, pozostałe uważali za nieczyste.

MB: A Księdzu z tych kilku podróży do Ziemi Świętej jaki smak najbardziej został w pamięci?

HS: Baranek. Zdecydowanie baranek, którego przyrządziły nam siostry karmelitanki. Siostry, które, przypomnę, same mięsa w ogóle nie jedzą. Był genialny, aromatyczny, z ziołami… Pascha musiała rzeczywiście byś wspaniałym świętem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki